27.02.2004 LATO GORĄCYCH LODÓW 02/2004 (38)
Lato gorących lodów
Austriaccy glacjolodzy jako pierwsi ogłosili wyniki obserwacji lodowców w Alpach Wschodnich w roku ubiegłym. Zgodnie z przewidywaniami, był to dla alpejskiej pokrywy lodowej rok fatalny. Silna i długotrwała insolacja zdjęła z lodowców powłokę firnową, odsłaniając goły ciemnozielony lód. Ze 107 lodowców objętych corocznymi obserwacjami bądź pomiarami u wszystkich odnotowano znaczne a nawet duże ubytki długości i masy (wykres). Podobnie jak rok wcześniej, nie było ani jednego przypadku przyrostu substancji lodowej. Średnią stratę długości dla całej setki obliczono na 22,9 m (w r. 2002 12,4 m). Rekordowy ubytek -- minus 73,5 m -- wykazuje Sexegerten Ferner, za nim idą Niederjochferner (-64,2 m) i Gepatschferner (-62,6 m) -- wszystkie trzy w Alpach Ötztalskich. U 10 lodowców straty przekraczają 40 m. Słynna Pasterze w grupie Grossglocknera cofnęła czoło o 29,6 m, a jej miąższość zmalała o 6,6 m, co w stosunku do roku poprzedzającego oznacza zmianę w dół o 27%. Obserwowany od wielu lat Vernagtferner w Ötztalu miał w połowie XIX w. 14 km kw., dzisiaj ma 8,5 km kw. Jego grubość zmniejsza się dziś w tempie 1--2 m rocznie! Bardzo niekorzystne lato 2002 przyniosło w rejonie Alp Wschodnich wzrost średniej temperatury o 1,1°, lato 2003 potroiło tę wartość do +3,3°. Badacze uspokajają jednak, że wszystko już kiedyś było, a z objętych kronikami lat najgorszym było lato 1540 roku, kiedy słoneczny klimat śródziemnomorski utrzymywał się na północ od Alp od lutego do grudnia, a w Bazylei zanotowano w całym tym okresie tylko 10 dni z przelotnymi opadami.
Kolorowe śniegi
Łase na podejrzenia i sensacje media parę dni temu podniecały się pojawieniem się w górach Polski południowo-wschodniej pomarańczowo zabarwionych śniegów. Snuto domysły, co do pochodzenia barwnego nalotu (wielki pożar?), pokazywano auta czujnych służb porządkowych, wzywających mieszkańców, by nie czerpali wody z odkrytych zbiorników i unikali kontaktu ze śniegiem. Powtarzało się zdanie, że dziwny opad nadciągnął z Ukrainy. Okazuje się jednak, że w pełniejszej skali zjawisko to wystąpiło w Alpach, szczególnie w Austrii i Niemczech, gdzie w dodatku na szereg godzin pomarańczowej barwy nabrały niebo i chmury. W sobotę w Bad Reichenhall w żółtej zamieci rozgrywano finał Narciarskiego Pucharu Biegowego "Dynafit". Tam jednak bez zwłoki ustalono, że chodzi o przeniesione wielkimi ruchami powietrza pyły znad Sahary, nie stanowiące żadnego zagrożenia dla istot żywych. Nerwowa reakcja naszych służb porządkowych po doświadczeniach z Czernobylem nie dziwi, dziwi tylko brak komunikacji z centrami zachodnimi, które bez problemów rozpoznały charakter zjawiska. W Polsce nie jest to zresztą żadna nowość -- wystraczyło popytać ludzi starszych. Redaktor "Gazetki Górskiej" pamięta co najmniej dwa takie zdarzenia. Jedno miało miejsce zimą 1959 lub 1960, kiedy to niezwykły pomarańczowo-brunatny poranek obudził nas nad Morskim Okiem. Góry były całe w ugrach i żółciach, a tory lawin świeciły jaskrawą bielą. Dla Czesława Łapińskiego zbieraliśmy śnieg z kolorowym nalotem -- butelki z brunatną cieczą pojechały pierwszym autobusem do Zakopanego, gdzie dość szybko stwierdzono, skąd pyły pochodzą. Sensacji medialnej nie było. Nawiasem mówiąc, zrzuty saharyjskich pyłów notowano w Alpach także latem 2002 -- zabarwianie firnów i śniegów wpływało na tempo topnienia lodowców.
