29.11.2003 SPADAJA OSTATNIE LISCIE 11/2003 (35)
Sukces na Annapurnie III
Stosunkowo rzadko odwiedzana Annapurna III (7555 m) byla tej jesieni celem 10-osobowej wyprawy brytyjsko-amerykanskiej, ktorej jako pierwszej udalo sie przejsc poludniowo-zachodni filar, atakowany dwukrotnie przez Slowencow. Wejscie zamierzano przeprowadzic stylem alpejskim, co udalo sie tylko czesciowo, m.in. korzystano z poreczowek slowenskich w dolnej skalnej czesci drogi. Trudnosci techniczne byly stosunkowo umiarkowane (5a/5b), duze jedynie na pionowym odcinku lodowym. Natomiast niezwykle krucha skala zmuszala wspinaczy do ustawicznej uwagi. Szczyt osiagneli (daty nie podano) Ian Parnell, Kenton Cool i Amerykanin John Varco. Przez caly czas pobytu wyprawie sprzyjala stabilna sloneczna pogoda. W skladzie tegorocznej ekipy byla Amerykanka z Colorado, Sue Nott, ktora w r. 1998 podczas wspinaczki lodowej oberwala sie z calym filarem, przezyla jednak upadek i po wyleczeniu kontuzji wrocila w gory. Kenton Cool wybiera sie pod Annapurne III najblizszej zimy, by sprobowac "czegos powazniejszego".
Trudna Annapurna III wznosi sie w dlugiej grani Annapurn, ok. 17 km na wschod od Annapurny glownej. Jako pierwsza weszla na nia w r. 1961 wyprawa hinduska (M. Kohli, S. Gyatso i S. Girmi). Podczas swej drugiej proby w r. 2000 alpinisci slowenscy pokonali cale glowne trudnosci filara (zdjecie) -- z wysokosci 6800 m zawrocilo ich glebokie zalamanie pogody. Napisal Boris Strmsek w "Planinskim Vestniku" 4/2001: "Na skalnym odcinku pozostawilismy liny poreczowe. Przydadza sie komus, kto bedzie chcial dokonczyc nasza robote". No i przydaly sie!
Bhagirathi III
Liczaca bez mala 1500 m wysokosci zachodnia sciana Bhagirathi III (6454 m) nalezy do najwiekszych i najglosniejszych zerw skalnych Himalajow. Jesienia 2003 r. byla ona celem silnej trojki w skladzie Reiner Treppte (Niemcy), Urs Stocker i Simon Anthamatten (Szwajcarzy). Pierwotnie zamierzali oni poprowadzic nowa droge na Meru Sharkfin, weszli im jednak w parade Amerykanie z Konradem Ankerem na czele. Na Bhagirathi planowali nowa klasyczna droge na filarze hiszpanskim, stwierdzili jednak, ze lita skala tej formacji nie obiecuje takiej mozliwosci. Po trzech wyciagach dziewiczego terenu zdecydowali sie na powtorzenie (trzecie z kolei) drogi katalonskiej, przy czym odhaczali wyciagi A1 i A2, choc nie wszedzie bylo to mozliwe. Pogoda byla slaba, a przy drugim wejsciu w sciane (27 wrzesnia) tak mrozna, ze musieli wspinac sie w ciezkim obuwiu, co wykluczylo dalsze "poprawianie" drogi. Rysy, ktorymi wiedzie droga, byly pelne lodu i sniegu. Takie warunki panowaly przez caly czas ich pobytu w Garhwalu. Zjezdzali wiec do bazy, kilka nocy spedzili marznac na platformie. 7 pazdziernika dotarli do terenu mikstowego, ktory byl jednak wciaz bardzo stromy i trudny. Do niskich temperatur dolaczyl sie wiatr. Ta czesc sciany zajela im kolejne 2 dni. 9 pazdziernika stali na szczycie, w wichurze nie mogac zamienic slowa, zbyt zmeczeni, by sie cieszyc. W sumie spedzili w scianie 18 dni, trudnosci ocenili na 7+, A3.
Droge poprowadzil w dniach 16-26 maja 1984 zespol hiszpanski w skladzie J.O. Aldeguer, S. Martinez, J.L. Moreno oraz J. Tomas -- po 8 dniach obrobki dolnych 350 metrow.
