23.03.2004 KTO CZEKAŁ NA JOE? 03/2004 (39)
"Dotknięcie pustki" to tytuł książki, której polskie wydanie ukazało się w r. 1992 nakładem wydawnictwa "Stapis". Jej ukazanie się wywołało szereg dyskusji o partnerstwie w górach, o granicach lojalności wobec osoby, z którą wiążemy się liną. Autor, Joe Simpson, zawarł w niej drobiazgową relację z pewnej wyprawy, która odmieniła jego życie.
W ostatnich dniach marca 2004 na ekrany polskich kin wchodzi film pt. "Czekając na Joe", będący ekranizacją owej relacji książkowej. O filmie słychać było już od jakiegoś czasu. Zbierał dobre recenzje i pochwały ze strony widzów. Wszystko wskazuje na to, że będzie wydarzeniem także u nas.
Joe Simpson zaczął się wspinać, gdy miał 13 lat. Rok później należał już do grona utalentowanych wspinaczy skalnych. Naturalną koleją rzeczy następnymi etapami były zimowe wspinaczki w Szkocji i pierwsze doświadczenia alpejskie. Na początku lat osiemdziesiątych, jako 20-latek, awansował do czołówki brytyjskich wspinaczy, dokonując kilku liczących się przejść na najtrudniejszych ścianach Alp.
W maju i czerwcu 1985 roku uczestniczył w małej, trzyosobowej wyprawie w masyw Cordillera Huayhuash w Peru. Celem wyprawy była góra Siula Grande o wysokości 6356 m, zdobyta już w 1936 roku i później wielokrotnie odwiedzana przez alpinistów z różnych krajów. Sportowym wyzwaniem była jednak niepokonana zachodnia ściana, która oparła się kilkukrotnym atakom. Dwójka Yates i Simpson weszła w ścianę 4 czerwca i po trzech dniach wytężającej i niebezpiecznej wspinaczki pokonała niemal półtorakilometrowe urwisko (zdjęcie). Wracali granią północną, na której założyli jeszcze jeden biwak. Dramat zaczął się czwartego dnia wspinaczki. Na jednym z uskoków Simpson odpada i łamie nogę. Kontuzja właściwie uniemożliwia im dalsze poruszanie się granią. Podejmują wówczas desperacką próbę powrotu zjazdami wzdłuż ściany zachodniej. Ogromnym wysiłkiem i w złej pogodzie udaje im się dotrzeć w pobliże podstawy ściany. Wtedy następuje drugi wypadek. Simpson, opuszczany przez Yatesa, spada ponownie i zawisa nad szczeliną brzeżną. Brak komunikacji, zagrożenie upadkiem i przekonanie o śmierci partnera powodują, że Yates decyduje się na odcięcie liny. Simpson nie załamuje się, udaje mu się wydostać ze szczeliny i przez trzy i pół dnia czołga się do obozu bazowego, przerażony obawą, że jego partnerzy już odjechali. O ogromnym wysiłku świadczy choćby to, że traci wówczas 20 kg swojej wagi.
Kiedy trzy lata później, ukazała się w Anglii książka z relacją z feralnej wyprawy, nic nie zapowiadało jej późniejszego sukcesu. Sprzedawała się słabo, ale tego samego roku otrzymała prestiżową w środowisku wspinaczkowym nagrodę im. Boardmana i Taskera, w kategorii literatury górskiej. Dzięki tej nagrodzie, w rok po premierze brytyjskiej, książka trafiła na rynek amerykański. Posypały się dalsze nagrody ( Simpson wygrał m.in. rywalizację z głośnym dziełem Stephena Hawkinga "Krótka historia czasu"), pojawiły lepsze lub gorsze tłumaczenia. Autor "Dotknięcia pustki" stał się niespodziewanie dla siebie człowiekiem majętnym. Żyjąc przez wiele lat z zasiłku socjalnego, był zaskoczony i przestraszony nową sytuacją. Po kilku latach łączny nakład przekroczył pół miliona egzemplarzy w czternastu językach!