Muzea gór wysokich
Międzynarodowe Muzeum Górskie w Pokharze czynne jest od roku, ale dopiero w połowie lutego nastąpiło jego uroczyste otwarcie. Jest to wielki obiekt -- największy tego typu na świecie -- powierzchnia wystawowa liczy 10.000 m kw., nie licząc zaplecza w postaci sal prelekcyjnych, biblioteki z czytelnią, pracowni naukowych, sklepów z pamiątkami etc. Ekspozycja dzieli się na dwie części. Jedna poświęcona jest Himalajom, ich budowie, przyrodzie żywej, ludom, ochronie przyrody, dziejom eksploracji, druga -- górom całego świata, prezentowanym przez poszczególne kraje. Najszerzej obecni są Japończycy, oni też dali 90% środków na budowę i wyposażenie obiektu. Pozostałe 10% napłynęło z Nepalu, Indii i Korei, Europa okazała się niezbyt szczodra. Jeśli chodzi o prezentacje regionalne, z himalaistów europejskich najlepiej spisali się Słoweńcy z Tonetem Škarją na czele. Niezależnie od udziału w innych partiach ekspozycji, ich kraj ma 35 m kw. powierzchni -- bardzo celowo wykorzystanych. Słoweńskie sukcesy himalajskie rozpoczyna Trisul (1960), nie brak nawet Kangbachena (1965 i 1974). Specjalny kącik ma ś.p. Aleš Kunaver, jako oddany przyjaciel Nepalu i zasłużony twórca słynnej szkoły Szerpów w Manangu. O polskim wątku w Muzeum na razie nic nam nie wiadomo.
Tymczasem nowy etap pracy rozpoczyna istniejące od kilkunastu lat Muzeum Alpinizmu i Turyzmu w Moskwie, które zamierza dostosować swą ekspozycję do standardów światowych. Dyrekcja zwróciła się ostatnio z apelem do weteranów alpinizmu o przekazywanie do zbiorów elementów dawnego wyposażenia, domowej roboty butów, starych namiotów, plecaków Abałakowa, wszelkich typów wspinaczkowego żelastwa. Poszukiwana jest też dokumentacja fotograficzna i archiwalna.
26.02.2004 NO I UDAŁO SIĘ! 02/2004 (38)
Gromkim "Uraaa!" powitały rosyjskie strony internetowe wiadomość Nikołaja Zacharowa z Pamiro Ałaju, że jego zespół w pełnym składzie osiągnął szczyt Aksu (5350 m) i mimo wrednej pogody szczęśliwie powrócił do bazy. Alpiniści stanęli na szczycie w południe 23 lutego. 36 trudnych wyciągów nowej drogi, pierwsze zimowe przejście ściany pięknego 5-tysięcznika -- to efekt niemal trzytygodniowych zmagań i sukces na poziomie światowym, choć wpatrzony w El Capitana świat niewiele wie o innych górach. Na razie nie podano szczegółów przejścia. A oto lista członków ekipy Krasnojarskiego Kraju: J. Dymitrienko, A. Pugowkin, D. Cyganow, S. Czieriezow, A. Litwinow, P. Małygin oraz w trójce pomocniczej -- J. Głazyrin, W. Sawidiew i W. Cygankow. Kierownicy i trenerzy: N.N. Zacharow i W.W. Baliezin, lekarz A. Kuchariow. Wszyscy wspinacze, to niedawni "stołbiści", wychowankowie słynnych Stołbów w pobliżu Krasnojarska.
