24.11.2004 |
CO NOWEGO W PTT? |
11/2004 (45) |
Dni gor PTT
Tegoroczne Dni Gor PTT (1--3 pazdziernika) odbyly sie w Przemyslu, glowna organizatorka byla prezesujaca miejscowemu Oddzialowi PTT, Dorota Milanowicz, gospodarzem -- ks.Adam Wasik. Zjechalo sie przeszlo 170 osob z 20 oddzialow i kol Towarzystwa. Pierwszy dzien (piatek) wypelnilo zwiedzanie Przemysla a po poludniu otwarcie Dni Gor i okolicznosciowa uroczystosc z prelekcjami Lucjana Faca i Stanislawa Janochy. Pierwszy mowil o Przemyslu jako miescie na pograniczu kultur, drugi -- o perspektywach turystyki w Euroregionie Karpaty. Najciekawszym punktem programu byla sobotnia wycieczka autokarowa do Stryja i dalej we wschodnia czesc Bieszczadow -- z wejsciem w 90 osob na najwyzszy szczyt tego dlugiego pasma, Pikuj (1405 m). Gory byly juz w barwach jesieni, pozolkle trawy, kwitnace jesienne gencjany. Lasy z przewaga buczyn, dobrze utrzymane. Pogoda dopisala, choc widocznosc nie byla najlepsza, a szkoda, bo panorama z Pikuja cieszy sie szeroka slawa. Wycieczke prowadzil zaprzyjazniony z nami przewodnik Aleksander Luznyj ze Lwowa, swietnie znajacy problematyke przyrodnicza i historyczna okolic, do tego biegle wladajacy jezykiem polskim. Grupy nie uczestniczace w wyprawie na Pikuj zwiedzaly Lwow i Pogorze. W niedziele wysluchalismy Mszy Sw. w kaplicy Collegium Marianum, z piekna homilia ks. Adama, nastepnie zas koncertu duetu skrzypcowego ze Lwowa. Na zakonczenie bylo zwiedzanie fortu Letownia i monastyru. Zegnalismy piekna Ziemie Przemyska z przekonaniem, ze trzeba tu jeszcze wrocic. Obszerniejsza relacja z Dni Gor ukazala sie na lamach "Co slychac?" 10/2004.
Barbara Morawska-Nowak
Nowe wladze PTT
13 listopada 2004 r. w sali audiowizualnej TPN, przy ul. Chalubinskiego 42a w Zakopanem, odbyl sie VI Zjazd Delegatow Polskiego Towarzystwa Tatrzanskiego. Na 157 delegatow, na liscie obecnosci podpisalo sie 134. Jedynym kandydatem na prezesa pozostal dotychczasowy prezes, Antoni Leon Dawidowicz. W wyborach wzielo udzial 126 delegatow.
Przed wyborami czlonkow zarzadu przeglosowano liczebnosc Zarzadu Glownego w obecnej kadencji, zmniejszajac sklad do 14 osob. W wyniku wyborow, w ktorych wzielo udzial 124 delegatow, wyloniono nowy Zarzad, ktory ukonstytuowal sie nastepujaco: wiceprezesi -- Janusz Badura (O. Bielsko-Biala), Wlodzimierz Janusik (O. Lodz), Jerzy Piotr Krakowski (O. Mielec). Sekretarz -- Barbara Morawska-- Nowak (O. Krakow); skarbnik -- Malgorzata Stepa (O. Krakow). Czlonkowie Prezydium: Tomasz Kwiatkowski (O. Radom), Michal Mysliwiec, Antonina Sebesta (oboje: Myslenice, O. Krakow). Pozostali czlonkowie Zarzadu: Szymon Baron (O. Bielsko-Biala), Stanislaw Czubernat (O. Poznan, TPN), Janusz Eksner (O. Radom), Wojciech Lippa (O. Nowy Sacz), Krzysztof Pietruszewski (O. Lodz) oraz Waldemar Skornicki (O. Radom). W jawnym glosowaniu, wybrano wiekszoscia glosow Glowna Komisje Rewizyjna i Glowny Sad Kolezenski. Glownej Komisji Rewizyjnej (6 osob) przewodniczy Jan Weigel (Bielsko-Biala), przewodniczacym 9-osobowego Sadu Kolezenskiego zostal ponownie Tomasz Gawlik (Ostrowiec Swietokrzyski).
Barbara Morawska-Nowak
22.11.2004 |
HURAGAN POD TATRAMI |
11/2004 (45) |
Na Slowacji trwa szacowanie strat po katastrofalnej wichurze, jaka w piatek 19 listopada w godzinach 15.30 -- 20 szalala na Podtatrzu i nad Tatrami. Wiatr wiejacy z predkoscia od 90 do 115 km/godz. zniszczyl 2,5-kilometrowy pas lasu ciagnacy sie na dlugosci 50 km od Podbanskiej az po Tatrzanska Kotline. W Tatrach leglo 12 000 ha lasow, mocno ucierpialy tez drzewostany Orawy i Niskich Tatr. Powalone drzewa sparalizowaly ruch na Drodze Wolnosci, nie kursowaly kolejki elektryczne. Szczesliwym trafem jest tylko 1 ofiara smiertelna, chociaz drzewa walily sie na samochody i dochodzilo do zderzen pojazdow z oszalalymi ze strachu jeleniami. Przez kilka dni odciete od swiata byly zaklady lecznicze w Wyznich Hagach, gdzie jest 250 pacjentow i ok. 50 osob ewakuowanych z aut uwiezionych na drogach. Dopiero w niedziele w poludnie udalo sie oczyscic droge.
Pracownicy Lasow Panstwowych TANAP sadza, ze zniszczeniu uleglo okolo 2,5 miliona metrow szesciennych drewna, a straty siegna miliardow koron. Duza czesc zlomow zniszczeje, gdyz samo ich usuwanie zajmie co najmniej 3 lata. Doniesienia ze Slowacji mowia o uderzajacej zmianie krajobrazu poludniowych podnozy Tatr Wysokich. Podobno z Popradu widac wszystkie osady lezace przy Drodze Wolnosci, a zdewastowane "miasto Vysoke Tatry przypomina krajobraz ksiezycowy". Slowacka prasa podkresla, ze chodzi o katastrofe ekologiczna, jakiej w czasach historycznych Tatry dotad nie przezyly.