Wiosną 1989 r. miała miejsce pierwsza próba ekranizacji wydarzeń spod Siula Grande. Na potrzeby amerykańskiej sieci telewizyjnej ABC, w kanadyjskiej części Gór Skalistych, w okolicach Banff, nakręcono 15 minutowy film. Potrzeby komercyjne zadecydowały jednak, ze relacja była teatralnie udramatyzowana.
Film, który właśnie wchodzi na nasze ekrany, zrealizowany przez Kevina McDonalda, jest skrupulatnym przeniesieniem na ekran wydarzeń z 1985 roku. Otrzymujemy prawdziwą historię, do której nie trzeba było pisać wymyślnego scenariusza. Realizatorom udało się uniknąć fałszywego patosu i tandetnych sposobów budzenia lęku w widzach. Ekipa filmowa pofatygowała się nawet pod Siula Grande i wiele scen nakręcono w autentycznych miejscach. Dzięki temu zabiegowi otrzymaliśmy obraz, który jest inscenizowanym dokumentem, ale na szczęście, odbiegającym daleko od naszych rodzimych tzw. rekonstrukcji wydarzeń. Mamy więc film, o którym wąskie fachowe grono dotychczasowych widzów mówi: "Najlepszy!"
Na koniec warto jeszcze wrócić do polskiego tytułu. Radykalne zmiany czynione przez tłumaczy lub wydawców są zawsze nieco ryzykowne. Książka znana jest w Polsce właśnie jako "Dotknięcie pustki" i ten komunikat zawarty w jej tytule wydaje się oddawać intencje autora. Simpson był w miejscu, z którego mało kto wraca, miał świadomość, że balansuje na granicy życia, dotykał pustki.
W książce, na filmie i w rzeczywistości, na Joe Simpsona nikt nie czekał. Na tym polegał jego dramat.
Zbigniew Piotrowicz
22.03.2004 NA PROGU WIOSNY 03/2004 (39)
Początek sezonu
Kończy się zima i w Himalajach rusza kolejny sezon wiosenny. Mimo niestabilności sytuacji politycznej w Azji i w samym Nepalu, napływ wypraw jest duży, niektóre z nich mają bardzo ambitne cele. Pod Everest zdąża Dr Luanne Freer, tym razem wsparta przez równie wyspecjalizowaną dr Denise Merritt, by ponownie otworzyć polową klinikę Himalayan Rescue Association. Po stronie tybetańskiej zainstalowano automatyczną stację meteorologiczną. Zapowiadane są różne urozmaicenia wejść na najwyższą górę świata: powroty z pomocą spadolotu, zjazdy na nartach, wejścia grup bez masek tlenowych. Po północnej stronie kręcony będzie film dla BBC, przez ekipę, która filmowała "Tuching the Void". Rosyjska wyprawa na północną ścianę Everestu (GG 02/04 z 23.02.2004) rozpoczęła aklimatyzację zgodnie z planem -- od wejścia w połowie marca całym niemal składem na Ama Dablam. Everest nie jest jedynym szlagierem rosyjskim tej wiosny. Pod północną ścianę Jannu (7710 m) wraca 11-osobowa ekipa pod wodzą Aleksandra Odincowa, w "sportowo wzmocnionym" składzie (por. GG 10/03 z 14.10.2004 i GG 11/03 z 04.11.2003). Zapewne chodzi także o to, by wykorzystać zeszłoroczną robotę, szczególnie poręczówki -- zanim potną je spadające kamienie lub posłuży się nimi konkurencja (skrupulatnie przemilczając w relacji fakt ich przydatności). Dużo będzie się działo w masywie Annapurny, gdzie znajdzie się kilku pretendentów do Korony Himalajów. Na swój ostatni 8-tysięcznik liczy Ed Viesurs, na przedostatni Piotr Pustelnik a na dwunasty -- Sergiej Bogomołow. Trzech innych alpinistów ma już po 8 ośmiotysięczników. Przewidziane są też wejścia ścianą południową, m.in. przez Pustelnika, Austriaczka Gerlinde Kaltenbrunner (4 ośmiotysięczniki) chciałaby być kolejną panią na Annapurnie. Wraz z Ralfem Dujmovitsem i Hirotaką Takeuchim zamierza ona dla aklimatyzacji wejść najpierw na Xifeng na południe od Shisha Pangmy. Na Dhaulagiri wybiera się m.in. mała lecz silna wyprawa słoweńska Andreja (kierownik) i Mariji Štremfeljów. Silna 26-osobowa wojskowa wyprawa brytyjska jest w drodze pod Makalu (8463 m). Jeden jej zespół (14 osób) chciałby dokonać piątego przejścia długiej grani południowo- wschodniej, 12-osobowy team juniorów ma poznać problemy dużej wysokości, wspinając się na Baruntse (7129 m) i na Mera (6476 m). Pełne będą bazy pod Cho Oyu i pod Shisha Pangmą. Szwed Tomas Olsson i Norweg Tarmad Grandheim planują zjazdy na nartach z obu tych szczytów, dwaj Holendrzy przygotowują się do zjazdu z Cho Oyu. Na Shisha Pangmę jedzie z Ameryki Polak Marek Wencel, obecnie mieszkający w Seattle, za partnera mając Peruwiańczyka Maximo Henostroza, czynnego jako przewodnik w Cordillera Blanca (razem byli na Huascaranie).