Himlung 7126 m
Ladny lodowy masyw na granicy Nepalu i Tybetu, na polnocny wschod od grupy Annapurn, dlugo "zapomniany", potem rzadko odwiedzany (I wejscie 1983), ostatnio cieszy sie rosnaca popularnoscia. Tej jesieni szturmowalo go z powodzeniem kilka wypraw, m.in. niemiecka, francuska i dwie belgijskie. Wyprawy belgijskie dzialaly pozno: pierwsza z nich zalozyla baze 25 pazdziernika, w blyskawicznym tempie stanely 3 obozy na pieknej grani zachodniej. W dniach 2 i 3 listopada na szczyt weszly dwa zespoly -- w sumie wraz z szerpami 11 osob. Jako pierwszy przetarl droge znany polskim wyprawom Portugalczyk Joao Garcia (4 osmiotysieczniki, w tym Everest bez maski tlenowej). Dzieki dobrej pogodzie rownie sprawna byla ostatnia z wypraw -- flamandzka, ktora baze rozbila 15 listopada a juz 24 listopada ze szczytu rozleglo sie triumfalne "Yihaaa!". Stanelo na nim 6 osob, niestety, w zejsciu ciezko zachorowal Jannic Ally, ktorego wspolnym wysilkiem ewakuowano do bazy, skad zabral go helikopter do szpitala w Katmandu. Byla to pewnie jesli nie ostatnia, to jedna z ostatnich wypraw himalajskich tej jesieni.
Lhotse -- niby zima
Dwa lata temu relacjonowalismy z poludniowej sciany Lhotse nieudana probe japonska, ktora 19 grudnia 2001 r. zalamala sie na wysokosci 7600 m, czyli u poczatku wlasciwych trudnosci. W tym roku Japonczycy probuja po raz wtory. Mowia o wejsciu zimowym, ale maja na mysli zwykle bezwietrzna i wzglednie ciepla pierwsza polowe grudnia. Robote w scianie zaczeli juz 15 listopada, 25 tego miesiaca mieli oboz I, szczyt chcieliby osiagnac okolo 20 grudnia. W stosunku do proby z r. 1991 zmienili czesciowo przebieg planowanej drogi (zdjecie). Kierownictwo ogolne sprawuje Noboru Onoe, szefem technicznym jest Osamu Tanabe, doswiadczony wysokosciowiec (siedem 8- tysiecznikow) i kierownik poprzedniej proby zimowej. W r. 1993 byl on uczestnikiem wyprawy, ktora w listopadzie i grudniu przeszla poludniowo-zachodnia sciane Everestu, przy czym tylko jeden zespol szczytowy zahaczyl o pierwszy dzien zimy kalendarzowej. W tegorocznej wyprawie uczestnicza m.in. Shigeru Ogawa, Atsushi Senda,Toshiyuki Kitamura (5 osmiotysiecznikow), Shigehisa Yamamoto, Masao Suzuki i Goro Takenaka. Pogoda w rejonie Everestu jest obecnie korzystna: niebo bez chmur, niezbyt silne wiatry. Srodek poludniowej sciany Lhotse (8501, tez 8511 i 8516 m) ma jak dotad dwa wejscia -- oba z r. 1990. Wiosna wspial sie nim jakoby Sloweniec Tomo Cesen, choc jego przejscie otaczaja powazne watpliwosci. Jesienia przejscia dokonal zespol radziecki -- za cene powaznych odmrozen i z zaangazowaniem wszystkich sil. Prob bylo przeszlo 20, w trakcie jednej z nich zginal Jerzy Kukuczka.
11 grudnia Dzien Gor
Jak pamietamy, decyzja ONZ rok ubiegly zostal ogloszony Miedzynarodowym Rokiem Gor. W Polsce ta proklamacja nie znalazla szerszego odbicia, natomiast w swiecie przyniosla bogate efekty organizacyjne i propagandowe. Zachecona tym sukcesem, ONZ postanowila, poczynajac od biezacego roku, wyznaczyc dzien 11 grudnia jako staly Miedzynarodowy Dzien Gor. Problematyke MRG pilotowal Departament Wyzywienia i Rolnictwa ONZ, jemu tez powierzono planowanie i koordynacje spraw zwiazanych z Miedzynarodowym Dniem Gor. Dla tegorocznego pierwszego Dnia Gor ustanowiono haslo "Gory -- zrodlo czystej wody". Wiecej niz polowa ludnosci Globu zyje w oparciu o wody wyplywajace w gorach, zabezpieczenie tych zasobow poprzez madra polityke ekologiczna ma wiec kluczowe znaczenie dla przyszlosci calego swiata. Sekcja Gorska w Departamencie Lasow przygotowala w 3 jezykach (angielskim, francuskim i hiszpanskim) zestawy materialow informacyjnych zwiazanych z tegoroczna dedykacja Dnia Gor, ktore w druku i w formie elektronicznej trafiaja z zaleceniem dalszego rozpowszechniania do komitetow i innych komorek powstalych w poszczegolnych panstwach z okazji MRG.