26.02.2004 WRACAJĄ "KARKONOSZE" 02/2004 (38)
Po prawie pięciu latach przerwy ukazał się nowy numer 1/2004 czasopisma "Karkonosze", przed laty popularnego regionalnego miesięcznika. Nowym wydawcą pisma są Andrzej Ploch i Studio Wydawniczo-Typograficzne "Typoscript" z Wrocławia, zaś redaktorem naczelnym pozostaje bez zmian Jacek Jaśko. Planuje się, iż pismo będzie miało nieco inny niż poprzednio charakter. "Chcielibyśmy, żeby miejsce, jakim są fizycznie Karkonosze -- napisał do mnie w liście Jacek -- było punktem wyjścia do refleksji, dyskusji o istocie doznawania krajobrazu, przełożenia na kulturę, istotę świadomości, tradycji, dziedzictwa i wciąż nie uświadamianego bogactwa tego kawałka świata." Nowy numer, wydany jeszcze skromnie w formacie A5, poświęcony jest prawie wyłącznie fotografii. Zwracają uwagę wypowiedź znanego fotografa, Wojciecha Zawadzkiego: "Jestem fotografem, który przy okazji chodzi po górach" oraz artykuły Henryka Wańka "Cztery strony Śląska", Arkadiusza Cencory "Fotografia Karkonoszy do 1945 roku" i Adama Soboty "Karkonosze fotograficzne po 1945 roku". Cały zeszyt jest czarno-biały z wieloma znakomitymi i klasycznymi już fotografiami (m.in. takich autorów, jak Andrzej Lech, Tomasz Mielech czy Ewa Andrzejewska). W krótkim wspomnieniu odnotowano 10. rocznicę śmierci Waldemara Siemaszki, popularnego goprowca i kierownika "Samotni". Redakcja zaprasza zainteresowanych do współtworzenia nowego oblicza pisma. Oto adres: "Karkonosze", Dom Spotkań Kopaniec, Kopaniec 115; 58-512 St. Kamienica. Nakład pisma 1000 egz., cena 2,50 zł.
Władysław Janowski
25.02.2004 RYSZARD WOJNA - SUPLEMENT 02/2004 (38)
Do zamieszczonej w "Głosie Seniora" 1/2004 notki biograficznej chciałbym dorzucić kilka dalszych szczegółów. Ryszard Wojna urodził się 2 lipca 1920 r. w Sanoku, mieszkał potem w Zakopanem, gdzie uczęszczał do gimnazjum w "Lilianie" (matura 1938). Po maturze zapisał się na studia w UJ, kontynuował je (ekonomię) we Francji w Grenoble, nie zrobił jednak dyplomu. W posiadanych przeze mnie odręcznych notatkach pisze, że Tatry poznał jako uczeń gimnazjum, a za głównego partnera wspinaczkowego podaje Zbigniewa Kubińskiego. Ze swoich dróg wymienia Stanisławskiego na zachodniej ścianie Kościelca, filar Leporowskiego "oraz większość dróg w skali trudnej i b. trudnej w rejonie Hali Gąsienicowej w latach 1937--39". Zachodnia Kościelca i Filar Leprowskiego bardzo się wówczas liczyły. Z zimy 1938--39 wspomina kilka wejść w rejonie Koziego Wierchu, a także nieudaną próbę I wejścia zimowego północną ścianą Gąsienicowej Turni. Z wejść alpejskich wymienia La Meije (3900 m) i Les Ecrins (4100 m) w r. 1941. Od siebie dodam, że od r. 1936 należał do taternickiej grupy Makolągw -- Sekcji Turystycznej Harcerskiego Klubu Narciarskiego w Zakopanem, od 1939 był też członkiem uczestnikiem KW, a w latach 1938--39 członkiem AZS Kraków. Dobrze jeździł na nartach -- m.in. po Tatrach Wysokich i Czerwonych Wierchach, startował też w harcerskich biegach zjazdowych. W dniu 1 kwietnia 1940 opuścił Polskę wraz z trzema kolegami. Ten epizod jest mi dobrze znany, gdyż osobiście odprowadziłem ich na nartach z Hali przez Zawrat do Gładkiej Przełęczy, w Żlebie Zawratowym asekurując ich liną z uwagi na duże niebezpieczeństwo lawinowe. Dalej jechali na nartach i szli przez Niżnie Tatry na Węgry -- według szczegółowego planu, który dla nich sporządziłem na podstawie map. W notatkach pisze o sobie, że jako żołnierz 1 p.s.p. odbył kampanię wrześniową, później zaś uczestniczył w kampanii francuskiej i "polskim ruchu oporu we Francji". Muszę dodać, że jako dziennikarz Rysio nie grzeszył brakiem fantazji. Wątpliwy dla mnie jest jego udział w kampanii wrześniowej -- z całą pewnością nie służył w wojsku, a dla ochotników w 1939 r. nie było ani broni ani czasu na zaciąg. W powojennych wywiadach opowiadał, że uciekając z kolegami z Polski, z Gładkiej Przełęczy zrzucili lawinę na ścigający ich patrol niemiecki, co jest oczywiście kompletną bzdurą: żaden Niemiec nie pojawił się wtedy na naszej drodze, nie mówiąc o technicznej stronie takiej operacji.