Tymczasem nie Everest zdumiewa Europę zachodnią, lecz Czech Adam Ondra, który we Francji zrobił on sight 4 przejścia 8a, następnie zaś przeszedł drogi Dinosaure i Maelstrom, obie 8a+, mając latek -- uwaga -- 11...
Spotkanie w "Grandzie"
Zorganizowane jak zwykle przez Romana Gołędowskiego, w poniedziałek 8 marca odbyło się w Klubie Olimpijskim kolejne spotkanie miłośników gór wysokich -- tym razem z bohaterami zimowej wyprawy na Shisha Pangmę. Zjawili się oni w całym polskim komplecie: Janek Szulc (kierownik), Jacek Jawień, Darek Załuski i Piotr Morawski. Obejrzeliśmy bardzo ciekawy materiał filmowy Darka Załuskiego i pokaz slajdów, komentowanych głównie przez Piotra Morawskiego. Zarówno ustna opowieść, jak i -- szczególnie -- materiał ilustracyjny, unaoczniły widzom, jak trudna była to operacja i ile dali z siebie uczestnicy, by tak szczupłymi siłami dotrzeć prawie do szczytu. Wolni od estradowej rutyny zawodowych alpinistów, prelegenci stworzyli klimat swobodnej, żywej, "schroniskowej" pogawędki. Program rozszerzono o projekcję fragmentu zapowiedzianej już przez nasze kina ekranizacji książki "Dotknięcie pustki" Joe Simpsona, stanowiącej rzeczywiście mocne filmowe uderzenie. Sala kolumnowa "Grandu" była jak zwykle wypełniona (zdjęcie), przy czym uwagę zwracał raczej młody wiek słuchaczy. Wyjadaczy klubowych widziało się niewielu, seniorów zaledwie kilkoro. Z wyprawowej gwardii były m.in. Anka Czerwińska i Krysia Palmowska. Wynika z tego, że warszawskie środowisko wysokogórskie nie czuje potrzeby uczestniczenia w górskich wydarzeniach dnia dzisiejszego, co zresztą jest nie tylko naszą bolączką, a co potwierdza w "Głosie Seniora" organizator poznańskiego życia kulturalnego KW, Mietek Rożek. A może warto by poprawić coś w sposobie informowania zainteresowanych? Romanowi Gołędowskiemu i Klubowi Olimpijskiemu winniśmy serdeczną wdzięczność za systematyczne organizowanie spotkań z ciekawymi ludźmi i wielkimi górskimi wydarzeniami, szczególnie, że w tym roku mija 40 lat od pierwszej takiej wysokogórskiej imprezy w ówczesnym Klubie Olimpijczyka.