Wedlug sluzb meteorologicznych, wichura osiagala predkosci od 90 do 115 km/godz. Na szczycie Chopoka zanotowano 150 km/godz. a na szczycie Lomnicy -- rekordowa wartosc 165,6 km/godz., typowa dla orkanu. Na razie nie mamy meldunkow o szkodach na obszarze Tatr Polskich.
22.11.2004 |
JUBILEUSZE, JUBILEUSZE |
11/2004 (45) |
100 lat Naranjo de Bulnes
Wlosi swietowali w tym roku 50. rocznice pierwszego wejscia na K2, Austriacy -- polwiecze zdobycia Cho Oyu. Jak juz o tym informowalismy, tegoroczne wloskie wyprawy na K2 przyjal na specjalnej audiencji Jan Pawel II, w Wiedniu natomiast odbyla sie uroczysta akademia z udzialem uczestnika wyprawy Tichego, prof. Helmuta Heubergera. Hiszpanie cyklem imprez -- wystaw, sympozjow, spotkan, zawodow wspinaczkowych -- uczcili setna rocznice zdobycia swojej pieknej i trudnej Naranjo de Bulnes -- wapiennej iglicy nad wioska Bulnes w Picos de Europa w Asturii. Nie majaca latwej drogi Naranjo (2519 m) jest, podobnie jak nasz Mnich, symbolem alpinizmu iberyjskiego, szeroko znanym z fotografii i wykorzystywanym w logach, znakach i odznakach organizacji wysokogorskich (
odznaka). Pierwszego wejscia na szczyt dokonali 5 sierpnia 1904 r. arystokrata Pedro Pidal i (w roli przewodnika) owczarz Gregorio Perez. Ich wspinaczka z nader skromnym ekwipunkiem byla wielkim wyczynem sportowym i zapoczatkowala trudne wejscia na Polwyspie Iberyjskim. W dwa lata pozniej glosnym echem odbilo sie drugie wejscie, zrealizowane nowa droga przez samotnego Niemca, Gustava Schulzego. Z biegiem lat przybywalo drog i alpinistow na szczycie. Padaly kolejne sciany. W r. 1954 rozpoczelo prace schronisko, 8 marca 1956 zrobiono pierwsze pewne wejscie zimowe (co do wczesniejszych byly watpliwosci). Obecnie na scianach turni jest ok. 60 drog, w tym wiele solidnie trudnych a nawet ekstremalnych. Szczyt nalezy do najpopularniejszych obiektow skalnych bogatej w gory Hiszpanii, uchodzi przy tym za gore, ktora pochlonela najwiecej istnien ludzkich. "Naranjo" znaczy pomarancza, podobno od barwy skal w zachodzacym sloncu. Turnia ma tez druga nazwe: mieszkancy Asturii zwa ja Picu Urriellu, lub bardziej poufale -- El Picu.
200 lat Ortlera
Ortler (3905 m) jest jednym z najwybitniejszych i najciekawszych alpinistycznie masywow Alp Wschodnich. Tej jesieni swietowane jest 200-lecie jego zdobycia. Kiedys nalezal do Austrii i do prob wejscia zachecal podobno arcyksiaze Johann, brat cesarza Franza II. Prob bylo okolo pieciu. Powodzeniem zakonczyla sie ta z 27 wrzesnia 1804 roku, kiedy "im Auftrage seiner Majestat" na czubku staneli po trudnej wspinaczce przez Hintere Wandeln koziarz Josef Pichler i jego dwaj koledzy po fachu z Trafoi, Johann Leitner i Johann Klausner. Pogoda byla zla i na dole pojawily sie watpliwosci co do osiagnietego przez smialkow punktu. Wobec tego w 1805 r. wyczyn powtorzono i to dwa razy: przy pierwszym powtorzeniu na szczycie zatknieto z dala widoczna choragiew, przy drugim -- rozpalono na nim ognisko. Latem 2004 sladami pierwszych zdobywcow (droga normalna wiedzie dzis inaczej) poszedl Reinhold Messner z 2 towarzyszami i przy sposobnosci zrobil czesciowo nowa droge. Z okazji jubileuszu przygotowal on piekna ksiazke albumowa "Ortler", wydana przez BLV. Silnie zlodowacona Ortlergruppe lezy na obszarze Wloch, tylko skrawek w granicach Szwajcarii. Podczas I wojny swiatowej toczyly sie tu krwawe walki, po ktorych pozostaly liczne slady i pamiatki. Armaty wciagano wysoko na lodowe stoki.
18.11.2004 |
NADZIEJA DLA PUCHATYCH |
11/2004 (45) |
Tegoroczny, XIV z kolei, Maraton Himalajski, rozgrywany w ciagu 5 dni na dystansie 162 km z przewyzszeniem 7000 m (plus 4300 m w dol), wygral 37-letni Austriak, Christian Schiester. Scigajac sie z bardzo silnymi rywalami -- m.in. mistrzem swiata w biegu na 100 mil Berrym Lewisem -- czasem 14 h i 43 min ustanowil nowy rekord trasy, o 15 min lepszy od dotychczasowego z r. 2001. Ciekawostka jest, ze jeszcze kilka lat temu Christian cierpial na nadwage i byl ofiara nalogow: 40 papierosow i 10 piw dziennie, to byla norma. Kiedy znacznie przekroczyl wage 100 kg i nie mogl juz zasznurowac wlasnych butow, wspierany przez lekarza, postanowil zmienic zycie. Od biegow zdrowotnych przeszedl do sportowych i zaczal wygrywac konkurencje w swoim kraju. W Marathon des Sables na Saharze (242 km) zajal 12. miejsce, a przy okazji stracil sympatie do cieplego piasku. Zainteresowaly go gory prawdziwie wysokie. Mieszka w gorzystej Styrii, wiec w ostatnich miesiacach trenowal jak szalony: tygodniowo 230 km w poziomie i 10 000 m w pionie. Himalayan 100 Mile Stage Race (w tym roku 1--5 listopada) rozgrywany jest w Indiach od pietra dzungli az po wieczne sniegi. Odbierajac w Kalkucie nagrode oswiadczyl, ze musi troche odpoczac i rozejrzec sie za nowym wielkim wyzwaniem. Ale Maraton Himalajski juz spelnil jego wielkie marzenie.