Zdzisław Dziędzielewicz-Kirkin
23.02.2004 DRUGA POŁOWA LUTEGO 02/2004 (38)
Złoty Czekan 2003
Omawiając wejście Walerija Babanowa i Jurija Koszelenki na Nuptse East, napisaliśmy w GS 11/03, że jurorzy Złotego Czekana nie będą mieli tym razem łamania głowy, komu tę zaszczytną nagrodę przyznać. I nie pomyliliśmy się: laureatami XIII edycji Piolet d'Or zostali właśnie dwaj bohaterowie z Nuptse. Uroczystość wręczenia odbyła się z wielką pompą 6 lutego w salach Alpes Congres w Grenoble, poprzedzona cocktailem wydanym przez burmistrza. Wśród honorowych gości był prezes FFME, Jean Paul Peeters, w skład Jury wyłonionego przez GHM i "Montagnes Magazine" wchodzili: Jean Troillet (przewodniczący), Hubert Giot (prezes GHM), Philippe Descamp, Adriano Favre, Guy Chaumereuil, Leslie Fucsko oraz Mike Fowler i Paul Ramdsen -- laureaci Piolet d'Or 2002. Rozpatrzono 7 wielkich realizacji -- filar Nuptse górował zdecydowanie nad wszystkimi: wysokość 2200 m, trudności VI/WI6/M5/A3-A4, na końcu wejście na dziewiczy szczyt 7803 m, jeden z ostatnich tej klasy dotąd niezdobytych na świecie. Ten wielki problem himalajski był obiektem kilkunastu poważnych prób, m.in. Jeffa Lowe i Marka Twighta w r. 1986 (do 6700 m) oraz Christopha Moulina i Michela Fauqueta w 1994 (do7400 m). Zmagania rosyjskiej dwójki w jesieni 2003 śledziliśmy z uwagą w "Gazetce Górskiej" -- finał omówiony został w jej odcinku GG 11/03 z 5.11.2003. Złoty Czekan jest obecnie najbardziej prestiżową z międzynarodowych nagród przyznawanych alpinistom za "wyczyn roku".
Słowenki w Patagonii
Monika Kambič Mali i Tina di Batista próbowały wejść na Fitz Roy filarem Casarotta, niepogoda spędziła je jednak z 3/4 wysokości. Skorzystały więc z przejaśnienia i weszły (a właściwie wbiegły) na szczyt drogą argentyńsko--francuską -- w ciągu 1 dnia! Inna słoweńska kobieca dwójka wspinała się po mniej głośnych, ale nie mniej ambitnych drogach -- z różnym szczęściem, gdyż pogoda nie chciała im sprzyjać. Mojca Žerjav i Nastja Davidov przeszły "Amy Couloir" na Aguja Guillamet (5, 60 st., 450 m), zaawansowane próby zaliczyły na Aguja Poincenot i Aguja Mermoz. W towarzystwie Tomaža Jakofčiča pokonały drogę "Josh Alke" na Aguja de la S (VI+, IV-V, 450 m). Mojca i Tomaž bardzo sobie cenią powtórzenie drogi "Benitiers" na El Mocho (VII+, VIII-, A2, 500 m), gdzie jednak prowadzącym był Tomaž. Wracając do Fitz Roya, sprostować trzeba informację, że był to "prvi povsem ženski pristup na vrch". Nie jest to prawda, gdyż pierwsza pani stanęła na szczycie Fitz Roya 10 lat wcześniej i to na dodatek zimą.