Vancouver po raz siódmy
W dniach od 22 do 29 lutego odbyła się VII edycja Vancouver International Mountain Film Festival. Filmów nadesłano kilkadziesiąt, większość na wysokim poziomie, trójka jurorów miała więc niełatwą robotę. Tworzyli ją Dawn Hanna z miejscowej prasy turystycznej, kanadyjski pisarz i fotograf Chic Scott oraz znany angielski alpinista i autor, Simon Yates (nota bene bohater "Dotknięcia pustki", "człowiek, który przeciął linę"). Grand Prize otrzymała kanadyjska opowieść "In the Shadow of the Chief", relacjonująca sensacyjne (wówczas) I wejście na Stawamus Chief w British Columbia w r. 1961. Autorzy 50-minutowego filmu, przeplatający wywiady z historycznym materiałem zdjęciowym, odebrali też nagrodę za "najlepszy kanadyjski film górski festiwalu". W kategorii relacji alpinistycznych, nagrodę Alpine Club of Canada otrzymał film "Ski, Climb, Videotape", w żywy sposób obrazujący przygody trzech pań i jednego pana w trakcie 55-dniowej wyprawy narciarskiej w Góry Św. Eliasza, kulminującej w trawersowaniu Mount Logan. Najlepszym filmem skałkowym okazał się amerykański "Pasicbloc" Josha Lowella, pokazujący wyczyny na Majorce. Program jednego z wieczorów zawierał prelekcje Simona Yatesa "Dobro, Zło i Piękno" oraz Krzysztofa Wielickiego o jego wielkich wspinaczkach himalajskich, z zimowym Everestem włącznie. Z 9 filmów nagrodzonych w tym roku w różnych kategoriach, 6 reprezentuje Kanadę, trzy zaś Niemcy, Anglię i USA. Festiwal w Vancouver przyciąga coraz to liczniejsze rzesze miłośników górskiego kina.
Władysław Janowski
Zew wielkich ścian
Wysokogórskie media przynoszą informacje o nowych sukcesach wielkościanowych. W kanadyjskiej części Gór Skalistych pięknym pierwszym wejściem zimowym błysnęli Ben Firth i Rafał Sławiński, którzy w dniach 19--21 lutego pokonali drogę zespołu Greenwood-Lake (latem 5.9 A1) na 1350-metrowej północnej ścianie Mount Temple (3547 m). Droga ta miała już 10 prób zimowych, w tym 4 Seana Daugherty'ego. Mimo ciężkich warunków, Ben i Rafał przeszli ją w rekordowym czasie, a to dzięki mistrzowskiemu opanowaniu wyrafinowanych technik lodowych, mikstowych i drytoolingowych. Do przejścia przygotowywali się na drogach 5.8 na ścianach szczytu Yamnuska niedaleko Calgary. Chyba nie musimy przypominać, że Rafał jest synem Negrów czyli Eli i Andrzeja Sławińskich.
Miesiąc wcześniej po przeciwnej stronie globu, na Antarktydzie, inny wielkościanowy sukces odnieśli Amerykanie Josh Helling i Mike Libecki. W cudownym ogrodzie skalnym Ziemi Królowej Maud wypatrzyli 750-metrową pionową ścianę zachodnią szczytu Fenris. O jej trudnościach świadczy to, że pokonanie 14 wyciągów zajęło im 16 dni. Do najtrudniejszych należał pierwszy wyciąg (A4) -- prosto nad czarną bezdnią bergszrundu. Serie rys i ciasnych kominów wymagały wspinaczki klasycznej do stopnia 5.10+ włącznie. Pogoda była zmienna, a w drugiej połowie przejścia kiepska, niebo rozświetliło się dopiero 15 stycznia, kiedy zmęczona dwójka dobiła do ostrego jak nóż szczytu. Przed wspinaczką obaj Amerykanie okrążyli na nartach całą złożoną z granitowych igieł i turni grupę Orvin Fjella.