17.11.2004 |
NOWOSCI Z GOR |
11/2004 (45) |
Dziekuje ci, Shisha!
"To byla najciezsza droga w naszym gorskim zyciu" -- zgodnie oswiadczyli czescy himalaisci Zdeneek Hruby, Radek Jaros, Petr Masek i Martin Minarik po zejsciu z Shishapangmy. Przeszli oni droge angielska na poludniowej scianie -- stylem alpejskim. Najbardziej dal im w skore odcinek 60-stopniowego lodu, bardzo twardego i przy 15-kilogramowych plecakach i duzej wysokosci skrajnie niebezpiecznego. W poludnie 9 pazdziernika byli na szczycie, nagrodzeni przepieknym widokiem z Annapurna, Manaslu, Cho Oyu, Everestem, Kailashem na zachodzie, wschodzie i polnocy. Na himalajskich drogach nie sa nowicjuszami: dla Hrubego i Jarosa Shishapangma jest piatym 8-tysiecznikiem, dla Minarika czwartym a dla Maska drugim. Jaros i Minarik maja za soba wejscie na Kangchendzonge. Droga angielska wyprowadza na wierzcholek glowny Shishapangmy (8027 lub 8046 m), co gwarantuje pelny sukces zdobywczy.
W dzien po zespole czeskim, 10 pazdziernika, po 3-dniowej wspinaczce ta sama droga weszli na szczyt Shishapangmy Ekwadorczyk Ivan Vallejo Ricaurte, Hiszpan Santiago Sagaste i mieszkancy Andory Ramon Rosell i Oriol Rivas. Dla Vallejo byl to dziesiaty 8-tysiecznik. "Z technicznego punktu widzenia -- pisze on -- wspinaczka na Shishy byla najtrudniejsza, z tego, co dotad robilem w Himalajach. Powod: szlismy calkowicie w stylu alpejskim, co znaczy, ze nie rozbilismy wczesniej obozow, nie rozpielismy tez ani centymetra poreczowki. Styl alpejski oznacza takze ciezkie plecaki. (...) Teren nie byl nam znany, kazdy krok byl dla nas nowym odkryciem." 12 pazdziernika zespol byl z powrotem w bazie a Vallejo wystosowal wzruszajacy list otwarty zatytulowany "Dziekuje ci, Shishapangmo!"
Saf Minal
Ksztaltny piramidalny Saf Minal (6911 m) w indyjskim Garhwalu jest sasiadem slynniejszych od niego Kalanki (6931 m) i Changabangu (6864 m). Rejon ten mial swoje wielkie lata, wspinali sie tu takze Polacy. Obecnie odwiedzany jest rzadko, tym wyzej ocenic trzeba inicjatywe dwojki amerykansko-brytyjskiej, ktora dokonala pierwszego wejscia polnocno-zachodnia sciana Saf Minala (
zdjecie), do tej pory zdobywanego latwa sniezna flanka od poludnia (2 czy 3 wejscia, pierwsze 1975). O ile efektowne 1700-metrowe sciany Kalanki i Changabangu znane sa z solidnego granitu, o tyle 2-kilometrowa sciana Saf Minala stanowi ich przeciwienstwo: skaly metamorficzne, kruche lupki, zmuszajace do licznych trawersow. Wspinaczke rozpoczeli filarem, potem droga wiodla sciana. Urozmaicenie stanowily zasniezone plyty i stojace lodowe kuluary. John Varco (USA) i Ian Parnell (UK) spedzili w scianie kilka dni, wysoko w gorze 36 godzin przeczekiwali huragan, siedzac w polrozpietym namiociku. Wspinali sie w alpejskim stylu, bez poreczowan, obozow a nawet bez rekonesansu. Gorna czesc sciany forsowali w wietrze i niepogodzie, gran zachodnia osiagneli 200 m ponizej szczytu. W nocy wialo na grani tak silnie, ze watpili w mozliwosc ukonczenia drogi, jednak poranek 5 pazdziernika przyniosl slonce i szanse dotarcia do wierzcholka -- "z wolnymi od chmur widokami w glab Chin i w strone tajemniczego Sanktuarium Nanda Devi". Nie byl to jednak koniec przygody. Czekaly ich jeszcze 2 dni zjazdow i schodzenia -- do bazy wrocili z przecieta kamieniami lina, z resztkami zelaza, bez zywnosci, a Parnell stracil 10 kg wagi ciala. W Anglii juz zapowiedzial on serie pogadanek o himalajskiej przygodzie, glownie na uniwersytetach -- z atrakcja w postaci ciekawego filmu video.
Sukces i tragedia
W
GS 09/04 piszemy o Hiszpance Chus Lago (Marija Lago-Rey), ktora po zdobyciu wszystkich poradzieckich 7-tysiecznikow jako 21. kobieta i jedna z nielicznych cudzoziemek (w tym, jak pamietamy, takze Polki...) otrzymala tytul Snieznego Barsa. Jako pierwszy Iberyjczyk uprzedzil ja jednak o kilka dni mlody, bo dopiero 23-letni Bask, Xabier Ormazabal. W dniu 15 VIII 2002 wszedl on na Pik Kommunizma, 2 VIII 2003 na Chan Tengri (liczony za 7--tysiecznik), 15 VIII na Pik Pobiedy, w tym roku zas 27 VII na Pik Lenina i 5 VIII na Pik Korzeniewskiej. Na polnocnej scianie Pika OGPU poprowadzil nowa droge o deniwelacji 1250 m i srednich trudnosciach IV+ w skale i do 75r w lodzie. Jesienia biezacego roku wyruszyl do Tybetu, gdzie 27 wrzesnia zameldowal sie ze szczytu (centralnego) Shishapangmy, nastepnie zas zaatakowal Cho Oyu. Niestety, ta przygoda zakonczyla sie fatalnie. Osiagnal wprawdzie szczyt, jednak podczas zejscia zostal zaskoczony przez niepogode. Schronil sie w obozie na 7800 m, gdzie nazajutrz jego wloscy koledzy znalezli w namiocie jego zimne cialo. Nie ma doniesien o przyczynie nieoczekiwanej smierci.