Pozdrowienia od Mao
Podczas wiosennych wypraw i wędrówek w Nepalu czekają nas spotkania z krajobrazem Himalajów i interesującym folklorem szerpańskim, ale i -- na to cieszymy się najmniej -- bojówkami partyzantki maoistowskiej. Co jakiś czas słyszymy zapewnienia rządowe, że sytuacja się uspokaja, że wszystko jest pod kontrolą, tymczasem zbrojny ruch komunistyczny wciąż rośnie w siłę i zdobywa coraz to nowe obszary. W gazetach nepalskich wiadomości o dziesiątkach zlikwidowanych maoistów przeplatają się z informacjami o ofiarach w ludziach ponoszonych przez siły rządowe. Himalaistów i turystów bojówki te nie atakują, ale od jakiegoś czasu nakładają na nich pieniężne kontrybucje. Pobierane kwoty nie są wielkie (przeważnie 10--30 dolarów), a ich inkasowanie ma pozory zorganizowanych działań. Stawka jest w danym rejonie stała, a płacący haracz otrzymują stosowne pokwitowania, które wśród trekerów stają się cennymi suwenirami. Podróżując latem po Indiach, poznałem niemieckiego podróżnika nazwiskiem Rost, który w portfelu miał takie pokwitowanie i chwalił się nim. Opowiadał, że był świadkiem bitwy partyzantów z siłami porządkowymi, z udziałem helikoptera bojowego, a kule gęsto padały w pobliżu hoteliku, w którym mieszkał. Pozwolił mi zreprodukować posiadany kwit -- z rządkiem dostojnych patronów i profilem tow. Mao na pierwszym planie (zdjęcie).
Jan Nyka
Wysokościowy golden retriever
Sukcesy alpinistyczne psów nie są niczym nowym -- wystarczy przypomnieć suczkę Tschingel, która w XIX wieku robiła prawdziwą furorę w Alpach. Tym razem brawa zbiera pies rasy uchodzącej za łagodną i raczej fizycznie słabą, choć niezmiernie inteligentną i mądrą. Chodzi o wejście dwuletniej golden retrieverki Rubii na "dach Ameryki", Aconcaguę (6962 m). Była ona do tego wyczynu przygotowana treningowo i odpowiednio wyekwipowana: butki chroniły jej łapy przed ostrymi kamieniami, a ciemne okulary -- oczy przed nadmiarem blasku. Jej panowie w pewnych miejscach asekurowali ją liną, a od 5000 m otrzymywała specjalną dietę. Nie było to pierwsze w ogóle wejście psa na Aconcaguę, ale pierwsze oficjalne, z opłaconym pozwoleniem, chodziło bowiem o eksperymenty naukowe czynione podczas wspinaczki. W drodze nie było z nią problemów, a po zejściu ze szczytu zregenerowała siły dużo szybciej, niż jej dwaj opiekunowie. Wspomniana na początku notatki suczka Tschingel żyła w latach 1865--79 i była alpejską towarzyszką Williama Collidge'a i jego ciotki, Miss Brevoort. Uczestniczyła w 66 wyprawach w Alpy i w 11 pierwszych w ogóle wejściach na szczyty. Alpine Club mianował sunię członkinią honorową -- żartowano, że jest jedyną damą w tym wyłącznie męskim klubie. Co do rasy suczki -- pozostaje ona sporna. Psy chodziły po wszystkich górach świata -- pies francuskiej wyprawy na Makalu w r.1955 dotarł do wysokości 6400 m. Podobnie jak Tschingel, swoją literaturę mają psy tatrzańskie, pisywały o nich m.in. Zofia Butrymowiczówna w r. 1930 ("Reks taternik") i Krystyna Sałyga w latach pięćdziesiątych. Około r. 1890, dwa psy ze schroniska nad Popradzkiem Stawem chętnie przyłączały się do turystów wchodzących na Rysy i inne okoliczne szczyty.
Mamy co prawda zdjęcie Rubii w gustownych goglach, ale nie udało nam się uzyskać zgody autora na jego publikację. Na naszej fotce goldenka "Tygrys" z Falenicy -- nie w mroźnych górach, lecz w ciepłym piasku nad morzem. Jej rekord wysokości ogranicza się do 10 pięter w bloku przy ul. Staffa w Warszawie -- co prawda bez sprzętu tlenowego, ale za to z pomocą windy.