Fatalna trzynastka
W początku marca 2003 r. lista ofiar lawin w górach Austrii obejmowała 29 nazwisk, w tym roku bilans tej samej części sezonu jest o wiele lepszy: tylko 6 osób straciło życie w białym żywiole. Natomiast prasa austriacka i niemiecka przypomina 50-lecie tragicznych zdarzeń w masywie Dachsteinu, w których wyniku śmierć poniosła grupa 10 uczniów gimnazjalnych z niemieckiego miasta Heilbronn wraz z trójką opiekujących się nimi nauczycieli. Przyczyną było załamanie pogody -- z wichurą, deszczem i śnieżycą. Grupa uległa rozproszeniu i wszyscy jej uczestnicy poumierali z wychłodzenia i wyczerpania. Nie od razu zdołano ustalić miejsce nieszczęścia -- akcję ratunkową prowadziło 400 ratowników, policjantów i ochotników. Dopiero po 9 dniach natknięto się na pierwsze ofiary, ostatnie wyłoniły się spod śniegu po 43 dniach. W rejonie tragedii, przy szlaku Krippenstein -- Gjaidalm ustawiono drewniany krzyż, znany dziś jako Heilbronner Kreuz. Błąd pedagogów polegał na tym, że wyruszyli w góry mimo niepewnej pogody, a gdy się ostatecznie zepsuła -- nie zawrócili, lecz kontynuowali marsz. Ponieważ nikt z 13 uczestników nie ocalał, powody takich decyzji jak i przebieg tragicznych wydarzeń nie są znane. Na dni 9 i 10 kwietnia zaplanowano uroczystości rocznicowe z udziałem bliskich ofiar i oficjalnej delegacji ich rodzinnego Heilbronn -- "dla przypomnienia zmarłych i ostrzeżenia żyjących". W trakcie uroczystości zostanie zaprezentowana książka o tragedii sprzed lat.
Rekordomania
Wiadomo nie od dziś, że miejsce w Księdze Rekordów jest tak samo ponętne, jak medal olimpijski czy tytuł doktora honoris causa Sorbony czy Oxfordu. Oto 37-letni Austriak Manfred Tod, skromny urzędnik kolejowy, w dniu 29 lutego 2004 ustanowił nowy osobliwy rekord. W ciągu 24 godzin wszedł na nartach 51 razy na szczyt góry o 350 metrach deniwelacji. W sumie pokonał 17 850 m wysokości, czyli dwa Everesty -- licząc nie od bazy Khumbu, lecz od poziomu morza. Konkurencję ukończył w dobrej formie, gotów jeszcze trochę pobiegać. W trakcie doby zrobił dwie 25-minutowe przerwy na odsapkę i posiłek. Łącznie wypił 15 litrów płynów i przyjął 7000 kalorii. Pomagało mu kilku kolegów z pracy, którzy przygotowywali żywność i dbali o oświetlenie tras w ciągu nocy. Nie był to pierwszy wyczyn Toda. W zeszłym roku przy podobnej próbie uzyskał sumaryczną wysokość 10 080 m. O formę dba przez cały rok, wstaje o godz. 3 i do godz. 7 trenuje, potem zaś idzie do pracy. W ciągu ostatniego kwartału trening zintensyfikował: od końca listopada do końca lutego zaliczył w sumie 120 000 m pionu, co statystycy przeliczyli na przeszło 13 Everestów.
Baruntse i Annapurna
Włoch Simone Moro (37), który w czasie zimowej wyprawy na Shisha Pangmę był stałym gościem na naszych ekranach, w końcu marca znowu wyrusza w Himalaje. W planie ma dwie wspinaczki -- obie "molto prestigiose": na początek pierwsze w ogóle przejście północnej ściany Baruntse (7168 m), następnie zaś wejście na Annapurnę (8091 m) -- drogą francuską, a gdyby warunki na miejscu były dobre -- ewentualnie nową drogą. Jego partnerem będzie Kazach Denis Urubko (8 ośmiotysięczników), na Baruntse zaś także przewodnik z Bergamo, Bruno Tassi. Dla nas ciekawsze od Annapurny jest spotkanie z Baruntse. Z zapowiedzi Simona (noclegi na portaledge) wynika, że zamierza on przejść trudną skalno-lodową ścianę północno-zachodnią, liczącą 1500 m wysokości i kulminującą w NW ramieniu szczytu (ok. 6970 m), w odległości 0,5 km od wierzchołka 7168 m. Z końca NW ramienia opada na północ lodowa grań ku przełęczy 6184 m i dalej w kierunku Shartse. Niespełna 1000-metrowa północna flanka Baruntse, głównie lodowa, nie wydaje się trudna. Jak zawsze reklamowo nastawiony, Moro zapowiada stałą łączność internetową -- w 4 językach, w tym nawet rosyjskim. Sponsorów i mniej kompetentnych czytelników swoich doniesień epatuje zapowiedziami, że jego droga na Baruntse będzie "premierą światową", a wejście na Annapurnę nastąpi bez sprzętu tlenowego (!) i bez Szerpów powyżej bazy.