Pik Gorkiego - nowa droga
Sposrod setek tegorocznych wejsc w Pamirze i Tien-szanie kilkanascie zapisze sie w annalach alpinizmu azjatyckiego. Jedna z tych bedzie nowa droga lewa czescia polnocno-zachodniej sciany Pika Gorkiego w Tien-szanie, w sasiedztwie Chan Tengri. Poprowadzili ja w dniach 15-24 sierpnia 2004 w tradycyjnym stylu 4 alpinisci ze Swierdlowska. Droga pokonuje wysokosc 1500 m i liczy 35 wyciagow. Dolna polowa (18 lin) to lod o spadku 55r, gorna -- mikst i skala 60-75r. Pod wzgledem trudnosci droge zaliczono wstepnie do "kategorii 6". Wspinaczke, szczegolnie w gornej czesci, komplikowaly opady sniegu a takze kruchosc skal, nie pozwalajaca na solidna asekuracje. Wiekszosc sprzetu pochodzila od firm rosyjskich. Biwakowano w namiocie na specjalnej platformie firmy "Wiek". Zespol wspinaczkowy tworzyli m.s. Aleksandr Korobkow, Nikolaj Smalin, Aleksandr Czerniawski i Aleksandr Szabunin. Trenerem byl m.s. Aleksandr Michajlow (na 5 ludzi 4 Aleksandrow...). Alpinisci uralscy dzialali w Tien-szanie w ramach projektu "Tengri-Tag", wlaczonego w program "Roku Rosji w Kazachstanie 2004". Razem z alpinistami miejscowymi dokonali tez innych wejsc, np. na Pik Czapajewa i na Chan Tengri. Jeden z zespolow wszedl 18 sierpnia na szczyt Mramornej Stieny (6350 m) -- filarem zachodnim i grania polnocno-zachodnia z 3 obozami, w gornej czesci w niepogodzie. W grzbiecie Sary Dzaz dokonano dwu wejsc na szczyt Karly Tau (Sniezna Gore, 5450 m). 23 lipca na szczycie stanela piatka kazachsko-uralska, zas 18 sierpnia almatyncy Ajdar Zumadilow, Jurij Mojsiejew oraz Rosjanin Wadim Popowicz. W rejonie tym jest wiele niejasnosci pod wzgledem dziewictwa nizszych szczytow. Rozne wyprawy dokonywaly tu nierejestrowanych wejsc aklimatyzacyjnych, slychac tez o wejsciach nielegalnych.
Sezon w Dolomitach
Latem 2004 o kilka ladnych nowych drog wzbogacily sie Dolomity. We wrzesniu direttissime poludniowo-zachodniej sciany Torre Trieste opracowal slynny Mauro "Bubu" Bole. Droga pokonuje wysokosc 900 m (20 wyciagow) i poswiecona zostala pamieci Patricka Berhaulta. Najtrudniejszy jest wyciag 14 (8a). Skala nie zawsze jest lita, a odstepy miedzy punktami asekuracyjnymi miejscami duze. Jak to teraz jest w zwyczaju, 30 wrzesnia Bubu przeszedl swoja uprzednio spreparowana droge w ciagu 1 dnia calkowicie klasycznie. Autorem drugiej drogi jest stary wyjadacz alpejski, Ermanno Salvaterra. Poprowadzil ja w prostej linii na zachodniej scianie Cima Tosa (3173 m) w rejonie Brenty. Droga ma 350 m deniwelacji i trudnosci 6+, autor nazwal ja "Carpe Diem". Rowniez on robil droge ratami, jako date przejscia podaje wiec "lato 2004". Punktem wypadowym jest Rifugio XII Apostoli, ktorym Ermano od lat kieruje. W dniu 23 sierpnia Maurizio "Manolo" Zanolla i Riccardo Scarian przeszli klasycznie wlasna droge z lata 2003 na polnocnej scianie Campanile Basso di Lastei w Pale di San Martino. Chodzi o "Cani Morti", droge tylko 350-metrowa, ale o dlugim ciagu trudnosci 8a, z kluczowym odcinkiem 8b+. Rzecz jasna, nie sa to jedyne pierwsze przejscia minionego lata w Dolomitach!
Turystyka gorska - to jest to
Der Deutsche Alpenverein jest najwiekszym towarzystwem wysokogorskim na swiecie. Ma bez mala 700 000 czlonkow, 354 sekcje i kluby, 327 schronisk i 20 000 km gorskich drog, sciezek i ferrat. To w jego pracowniach Pit Schubert prowadzil doniosle doswiadczenia ze sprzetem i metodami asekuracji, jego tez biblioteka w Monachium (w czasie wojny doszczetnie zniszczona przez bomby, dzis 70 000 jednostek) jest najwiekszym ksiegozbiorem gorskim na swiecie. Dzieki kontynuowanej od lat pracy z mlodzieza, DAV ma swietna kadre wspinaczy sportowych, ale takze wielkich wspinaczy gorskich: Huberowie, Glowacz, Holzl -- to tylko kilka nazwisk. Ciekawe, ze mimo sportowego nastawienia organizacji, az 92% czlonkow Towarzystwa podaje jako swoje hobby turystyke gorska, a odsetek ten rosnie z roku na rok. Nad zjawiskiem tym 14 pazdziernika debatowalo sympozjum "Erlebnis Bergwandern". Jednym z powodow wracania od alpinizmu do turystyki jest stopniowe starzenie sie spoleczenstwa, innym -- powodzenie, z jakim spotkaly sie alpejskie ferraty, jeszcze innym -- przepasc, jaka powstala pomiedzy poziomem technicznym sportowcow a tlumem wspinaczy niedzielnych, ktorzy na czworkach i piatkach czuja sie gorskimi patalachami. Zgodzono sie, ze rozwoj turystyki gorskiej lezy w interesie gmin i landow, a jako czynnik zdrowotny -- calego kraju, co niestety nie jest rozumiane ani na gorze, ani na dole.