Skalna etyka
Znana czeska Horolezecka skola Horosport Praha podaje do wiadomosci swoj wart zauwazenia "eticky kodex". I tak nauka w szkole przebiega z pelnym respektowaniem zasad ochrony przyrody. Nie sa naruszane zadne przepisy ani ustalenia z gospodarzami skalnych terenow, zajec nie prowadzi sie w mokrym piaskowcu, a zejscia z turni odbywaja sie tylko zjazdami. Po grupach szkoleniowych nie pozostaja zadne smieci. Sa one znoszone, przy okazji takze te pozostawione przez innych, mniej dbalych o przyrode uzytkownikow skalek. Zabronione jest stosowanie magnezji. Szkola uczy wspinania w duchu starych zasad i magnezje uwaza za sztuczne ulatwienie, podobne do chwytania sie hakow. Magnezja jest nadto szkodliwa dla srodowiska skalnego, szczegolnie piaskowca. W procesie szkolenia na pierwszym miejscu jest zawsze bezpieczenstwo -- wlasne i partnera. Nauke prowadza autoryzowani instruktorzy CHS. Szkola nie jest agencja turystyczna a kursy nie sa nastawione na rekreacje. Duza czesc przychodow z oplat za szkolenie jest inwestowana w bezpieczenstwo elewow, w tym w niezawodny sprzet.
Lekarze ratownicy
W Innsbrucku odbyl sie XVIII z kolei Kongres Lekarzy Ratownictwa Gorskiego, w ktorym wzielo udzial 250 uczestnikow z krajow alpejskich i sasiednich. Program obejmowal rozne problemy, najwazniejszym byla konstatacja, ze w Alpach sluzba medyczna obslugujaca helikoptery ratownicze ("medicoptery") ma niewystarczajace przygotowanie alpinistyczne, a wielu lekarzy nie potrafi nawet zwiazac sie lina. Ustalono, ze konieczne jest opracowanie rejestru wymogow i przeprowadzenie szkolen, ktore ratownicze kadry medyczne doprowadza do wspolnych standardow. Innym postanowieniem kongresu bylo zwiekszenie w gorach liczby punktow wyposazonych w przyrzady do ratowania osob z zawalami serca (defibrylatory), ktore jednak nalezaloby instalowac tylko w wiekszych schroniskach i w centrach ruchu narciarskiego (jak sie dowiadujemy od Iwony Sklodowskiej, Morskie Oko a bodaj i "Murowaniec" maja taki aparat). Ratownicy tyrolscy przedstawili nowe urzadzenie do ratowania ofiar lawin, skladajace sie z miniaturowej kamery i sondy parowej, ktora w ciagu minuty-dwoch wytapia w sniegu cienkie glebokie otwory, pozwalajace bez czasochlonnych kopan zlokalizowac ofiare, z grubsza namierzona z pomoca elektronicznych detektorow. Urzadzenie jest na razie drogie -- 10 000 euro -- ale bardzo efektywne. Z podanych na kongresie informacji statystycznych wynika, ze w Alpach 85% turystow i alpinistow ma z soba telefony komorkowe, jednak tylko co czwarty zna numer alarmowy pogotowia i w razie wypadku umie sie komorka fachowo posluzyc.
24.11.2003 ZEGNAJ JURKU! 11/2003 (35)
W naszych albumach zachowalo sie zdjecie z 1947 roku, przedstawiajace uczestnikow pierwszego po wojnie wyjazdu KW w Alpy. Sposrod stojacych na nim w szeregu 7 Polakow (pozostali to Francuzi) zyje juz tylko jeden, a w tym roku odeszlo az trzech: Jan Staszel, Stanislaw Worwa i Jerzy Piotrowski.