Tatry w Pradze
Taternicy i turyści czescy (nie mówiąc już o narciarzach) wolą ostatnio jeździć w Alpy aniżeli we wspólne kiedyś i jedynie dostępne Tatry. Tak czescy, jak i słowaccy działacze starają się przeciwdziałać tym trendom. 11 marca 2004 r. w Pradze uruchomiono nowe Centrum Informacyjne Vysoké Tatry. Uroczystość otwarcia połączono z cyklem imprez o nazwie "Den Vysokých Tatier". W restauracji "Tatry" spotkali się czescy gospodarze i słowaccy goście: delegacja urzędu miasta Vysoké Tatry z primatorem Janem Mokošem na czele, przedstawiciele dyrekcji TANAP (inż. J. Švajda), Štatné Lesy TANAP (inż. M. Šturcel) i HZS (Jozef Janiga). Wyświetlono nowy film P. Barabáša "Misterium Tatry", zaprezentowano nową książkę Laca Janigi "Tatry z oblakov" -- fascynujący zbiór zdjęć naszych gór (także strony polskiej) wykonywanych z helikopterów. Delegaci słowaccy odbyli dyskusję z miejscowymi działaczami. Głównym tematem był opracowywany nowy regulamin TANAP, którego przepisy mają częściowo ulec "zmiękczeniu". Chodzi m.in. o problem opuszczania znakowanych szlaków i o zamykanie dróg na okres zimy. Ułatwione ma być wydawanie zezwoleń na uprawianie spadolotniarstwa i taternictwa narciarskiego -- ze zniesieniem dotychczasowych limitów. Przewodnictwem w Tatrach Słowackich będą się odtąd zajmować tylko osoby posiadające licencje UIAGM.
Jeszcze o Tagas group
Czytelnicy mojego opracowania (GG 02/04 z 23.02.2004) dziwią się, że tak atrakcyjny masyw górski pozostawał dotąd niemal nie zauważony przez himalaistów. Powody są różne, za jeden z głównych uznałbym to, że jest to rejon zamknięty, gdyż dolina rzeki Saltoro jest do dzisiaj niedostępna, a od strony doliny Hushe teren ten jest bardzo słabo widoczny i trudno osiągalny. Oczywiście, nie bez znaczenia był dotychczasowy brak jego popularyzacji. Sytuację można by porównać do tej sprzed lat z Hindukuszem Zebaku. Grupa ta była pomijana przez wyprawy, aż do czasu, kiedy z mojej inicjatywy przeprowadziliśmy wejście do doliny Shyorpalas i kiedy narysowałem i opublikowałem mapę orograficzną wschodniej części tego rejonu. To spowodowało, że Zebakiem zainteresowali się nasi alpiniści, a w ślad za nimi szybko także Anglicy i Francuzi, którzy odnosili tam znaczne sukcesy. Sytuacja w Tagas Group jest podobna. Nie ma doniesień o wejściach, nie ma szczegółowych map -- być może dysponuje nimi armia pakistańska, nikt ich jednak nie widział. Mam nadzieję, że moja publikacja spowoduje zainteresowanie tym terenem a wyprawy uzyskają zgodę władz pakistańskich na jego penetrację -- choćby na podstawie mojej mapki. Jeśli chodzi o moje najbliższe plany, to nadal współpracuję z Wolfgangiem Heichelem. Chciałby on otrzymać ode mnie mapy do swoich dalszych publikacji (Nanga Parbat i inne tematy). Jest to dla mnie żmudna praca, ale podejmuję się jej choćby ze względu na dopływ informacji, inną drogą dla mnie nieosiągalnych.