Himalaje - schylek sezonu
Himalajska jesien dobiegla konca, a zamknely ja dwie wyprawy slowenskie. Jedna z nich odleciala z Lublany dopiero 27 wrzesnia i rozbila baze u stop trojszczytowego masywu Nangpai Gosum (7351 m) w gniezdzie Cho Oyu, na granicy Nepalu i Tybetu. Celem wyprawy byla rozlegla poludniowa sciana, dotad w calosci dziewicza. Wyprawie nie wiodlo sie zrazu. Pogoda byla slaba, 13 pazdziernika zachorowal kierownik, Urban Golob, ktorego trzeba bylo odeslac do kraju. Na szczescie los sie odwrocil. 17 pazdziernika Urban Azman i Tadej Golob korzystajac z przejasnienia, z przeleczy 5650 m weszli poludniowo-zachodnia sciana na dotad niezdobyty szczyt Dzasampatse (6295 m). Droge 650 m wysokosci nazwali "Maly Ksiaze" i ocenili na V+, M5 czy inaczej TD+. Potem przyszedl sukces glowny. W dniach 22--24 pazdziernika Rok Blagus, Samo Krmelj i Uros Samec weszli poludniowa sciana (850 m) na poludniowo-zachodnia gran (namiot 6650 m) i nia w 11 godzin na szczyt Nangpai Gosum (7351 m), zwanego tez Pasang Lamu Chuli (
zdjecie). Nastepnego dnia byli z powrotem w bazie. Droge pokonujaca 1550 m deniwelacji nazwali "Slovenska Smer" i wycenili na VI, M5. Ostry jesienny mroz w gorze przyplacili odmrozeniami stop, szczegolnie ucierpial Samec. Slowenscy alpinisci sa z wejsc bardzo zadowoleni, gdyz -- jak pisze Tomaz Jakofcic -- w wielkich pierwszych wejsciach panowal u nich paroletni zastoj. Pierwszego wejscia na glowny szczyt Nangpai Gosum dokonala wyprawa japonska w r. 1986.
Natomiast nie powiodla sie inna slowenska wyprawa poznojesienna: Tomaz Humar zamierzal przejsc solo dotad nie majaca drogi wspaniala dwukilometrowa wschodnia sciane (
zdjecie) wschodniego szczytu Jannu (7468 m), wczesniej juz kilka razy bezskutecznie atakowanego. Zalozyl poreczowki na drodze zejsciowej i ustalil, ze planowany srodek wschodniej sciany jest nie do sforsowania z powodu wiszacych nad nim i sypiacych lodem serakow. Podjeta proba przebicia sie do grani zalamala sie 1 listopada na wysokosci 6800 m na innej barierze serakow, nie tylko bardzo trudnej ale i skrajnie niebezpiecznej. Jak pisza uczestnicy czeskiej wyprawy w tamten rejon, przedsiewziecie Humara bylo "perfekcyjnie przygotowane pod wzgledem organizacyjnym". Laczny koszt jego wyprawy wyniosl 45 000 dolarow.
Rowerowe maratony
Erden Eruc mieszka w Seattle (USA), a jego hobby od paru lat stanowi realizacja wejsc na szczyty 6 kontynentow "o wlasnych silach". W tych dniach wyrusza z domu na rowerze z przyczepa z zamiarem dotarcia w ten sposob do... Argentyny, pod Aconcague. Kanal Panamski sforsuje na lodzi. Podroz potrwa dlugo i -- if all goes well -- na najwyzszy szczyt Ameryki wejdzie w styczniu 2006 roku. Jest to drugi etap zaplanowanej na lat 7 odysei Erdena. Na razie ma za soba jeden etap -- odbyta w zeszlym roku podroz rowerem z Seattle na Alaske i wejscie na Mount McKinley. Zainspirowal go pare lat temu znany poszukiwacz przygod, Goran Kropp, ktory ze Szwecji pojechal rowerem do Nepalu, by z powodzeniem zaatakowac Everest. O innej dwukolowej przygodzie pisze MountEverest.net. Otoz 8-osobowa ekipa rowerzystow wyruszy z Venetto we Wloszech, by przejechac Europe i Azje, odwiedzajac wazniejsze pasma gorskie, w tym takze Tatry (niestety, Slowackie). Poniewaz projekt nawiazuje do jubileuszu K2, celem "Bike 8000" jest baza po polnocnej stronie tego szczytu a stamtad -- Lhassa w Tybecie. Cala trasa szacowana jest na 12 000 km. W skladzie 8-osobowej ekipy jest lekarz, mechanik rowerowy i filmowiec.
Z Australii w polskie slady
Na stronie agencji turystycznej Field Touring znalezlismy ciekawa wiadomosc o planowanej na grudzien wyprawie w rejon Mercedario (6770 m) w prowincji San Juan, z zamiarem powtorzenia drogi japonskiej na poludniowej scianie. W sklad ekipy wchodza 4 doswiadczeni alpinisci australijscy i 1 Niemiec. Przewidziane sa wejscia aklimatyzacyjne na Pico Polaco (6000 m) i Alma Negra (6120 m). Droga japonska jest dluga (2500 m deniwelacji) i trudna, byc moze dodatkowo utrudnil ja ostatni zanik pokrywy lodowej. Organizatorzy pisza, ze wybrali Mercedario (
zdjecie) m.in. z powodu jego ustronnego polozenia i malej liczby dzialajacych tam wypraw, cala bowiem uwaga dzisiejszych andynistow skupia sie na polozonym 100 km na poludnie najwyzszym szczycie Ameryki. Pod tym wzgledem czeka Australijczykow pewien zawod, gdyz w nadchodzacym sezonie na interesujaca sportowo poludniowa sciane Mercedario wybieraja sie tez wyprawy z Anglii i z USA. Jak pamietamy, pierwszego wejscia na Mercedario dokonali 18 I 1934 Adam Karpinski, Wiktor Ostrowski, Stefan Daszynski i Stefan Osiecki (krotko polski rekord wysokosci), zas na Alma Negra -- Jan K. Dorawski i Wiktor Ostrowski. Pico Polaco otrzymal nazwe od wladz argentynskich, chociaz Polacy na niego nie weszli.