O powaznej chorobie Jurka wiedzielismy od pewnego czasu, mimo to wiadomosc o jego zgonie (przeslali nam ja niezaleznie od siebie Jan Mostowski i Andrzej Manda) stanowila dla wszystkich zaskoczenie. Urodzil sie w roku 1923 i w pazdzierniku skonczyl 80 lat. Byl synem dzialacza ST TT i KW, dra Kazimierza Piotrowskiego, wspinal sie od r. 1943 w skalkach krakowskich, jako czlonek grona "Pokutnikow". Do KW wstapil zaraz po zakonczeniu wojny, czlonkiem zwyczajnym zostal w 1946 roku. Jego interesujaca dzialalnosc tatrzanska -- letnia i zimowa -- krotko omawia Witold H. Paryski w "Wielkiej encyklopedii tatrzanskiej" (s.916), wiecej szczegolow znalezc mozna na kartach roznych tomow "Taternika". W Tatrach wspinal sie juz w lata wojny, od jesieni 1944 przebywal wraz z grupa Siedleckiego na Wadze (m.in. 15 wrzesnia nowa droga na Smoczy Szczyt). Po wojnie najwiekszym z jego tatrzanskich dokonan byl udzial w pierwszym przejsciu grani calych Tatr -- od Przeleczy Zdziarskiej po Przelecz Hucianska (3--13 wrzesnia 1955). Z tych dni pochodzi reprodukowany przez nas portrecik Jerzego (zdjecie). Wspinal sie tez w Alpach, duze sukcesy odnotowywal na Spitsbergenie, gdzie bawil trzykrotnie w latach 1956, 1957 i 1958. W Alpach do jego najciekawszych osiagniec nalezalo trawersowanie grani Grandes Jorasses ze wschodu na zachod (29--31 lipca 1947), na Spitsbergenie -- II wejscie na Hornsundtind 7 i 8 lipca 1958 -- wraz z Ryszardem W. Schrammem i Andrzejem Zawada. Dzialal w Kole Krakowskim KW, czlonkiem Zarzadu Glownego KW byl w kadencjach 1946--47 i 1948--49. W r. 1962 przeniosl sie na stale do Brazylii, gdzie jako utalentowany architekt (studia na Politechnice Krakowskiej) latwo znalazl ciekawa prace. Wlaczyl sie tam w dopiero raczkujacy miejscowy alpinizm, w ktorego rozwoj wlozyl cala swoja wiedze gorska i cale doswiadczenie. W weekendowych wypadach wyszukiwal i eksplorowal dotad slabo poznane masywy gorskie, jak Agulhas Negras czy Sierra de Mantiqueira, w ktorych pod szczyt trzeba sie bylo przerabywac przez goraca dzungle. Skupil tez wokol siebie grono Polakow zainteresowanych gorami, ktorym duchowo przewodzil. Nalezal do nich zdobywca najwyzszego szczytu Brazylii, Pico de Neblina, Michal Bogdanowicz.
Wazny z punktu widzenia historii alpinizmu byl udzial Jerzego Piotrowskiego we wloskiej wyprawie w Cordillera Huallanca, gdzie dokonal pierwszych wejsc na 4 bardzo trudne dziewicze szczyty 5-tysieczne, z ktorych jeden pokazujemy na wykonanej przez niego fotografii (zdjecie). Zaden z andynistow polskich nie ma w dorobku tylu tej klasy pierwszych wejsc w Andach Peruwianskich (sukcesy te wylicza Mario Fantin w swej znanej monografii "Le Ande" na s.79).
Na tematy gorskie chetnie pisywal, m.in. w "Przekroju" (od r. 1947 poczynajac), kilka waznych artykulow i sprawozdan -- w WET pominietych -- zamiescil w roznych rocznikach "Taternika", czesciowo korzystajac z wspolpracy Ryszarda W. Schramma. Przebywajac daleko od kraju, nie zaniedbywal kontaktow z ojczyzna i towarzyszami wspinaczek, rozsianymi po calym swiecie, z ktorymi zywo korespondowal. Zwiedzil wiele pasm gorskich ale jego sercu do konca najblizsze pozostawaly Tatry.
Jozef Nyka
19.11.2003 ANTONI MACIEJ MISCHKE 11/2003 (35)
Inzynier budownictwa Maciej Mischke (zdjecie), urodzony 11 marca 1909 roku w Czerniowcach, zamieszkal z rodzicami w Zakopanem w r. 1913. Jeszcze przed zakonczeniem I Wojny Swiatowej rozpoczal w Tatrach dzialalnosc turystyczna i narciarska. Po wojnie zalozyl Zwiazek Sportowy Zakopianskiego Gimnazjum "Blekitni".