Jerzy Wala
82 dni -- 82 szczyty
W "Głosie Seniora" GS 02/04 zaanonsowaliśmy nowy wyczyn wytrzymałościowy Patricka Bérhaulta i Philippa Magnina, którzy rozpoczęli realizację śmiałego planu wejścia jednym ciągiem na wszystkie samodzielne 4-tysięczniki Alp. Na oficjalnej liście jest ich 82 i mają paść w 82 dni. Po 6 miesiącach przygotowań -- biegów, marszów, sypiania na balkonie i żywienia się produktami bez ich gotowania, dwójka wyruszyła 1 marca, by dokonać inauguracyjnych wejść w najbardziej południowym 4-tysięcznym masywie łuku Alp -- na Barre des Écrins (4101 m) i Dome de Neige des Écrins (4015 m) w Delfinacie. Zespół przemieszcza się na piechotę. W ciągu kilku niezbyt pogodnych dni przewędrował w kolejny masyw i 11 marca wszedł na trzeci "swój" szczyt: Gran Paradiso (4061 m) w Alpach Graickich, jedyny 4-tysięcznik wznoszący się całkowicie na terytorium Włoch (inne są graniczne). W wejściu na ten szczyt Patrykowi i Filipowi towarzyszyli Eric Magnin i Marco Gaiani. Kolejny rejon działania stanowi masyw Mont Blanc, gdzie koncentracja 4--tysięczników pozwala im szybko rozbudować listę zdobyczy (18 marca weszli na 6 szczytów 4-tysięcznych). Na granich, jak mówią, leży dużo ciężkiego śniegu, ale pogoda sprzyja realizacji napiętego planu. Oby tak dalej...
15.03.2004 "KRÁSY SLOVENSKA" PISAŁY... 03/2004 (39)
Wertując stare roczniki "Krás Slovenska" natknęłam się na zabawną informację ze stycznia 1953 roku, czyli sprzed półwiecza, o nowym niezawodnym systemie dowozu turystów i narciarzy pod Chopok. Zakłady w Liptowskim Mikułaszu skonstruowały specjalny pojazd złożony z pługa na gąsienicach i przypiętych do niego wielkich sań. Jasnáplan (bo tak pojazd został nazwany) mieści 70 osób i 4000 kg bagażu. Kursuje Doliną Demianowską, od Jaskiń Demianowskich (gdzie dojeżdżały wówczas kursowe autobusy) przez Lúčki do Jasnej -- do dolnej stacji wyciągu krzesełkowego. Jest w stanie pokonać tą trasę w każdych warunkach pogodowych -- niezależnie od siły wiatru i grubości pokrywy śnieżnej. Taki sam wehikuł pełnił wówczas służbę w Dolinie Vrátnej w Małej Fatrze, przewożąc turystów z Terchowej do Chaty Vrátna.
Monika Nyczanka
15.03.2004 HORSKÁ ZÁCHRANNÁ SLUŽBA 03/2004 (39)
W styczniu minął rok od czasu głębokiej reorganizacji ratownictwa górskiego na Słowacji. Zmiany poszły w kierunku podobnym jak w Polsce -- służby ratownicze podporządkowano Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, tworząc systemu ratownictwa krajowego. W miejsce dwóch odrębnych organizacji, działających w różnych strukturach, Horskej Služby na Słowacji (podlegała Ministerstwu Szkolnictwa) i Tatranskej Horskej Služby (podlegała Ministerstwu Rolnictwa i Leśnictwa poprzez ŠL TANAP) powstała Horská Zachranná Služba (HZS), podlegająca słowackiemu MSW. HZS zrzesza wyłącznie zawodowych ratowników i prowadzi akcje ratunkowe we wszystkich pasmach górskich na Słowacji. Ściśle współpracuje z Ratownictwem Lotniczym (Letecká Záchranná Služba -- transport lotniczy) i służbami medycznymi, a w razie potrzeby także z organizacjami ratowniczymi z innych krajów (np. z polskim TOPR). HZS ma również zapobiegać zagrożeniom w górach, informować o niebezpieczeństwach, prowadzić akcje profilaktyczne, dbać o ścieżki i zabezpieczenia trudniejszych odcinków, a w razie potrzeby zamykać szlaki lub trasy narciarskie.