11.11.2004 |
LOMNICA TAK, GIERLACH NIE |
11/2004 (45) |
W ostatnich dniach pazdziernika 2004 ratownicy slowackiej HZS wymienili klamry i 200 metrow lancuchow na nieznakowanej drodze z Lomnickiej Przeleczy na szczyt Lomnicy. Poprzednia wymiana sztucznych ulatwien na tej drodze miala miejsce w roku 1986. Pazdziernikowa akcja mogla sie odbyc dzieki wsparciu sponsorow. Przy okazji naczelnik HZS Vysoke Tatry, Martin Kulanga, oswiadczyl, ze tatrzanscy ratownicy nie przywroca zabezpieczen na obu drogach na Gierlach, zdjetych przez "nieznanych sprawcow" w poczatku wrzesnia tego roku. Zgodnie z przepisami TANAP, na najwyzszy szczyt Tatr turystom wolno sie wybrac jedynie w towarzystwie uprawnionych przewodnikow, a wedlug Kulangi przewodnicy sa w stanie zapewnic bezpieczenstwo swoim klientom bez uciekania sie do sztucznych ulatwien. Inaczej jest w przypadku Lomnicy, na ktora wprawdzie tez wiedzie tylko nieznakowana sciezka, ale zejscie w kierunku Lomnickiej Przeleczy (
zdjecie) ma charakter drogi ewakuacyjnej dla turystow jak i pracownikow stacji naukowej na wypadek np. awarii kolejki. Wracajac do sprawy aktu wandalizmu na Gierlachu, ciagle nie wiadomo, kto stoi za ta sprawa. Nie wykluczone, ze jest to dzielo jakiejs organizacji ekologicznej. Minionej zimy w Tatrach Slowackich doszlo do ekscesow, ktore mogly miec tragiczne skutki: ktos usunal zimowe tyczkowanie na szlakach otwartych dla turystyki. Byc moze w obu przypadkach sprawca byl ten sam.
Monika Nyczanka
10.11.2004 |
TEGO NIE SPODZIEWAL SIE NIKT... |
11/2004 (45) |
XXIX Festiwal Filmow Gorskich w Banff w Kanadzie, najwieksza i najbardziej prestizowa tego typu impreza na kontynencie amerykanskim, odbyl sie w dniach od 30 pazdziernika do 7 listopada 2004 roku. Zupelnie niespodziewanie przyniosl on glowna nagrode polskiemu filmowi "Odwrot", nakreconemu 37 lat temu w Tatrach przez Jerzego Surdela.
Udzial w festiwalu zawdzieczam miejscu zamieszkania: Calgary. Moj kolega alpinista (wspinal sie m.in. z Wojtkiem Kurtyka na Dhaulagiri) Alex Bertulis, Litwin z pochodzenia, zamieszkaly w Seattle, przyslal mi e-mail z wiadomoscia, ze na festiwalu w Banff bedzie prezentowal film. Zareagowalam, jak nalezalo, oswiadczajac, ze odbiore go z lotniska i przerzuce do oddalonego o 130 km Banff. Po drodze wyjasnil mi, ze prezentuje stary polski film "Odwrot" -- "Odworot", jak sie wyrazil -- w rezyserii Jerzego Surdela. Alex opowiedzial mi, ze po kopie tego filmu pojechal do Polski tuz przed stanem wojennym, sadzac, ze jest to jedyna kopia, ktora nalezy uratowac przed zametem wojennym. Przez ponad 20 lat gnebil go fakt, ze film ten lezy bezuzytecznie. W koncu, gdy przestal pracowac zawodowo, zmobilizowal sie, zeby sformatowac tasme do pokazania widowni amerykanskiej. W zamecie zdobywania filmu Alex pomylil informacje o smierci Kaliniewicza, sadzac, ze nie zyje Jurek Surdel.
Wiadomosc o tym, ze wspomniany film, to znany mi z dawnych lat "Odwrot", spowodowala, ze zmienilam zdanie co do waznosci moich terminow projektowych (jak tu mowia, na lozu smierci nikt nie zaluje, ze nie pracowal wiecej) i przyjelam zaproszenie Aleksa z wejsciowka na festiwal. Dzieki internetowej lacznosci z krajem, w przeddzien projekcji zdolalismy ustalic, ze
Jerzy Surdel zyje (
zdjecie), a takze zdobyc wazne informacje o filmie i jego bohaterach. Doszly one na czas, choc bezposrednio przed pokazem. Jesli chodzi o blad literowy w tytule, to bylo juz za pozno, by go poprawiac. Zgodzilismy sie, ze wprowadziloby to niepotrzebny zamet, a poza tym Alex przekonal mnie, ze "odworot" brzmi jakos latwiej dla niepolskiego ucha.
"Odwrot" zostal wyswietlony w najlepszym czasie festiwalowym -- w sobote wieczorem, w sekcji Retro Reels. Poprzedzil go bardzo interesujacy pokaz oryginalnego filmu Johna Noela z wyprawy na Everest w 1924 roku, prezentowany przez jego corke, Sandre Noel. Bardzo piekne wprowadzenie do "Odwrotu" wyglosil nie kto inny, jak slawny brytyjski alpinista, Brian Hall. Ja sama ze wzruszeniem ogladalam na wielkim ekranie znane postacie i sceny, a takze bliskie sercu krajobrazy z Tatr. Ale nikt z nas (przyjechalo kilkoro znajomych z Calgary) nie przypuszczal, ze ten stary i skromny pod wzgledem srodkow film wywrze tak glebokie wrazenie na widzach i czlonkach Jury.