Trwale miejsce w alpinizmie polskim zyskal w okresie II Wojny Swiatowej. Internowany w r. 1940 w Szwajcarii w obozie Rohrbach a nastepnie w Winterthur, zalozyl tam w marcu 1942 r., wspolnie z Jerzym Hajdukiewiczem, Klub Wysokogorski Winterthur i przez caly czas jego istnienia, do roku 1946, byl jego prezesem. W latach 1944--45 opracowal redakcyjnie 5 zeszytow "Taternika Klubu Wysokogorskiego Winterthur", firmowanego przez Jerzego Hajdukiewicza jako redaktora. W tym okresie dokonal 110 wejsc na szczyty alpejskie, niekiedy nowymi i trudnymi drogami, takich m.in., jak I przejscie polnocnej sciany Piz Beverin (3002 m) w Graubunden, I przejscie polnocnej sciany Bifertenstock (3426 m) w Glarus, IX przejscie polnocnej sciany Dent d'Herens (4180 m) w Wallis, II przejscie polnocno-zachodniej sciany Piz Rusein (3623 m) w Glarus.
Wspinal sie w Tatrach i Alpach do roku 1984, przechodzac od r. 1946 blisko 1000 drog, w tym szereg nowych. Byl propagatorem taternictwa zimowego w Tatrach Zachodnich (m.in. pierwsze przejscia progow dolin Litworowej i Mulowej, drugie przejscia srodka polnocnej sciany Dlugiego Giewontu i polnocnej sciany Wielkiej Turni), a takze zastosowania krotkich nart (zwal je "miszkami") do zjazdow wysokogorskich (m.in. zjazd z Rysow).
Po powrocie do kraju w r. 1946 zostal sekretarzem Zarzadu Glownego KW PTT. Przez pewien czas byl wiceprezesem Kola Krakowskiego KW. W okresie trudnosci wydawniczych opracowal redakcyjnie niewydany numer "Taternika". W latach 1949--71 byl instruktorem taternictwa prowadzac szkolenie letnie i zimowe. W r. 1958 zostal ratownikiem Grupy Tatrzanskiej GOPR. W r. 1977 otrzymal srebrna, a w 1983 zlota odznake GOPR.
W r. 1981 zywo uczestniczyl w staraniach o niedoszla do skutku reaktywacje Polskiego Towarzystwa Tatrzanskiego. Od r. 1984 dzialal w Towarzystwie Tatrzanskim m.in. jako prezes i wiceprezes. w r. 1989 zostal na dwie kadencje prezesem odrodzonego Polskiego Towarzystwa Tatrzanskiego. Byl redaktorem pisemka tatrzanskiego "Wolanie". Oglosil ok. 100 publikacji gorskich. Zostal odznaczony Krzyzem Kawalerskim i Krzyzem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Maciej Mischke jest lacznikiem miedzy dawnymi i nowymi laty alpinizmu polskiego, jednym z tych nielicznych, ktorzy w okresie wojny, pomimo trudnych warunkow, podtrzymywali go i posuwali naprzod, przykladem kilkudziesiecioletniej harmonijnej i wzorowej dzialalnosci sportowej, szkoleniowej, ratowniczej, organizacyjnej, publicystycznej oraz wielkiego umilowania gor. W ankiecie przeprowadzonej przeze mnie wsrod czlonkow honorowych KW-PZA na wskazanie kolejnych kandydatow do tej godnosci, Maciej Mischke znalazl sie na pierwszym miejscu. Czlonkostwo honorowe PZA otrzymal w r. 1992. W r. 1995 PTT obdarzylo go godnoscia czlonka honorowego i honorowego prezesa.