Zmagania z Aksu
W Rosji (a ostatnio nie tylko w Rosji) duże zainteresowanie budzi wspinaczka 6 alpinistów z Krasnojarska i Jekaterynburga, robiących nową drogę na słynnej północnej ścianie Aksu (5350 m -- zdjęcie) w Pamiro-Ałaju. Oderwali się oni od ziemi 3 lutego, robiąc średnio po 1--2 wyciągi dziennie i stopniowo przesuwając platformy biwakowe. W górnej części ściany na 3 dni przygwoździła ich niepogoda, 19 lutego byli już w baszcie szczytowej, mając za sobą 29 bardzo trudnych wyciągów. W tych dniach powinni zameldować się ze szczytu. Ściana jest znana od przeszło 20 lat i ma ok. 10 dróg i dużych wariantów. Nowa droga, w całości oryginalna, rozwiązuje problem "luster" (gładkich płyt) między drogami Kawunienki i Popowa. Wspinacze porównują ją ze swoją drogą ("Krasnojarskij Marszrut") na ścianie Trolli w Norwegii: tamta ma 1100 m wysokości i kulminuje w P. 1750 m, Aksu -- 1750 m wysokości i szczyt 5350 m, gdzie wysokość nawet przy dobrej aklimatyzacji daje się mocno we znaki, zwłaszcza przy wielodniowym pobycie. Nieporównanie ostrzejsze są w Pamiro-Ałaju warunki klimatyczne. Przejście odbywa się w ramach czempionatu Rosji "w klasie wejść technicznych". W składzie 9-osobowej ekipy są zarówno doświadczeni alpiniści, jak i obiecujący młodzi kandydaci do przyszłych wejść wielkościanowych. Kierownikiem jest Nikołaj Zacharow, trenerem W.W. Baliezin. Równolegle jedną ze starych dróg (pierwsze przejście zimowe) wspina się osobny zespół ze Świerdłowska.
Karakorum nieznane
Kiedy ten Jurek wszystko to robi, zwłaszcza że nadal pracuje zawodowo? Jeszcze nie zdążyliśmy przetrawić jego "Karakorum zachodniego" zamieszczonego w ostatnim "Taterniku" (1/2004), a już mamy na biurku kolejne opracowanie -- typowy walowski samizdat, w technice niedrogiego kserografu: Tagas Group w południowej części sekcji Masherbrum Mountains w Karakorum Centralnym. Temat pasjonujący i krzepiący zarazem -- radość budzi konstatacja, że tak dzikie i niezdeptane góry jeszcze na świecie są. Autor nadaje grupie (podgrupie) nazwę, a poszczególne szczyty i turnie opatruje numerkami (1--200), gdyż są one bezimienne, przynajmniej na mapach. Co gorsza, nie mają wysokości -- najwyższe Wala szacuje na 6200 m. A jest to prawdziwy raj dla wielkościanowych wspinaczy skalnych: ostre, stromościenne igły z granitu lub granodiorytu, podobne do tych w grupach Paiju czy Trango, przy czym każda nowa droga ma szansę zakończyć się wejściem na nietknięty stopą ludzką szczyt (rysunek). Zdumienie budzi fakt, że chociaż wcale nie ukryte w głębi Karakorum, lecz stosunkowo łatwo dostępne z osiedli leżących w dolinach rzek Hushe i Saltoro, nie przyciągnęły dotąd sportowych eksploratorów, którzy wolą widać obiekty pocięte drogami, ale o ustalonej już sławie. A swoją drogą, to grzech, że tak pionierskie opracowanie ukazuje się tylko w języku polskim, co z góry skazuje je na wegetację poza światowymi bibliografiami. Angielskie cytaty z obcych publikacji i drobne wstawki w tym języku nie są żadnym rozwiązaniem. Może PZA wysupłałby parę złotych na dokonanie przekładu i wydanie angielskiej wersji broszury, choćby na takim samym skromnym poziomie?