W niedziele po poludniu bylismy juz gotowi do powrotu do Calgary, kiedy Alex dostal telefon z prosba, zeby jednak koniecznie zostal na uroczystosci wreczania nagrod. Spodziewalismy sie wyroznienia, jednego z dwudziestu, tym istotnych, ze wiaza sie z wysylaniem filmu do roznych osrodkow w Kanadzie i USA, a takze w ramach "The Best of the Festival" na szerokim swiecie. Ale glowna nagroda byla calkowitym zaskoczeniem. Kiedy na samym koncu Alex zostal wezwany po odbior glownej nagrody Festiwalu, jego nieprzygotowane i spontaniczne przemowienie nie bylo popisem elokwencji. Bardzo bylo milo, po imprezie i wywiadach podchodzili do nas ludzie, glownie mlodzi, pytajac o kasete i zachwycajac sie filmem, zdjeciami Zbyszka Kaliniewicza i przejmujaca muzyka Koniecznego. Byly pytania o dalsze losy bohaterow -- z niestety smutnymi odpowiedziami: tragicznie zgineli i Kaliniewicz, i wspanialy Samek Skierski. Juz przy wyjsciu natknelismy sie na Carlosa Buhlera. I znowu slowa zachwytu, zwlaszcza bardzo fachowa analiza roboty operatora ze strony towarzyszacej Carlosowi pani. Recenzje, ktore ukazaly sie wczoraj w kanadyjskich gazetach byly tez bardzo pozytywne, m.in. powtarzano wypowiedz jednego z czlonkow Jury, ktory nazwal film "dzielem ponadczasowym i niepowtarzalnym".
Reasumujac, "Odwrot" zostal wybrany sposrod 300 pozycji calej tej super techniki i wielkiego gorskiego wyczynu, poniewaz przemawia do serca, poniewaz kazdy z nas mogl sie identyfikowac z bohaterami, poniewaz pokazuje poezje gor, i to naszych ukochanych Tatr. I chwala Alexowi, ze pomimo potkniec, wskrzesil film i przeniosl go -- to zgodna opinia krytykow -- do swiatowej klasyki.
Elzbieta Lipowska
07.11.2004 |
SKARBY ZE STARYCH ALBUMOW |
11/2004 (45) |
I my bylismy kiedys mlodzi
Lato 1962 roku, to bylo tak niedawno, a przeciez przeszlo 40 lat temu. Nasz pierwszy powojenny wyjazd w Dolomity i pierwszy poza zelazna kurtyne. Kto ciekaw szczegolowszej relacji, niech zajrzy do III tomu popularnego "Tobiczyka". Dojechal wtedy do nas przebywajacy od szeregu lat za granica Jerzy Sawicki "Szmaciarz" -- glosna postac polskiego taternictwa pierwszej polowy lat piecdziesiatych. W r. 1962 pracowal we Wloszech i mial w Cortinie d'Ampezzo wielu przyjaciol, czul sie tam wyraznie zasiedzialy. Nie proponowal nam wspolnych wspinaczek, choc raz wybral sie z nizej podpisanym na poludniowa sciane Vernel w masywie Marmolaty -- z zamiarem zrobienia nowej drogi. Zniechecil go juz drugi wyciag, zwlaszcza ze mialo ich byc kilkanascie, a dzien byl parny i zanosilo sie na burze. Opowiadal nam barwne historyjki z Tatr -- dla sluchaczy bylo jasne, ze w Tatrach zostawil serce, a tu we Wloszech czuje sie jedynie gosciem. Reprezentowal pokolenie starsze od naszej ekipy, jesli nawet nie wiekiem, to taternickim stazem. Pedzil bujne zycie towarzyskie. Nasz caly otrzymany z KW zold na miesieczny wyjazd wynosil 45$ na glowe, w Cortinie sypialismy wiec w stodolce Babci Lacedelli wysoko nad miastem. Ktorejs nocy spokojne, zlozone z kilku wiejskich zagrod osiedle postawil na nogi blask reflektorow, klaksony aut i glosne wloskie krzyki "Polacy! Polacy!" Zerwani ze snu i przewrazliwieni na punkcie spotkan z wladza, sadzilismy, ze to najazd policji. Okazalo sie jednak, ze nie, ze to "Szmaciarz" z grupa zlotej wloskiej mlodziezy porywa nas na ekskluzywna nocna impreze taneczna. Wywolywali "Polakow", poniewaz nie wiedzieli, w ktorej stodole koczujemy. Ubieralismy sie w pospiechu. Obaj z Adasiem Szurkiem wspinalismy sie wtedy w starych goralskich sedakach. Szmaciarz przyswiecal latarka i komenderowal radosnie podniecony: "kozuchy kudlami na wierzch, nie obierajcie sie z siana -- i mowcie wylacznie po polsku!" Zrozumielismy, ze mamy uatrakcyjnic prywatke jako poldzicy buszmeni zza zelaznej kurtyny. Prywatka zaslugiwalaby na opis w jakims niegorskim organie, tu powiedzmy tylko, ze cale zajscie narobilo nam klopotow u Babci Lacedelli i jej sasiadow, oburzonych nocnym najazdem rozwrzeszczanej mlodziezy. Musielismy wlozyc duzo staran, by rozgniewanych gazdow udobruchac i uzyskac zgode na jeszcze kilka tanich stodolkowych nocy.
Na fotografii (
zdjecie) stoja od lewej: Lucjan Sadus, Ryszard Zawadzki, Maciej Popko, Jerzy Sawicki "Szmaciarz", Andrzej "Zyga" Heinrich i Adam Szurek. Jak pamietamy, choc moze nie wszyscy, Jurek Sawicki (taternik, obiezyswiat, wybitny fizyk jadrowy), zginal tragicznie jesienia 1968 r. w katastrofie francuskiej Caravelle, ktora wpadla do Morza Srodziemnego, jak sie dzis przypuszcza -- w wyniku libijskiego ataku terrorystycznego. Zwlok nie wydobyto, we frontowej czesci Powazek jest jednak symboliczny granitowy kamien Szmaciarza. Mial 37 lat. Serdeczne wspomnienia poswiecili mu Zdzislaw Kozlowski i Ryszard W. Schramm w "Wierchach" 1988--91 (s. 359--366). Andrzej Heinrich zginal w maju 1989 r. na Lho La w wieku 52 lat.