Główną siedzibą HZS jest budynek dyrekcji w Popradzie przy ul. Scherffela 15, tel. 0-52/776-76-73, fax 789-31-91. Mieści się tu centrum operacyjne, przymujące zgłoszenia telefoniczne pod numerem alarmowym 18-300. W terenie działa 6 regionalnych ośrodków: w Starym Smokowcu dla Tatr Wysokich, w Żarskiej Dolinie dla Tatr Zachodnich, w Jasnej dla Niżnych Tatr, w Donovalach dla Wielkiej Fatry, we Vrátnej dla Małej Fatry i na Čingovem dla Słowackiego Raju. W skład HZS wchodzi Ośrodek Prewencji Lawinowej z Jasnej i Ośrodek Szkoleniowy. Ośrodek prowadzi szkolenia dla ratowników i kandydatów na ratowników. Jedna z jego komisji zajmuje się szkoleniem psów lawinowych, inna ratownictwem jaskiniowym. Naczelnikiem HZS jest Jozef Janiga, który kieruje 98 etatowymi pracownikami, w tym 82 ratownikami górskimi. HZS ma też 17 wyszkolonych psów lawinowych. Prowadząc akcje ratunkowe współpracuje z organizacjami skupiającymi ratowników-ochotników (są to Horská Služba na Słowacji i Dobovolný zbor Tatranskej Horskej Služby). Nowa ustawa stanowi, że akcje ratunkowe są bezpłatne, o ile poszkodowany turysta, narciarz lub taternik nie naruszył przepisów porządkowych. Za użycie śmigłowca ofiara wypadku płaci, jeśli nie było zagrożone jej życie.
Monika Nyczanka
09.03.2004 MUGS STUMP AWARD 03/2004 (39)
Nagroda im. Mugsa Stumpa jest pomyślana jako materialna i moralna pomoc dla alpinistów nowej generacji, prowadzących działalność w duchu, jaki cechował górskie poczynania jej Patrona. Chodzi o realizacje -- w tym także próby -- ambitne i pomysłowe, a przy tym szybkie, lekkie i czyste pod względem taktyki i stylu. Sponsorami są firmy Mountain Gear, Patagonia, W.L. Gore and Associates i Black Diamond Equipment. Kwoty nagród nie są duże (w tym roku dla 5 zespołów 12.000$), większe znaczenie ma jednak działanie promocyjne wyróżnienia. Znamy już laureatów tegorocznej edycji, a są wśród nich nazwiska polskie. Oto oni: Krzysztof Belczyński i Marcin Tomaszewski za wyprawę na szczyt Shark's Fin (6310 m) w masywie Meru w Garhwalu; David Anderson i Steve Herlihy za wypad wspinaczkowy w dotąd omijane Avellano Towers w Patagonii; Kevin Mahoney i Ben Gilmore za nową klasyczną drogę na wschodniej ścianie Moose's Tooth; Ben Sarnquist i Sean Cooney za śmiałą próbę przejścia nową drogą wschodniej ściany Mount Dan Beard na Alasce; Chris Geisler, Scott Withers i David Edgar za wyprawę na dziewiczy północny filar Shingu Charpu w Dolinie Nangma -- w tej części Karakorum, którą ostatnio opracował i opisał Jerzy Wala (por. "Karakorum nieznane" w GG 02/04 z 23.02.2004).
Mugs Stump (właściwie Terrance Manbeck Stump -- zdjęcie) należał do najwybitniejszych i najbardziej wizjonerskich przedstawicieli alpinizmu amerykańskiego. Urodzony w r. 1949 i od dziecka wysportowany, był niezwykłym talentem wspinaczkowym a przy tym człowiekiem niezwykle skromnym, nie szukającym w górach poklasku, lecz wartości wyższych, niż sama tylko manifestacja fizycznej tężyzny. Jego śmierć w szczelinie lodowej na Alasce w maju 1992 roku jest stratą trudną do przebolenia. W pamięci całej generacji pozostają jego dotąd niepowtórzone pierwsze przejście Emperor Face Mount Robson w Kanadyjskich Górach Skalistych jak i błyskotliwy tryptyk alaskański w postaci wschodniej ściany Moose's Tooth, Moonflower Buttress Mount Huntera i jednodniowego samotnego przejścia filara Cassina Mount McKinley. "Stosunek Mugsa do alpinizmu wyrażał się w admiracji odwagi, czystości stylu i prostoty postępowania -- mówi Michael Kennedy, jeden z inicjatorów nagrody. -- Tegoroczni laureaci przepojeni są tymi samymi ideałami i wizjami, jakie rozpalały wyobraźnię Mugsa."
Władysław Janowski