Monika Rogozińska w Sofii
Na dzisiejszy wieczór (23 lutego 2004) zapowiedziano w stolicy Bułgarii spotkanie z polską alpinistką i dziennikarką, Moniką Rogozińską, która opowie o swoim udziale w zimowej wyprawie na K2 w grudniu, styczniu i lutym 2002 roku. W zapowiedziach przedstawiono prelegentkę jako taterniczkę, himalaistkę, przewodniczkę i ratowniczkę tatrzańską, a także sekretarza generalnego polskiej sekcji ekskluzywnego Explorers Club. Reportaże Moniki z zimowego K2, drukowane na łamach "Rzeczpospolitej", ukazywały się za zgodą autorki na bułgarskich stronach internetowych. Polskie wieczory górskie, organizowane w Centrum Kultury Polskiej w Sofii, cieszą się wielkim zainteresowaniem i nieduża sala z trudem mieści słuchaczy.
Direttissima północnej Everestu
Rosjanie chcą też zagrać pierwsze skrzypce w najbliższym sezonie himalajskim. 25 lutego wylatuje z Moskwy silna 20-osobowa wyprawa, której celem jest "awantiurna" droga środkiem północnych ścian Everestu. Plan przewiduje przejście maksymalnego spiętrzenia ściany pomiędzy kuluarami Nortona i Hornbeina. Ta dziewicza połać skał ma bez mała kilometr szerokości i wystawę północno-zachodnią. Jej wysokość w linii planowanej drogi wynosi 2500 m (między bazą a szczytem 3600 m). Główne trudności techniczne spodziewane są powyżej 8000 m, a więc w strefie ostrego głodu tlenowego. Ściana nie jest dla organizatorów ziemią nieznaną: możliwości przejścia wypatrzyli podczas rekonesansu w maju 2002 r., zaś w rok później drugi zwiad zdołał przejść dolny odcinek do wysokości 6800 m. W skład 13-osobowego teamu wspinaczkowego wchodzą doświadczeni alpiniści wysokościowi, 7 uczestniczyło w r. 2001 w wejściu na dziewiczy szczyt Lhotse Ta (8414 m). 5-osobowy zespół pomocniczy wejdzie równolegle drogą normalną i wyposaży w obozy zejście dla summiterów. Dla zdobycia aklimatyzacji cała dwudziestka ma wejść na Ama Dablam. Organizatorem i kierownikiem jest Wiktor Kozłow, szefem sportowym Piotr Kuzniecow, trenerami są Nikołaj Cziorny i Aleksandr Piatnicyn. Prezentacja całego składu odbyła się 20 lutego na press-konferencji w Moskwie. Drugim prestiżowym rosyjskim przedsięwzięciem wiosny 2004 będzie ponowny atak na ścianę Jannu.
18.02.2004 MAIL Z DRUGIEGO KOŃCA ŚWIATA 02/2004 (38)
Przesyłam serdeczne pozdrowienia z Patagonii. Naszej trójce (Krzysztof Belczyński, Bogusław Kowalski i Wojciech Wiwatowski) udało się zrobić nową drogę środkiem wschodniej ściany Torre Sud. VI(big wall) A4, VI+, śnieg i lód 55-60, długość drogi około 1100 metrów. Przepraszam za lakoniczność informacji -- szczegóły powinny się pojawić na stronie Klubu Wysokogórskiego Toruń.
Bogusław Kowalski
Dziękujemy Bodziowi za wspaniałą wiadomość i za radość, jaką nam nią sprawia. A dla całej Trójki serdeczne gratulacje!
18.02.2004 ZMARŁ PIOTR MICHALCZYK 02/2004 (38)
W dniu 15 lutego 2004 roku w zakopiańskim szpitalu zmarł Piotr Michalczyk, prezes Krakowskiego Klubu Alpinistycznego. Piotr (zdjęcie) uległ kilka tygodni temu wypadkowi lawinowemu podczas podejścia pod filar Wielkiej Turni w Dolinie Małej Łąki (GS 01/04). Dwaj jego towarzysze wydobyli się ze zwałów śniegu o własnych siłach. Sprawna akcja kolegów wspinaczy będących świadkami wypadku, jak i ekipy TOPR, pozwoliły na odnalezienie zasypanego i przywrócenie akcji serca w przeszło 40 minut po zejściu lawiny. Niestety, stan Piotra pozostawał wciąż krytyczny i mimo kilkutygodniowych wysiłków lekarzy nie udało się Go uratować.
Jacek Rządkowski