Jozef Nyka
07.11.2004 |
SHISHA PANGMA PO RAZ DRUGI |
11/2004 (45) |
Zanosi sie na to, ze najblizszej zimy ruszymy ponownie pod Shishe. W dniu 2 grudnia wyrusza zimowa wyprawa na niezdobyta do tej pory zima Shisha Pangme (8027 m). W zeszlym roku Simone Moro (Wlochy) i Piotr Morawski (KW Warszawa) wycofali sie 300 metrow w pionie od szczytu -- po pokonaniu poludniowej sciany (pierwsze powtorzenie drogi hiszpanskiej), co zreszta "Gazetka Gorska" obszernie relacjonowala (
zdjecie). W tym roku sklad wyprawy bedzie podobny: Jan Szulc -- kierownik, Simone Moro, Dariusz Zaluski, Piotr Morawski, Jacek Jawien. Jesli pogoda dopisze, sprobujemy wejsc nowa droga, co zreszta bylo tez planowane minionej zimy. Byloby to dobre polaczenie razem z pierwszym zimowym wejsciem.
Piotr Morawski
03.11.2004 |
NIECH SPOCZYWAJA W POKOJU |
11/2004 (45) |
Dekada Dnia Zadusznego jest okresem naszych wizyt na cmentarzach i wspominania Drogich Zmarlych, takze tych spoczywajacych daleko, w skalach i lodach swiata. Jeden z takich lodowych grobow -- na przeleczy Lho La w Himalajach -- przypomnielismy w
GS 05/04. W Tatrach tradycja staly sie uroczystosci na symbolicznych cmentarzach pod Osterwa i pod Krasnem w Dolinie Zarskiej, gdzie spotykaja sie delegacje slowackich i polskich organizacji, by wysluchac mszy sw. w intencji ofiar Tatr, zlozyc kwiaty, zapalic znicze i powspominac tych, ktorzy jeszcze niedawno temu byli miedzy nami. Jest tez specjalne miejsce zadumy w Karkonoszach. W roznych miastach czlonkowie klubow odwiedzaja groby kolegow, w Zakopanem taternicy i ratownicy pamietaja o Nowym Cmentarzu i o Peksowym Brzezku. W tym roku sporo miejsca poswieca Zmarlym "Tygodnik Podhalanski" nr 43, ktory w swoich "wypominkach" wymienia zmarlych po 1 listopada 2003, m.in. Macieja Mischkego (94), Ryszarda Wojne (83), Wojciecha Jarzebowskiego (77), Mariana Sowe (82), Zdenka Zibrina (73), Jerzego Ustupskiego (93). Na s.19 wieksze noty poswieca Annie Antkiewicz, Wiktorowi Bolkowi, Grzegorzowi Skorkowi i Patrickowi Berhaultowi. Na s. 18 Apoloniusz Rajwa relacjonuje przebieg obchodow "w cieniu Osterwy".
Akademicki Klub Gorski w Lodzi 29 pazdziernika 2004 zorganizowal pod Osterwa uroczystosc odsloniecia tablicy upamietniajacej Juliusza Rudzinskiego, ktory zginal w skalkach w zeszlym roku. Informacje o tej uroczystosci (
zobacz) przekazal nam Wojciech Swiecicki.
02.11.2004 |
BRAWO, INES! |
11/2004 (45) |
Kiedy
Stefan Glowacz "oddaje do uzytku" kolejna nowa droge, swiat wspinaczkowy wstrzymuje oddech. Tak tez bylo przy jego pierwszym przejsciu (wraz z Markusem Dorfleitnerem) 500-metrowego dziewiczego filara wschodniej sciany Titlis (3020 m) w Alpach Szwajcarskich, dokonanym 4 lipca 2004 -- po obrobce latem 2003 roku. Trzynascie wyciagow, jeden wyceniony na X, reszta glownie na VII+ do IX-, asekuracja z pomoca spitow ale tak oszczedna, ze odpadniec lepiej nie ryzykowac, zwlaszcza ze skala nie jest najlepsza (
zdjecie). Na powtorzenia nie trzeba bylo dlugo czekac. W sierpniu droge przeszli w stylu rotpunkt -- kazdy z osobna -- Szwajcarzy
Ueli Steck i
Matthias Trottman. Obnizyli oni o ulamek trudnosci kluczowego docinka (do X-), ale stwierdzili, ze "Letzte Ausfahrt Titlis" wymaga nie tylko najwyzszych umiejetnosci technicznych, lecz takze solidnej psyche.
Jednak prawdziwa sensacja czekala nas we wrzesniu. Po 4 probach, trzecie powtorzenie zaryzykowala dziewczyna -- aktualna mistrzyni swiata we wspinaczce lodowej, Ines Papert. 18 wrzesnia (a na 3000 m to juz wlasciwie prog zimy) postanowila ona raz jeszcze przecwiczyc ruchy na kluczowej dziesiatce. Poniewaz poszlo jej dobrze, proba rozwinela sie w finalny atak. Prowadzila calosc drogi, partnerowal jej Thomas Steinbacher. Na najlatwiejszym wyciagu (VII+) wykruszyl jej sie chwyt i Ines poleciala na glowe 10 m i dotkliwie skaleczyla stope. Jednak i to nie zatrzymalo jej euforycznego rozpedu. Pozbierala sie i po krotkim odpoczynku z krwawiaca noga ruszyla ponownie do gory. Po 8 godzinach wysilku i napiecia nerwow byla na szczycie. Przyznala, ze droga jest wspaniala, a trudnosci najtrudniejszego odcinka "tylko" X z minusem czyli 8a+. "To przejscie -- mowila pozniej -- bylo dla mnie spelnieniem kolejnego marzenia." Wypowiedzial sie tez Stefan Glowacz: "To, co Ines robi dzis w lodzie i w skale zasluguje na najwyzszy podziw." Trudno nie przyznac mu racji...