Ryszard Wiktor Schramm
09.11.2003 ZYGA ZNOWU WSROD NAS 11/2003 (35)
W dniu 6 listopada 2003 r. w klubie Wagabunda na Akademii Ekonomicznej w Krakowie spotkalismy sie na zaduszkowym wieczorze wspomnien o jednym z najwybitniejszych polskich alpinistow, a naszym nieodzalowanym Przyjacielu, Zygmuncie Andrzeju Heinrichu zwanym "Zyga" (zdjecie). Wielka sala wykladowa wypelniona byla sluchaczami -- glownie mlodzieza studencka (na ok. 250 osob, pokolenie Zygi reprezentowalo ok. 50). Jego lata dzieciece i wczesna mlodosc przypomnieli siostra Krystyna i brat Stefan. O wspinaczkach tatrzanskich opowiedzial Lucek Sadus, a Rysiek Zawadzki o pierwszych polskich dokonaniach w Dolomitach w latach 1962 i 1963 (zdjecie). Potem nastapily opowiadania przyjaciol Zygi o nieraz wesolych, a czasami smutnych przygodach na Jego niezliczonych wyprawach w gory najwyzsze (zdjecie). Marian Bala opowiedzial o Noszaku 1966, Malubitingu i wielkim polskim sukcesie na Kunyang Chhishu, ja przypomnialem polska droge na Pik Kommunizma, jaka zrobilismy w r. 1973, a takze porazke na Lhotse w zimie 1974, Krzysiek Wielicki mowil o wkladzie Zygi w wielkie polskie sukcesy na Everescie w 1980 roku (pierwsze wejscie zimowe a potem polska droga Filarem Poludniowym). Ignacy Nendza z wielka swada wspominal udzial Zygi w slaskich wyprawach na Lhotse 1979 (Zyga byl na szczycie w pierwszym zespole) i Makalu 1982, Andrzej Paulo, Pawel Mularz i Michal Kochanczyk opowiedzieli o Baturze 1983 i Nanga Parbat 1985 (szczyt dla Andrzeja 15 lipca), zas Maciek Pawlikowski o zimowym sukcesie na Cho Oyu 1985 (Zyga wszedl na szczyt 15 lutego, razem z Jerzym Kukuczka). Klamra spinajaca wieczor bylo emocjonalne wspomnienie Andrzeja Marciniaka, cudem ocalalego z tragicznej lawiny na przeleczy Lho La pod Everestem. W lawinie tej na zawsze pozostali: Zygmunt Andrzej Heinrich, Eugeniusz Chrobak, Miroslaw Falco Dasal, Miroslaw Gardzielewski i Waclaw Otreba .
Nastroj wieczoru byl mimo wszystko pogodny, a sala zywo reagowala na opowiadane dykteryjki, wiersze, a nawet ulozona przez Walka Nendze "Modlitwe wspinacza". Szkoda, ze nie starczylo czasu na pytania i rozmowe ze sluchaczami -- spotkanie i tak trwalo przeszlo dwie i pol godziny. Sadzimy, ze wieczory takie warto kontynuowac -- za rok naszym zaduszkowym gosciem moglby byc Gienek Chrobak.
Kazimierz Jacek Rusiecki
08.11.2003 WYSTAWA W IZABELINIE 11/2003 (35)
W srodowy wieczor, 5 listopada 2003, w siedzibie Kampinoskiego Parku Narodowego w podwarszawskim Izabelinie odbyla sie bardzo mila uroczystosc. W obecnosci wielu znakomitych gosci otwarta zostala wystawa tworczosci Bozeny Gasienicy-Byrcynowej, zony dyrektora TPN. W sali Centrum Edukacji KPN wyeksponowano gobeliny, obrazy i miniatury o tematyce podhalanskiej, w tym duza serie portretow znanych mieszkancow Podtatrza. Otwarcie wystawy uswietnila ciekawa prelekcja dyrektora Wojciecha Gasienicy-Byrcyna, poswiecona religijnym obyczajom pasterskim w Tatrach, wygloszona czesciowo gwara. Wyklad ubarwily deklamacje i spiewy w wykonaniu corki panstwa Byrcynow, Klementyny. Inicjatorem milego spotkania byl dyrektor KPN, Jerzy Misiak, ktory przypomnial, ze oba zaprzyjaznione parki narodowe w przyszlym roku obchodzic beda okragle rocznice powstania (TPN 50-lecie, KPN 45-lecie).
    Wystawa "Podhalanski swiat Bozeny Gasienicy-Byrcyn" w sali Centrum Edukacji KPN w Izabelinie, ul. Tetmajera 38 bedzie prezentowana do 5 grudnia od poniedzialku do piatku w godz. 8--15, w soboty i niedziele 10--16. (mn)
05.11.2003 A JEDNAK ZWYCIESTWO! 11/2003 (35)
Babanow i Koszelenko na poludniowym filarze Nuptse Wschodniej. "To wyjatkowo twardzi zawodnicy i wszystko jeszcze moze sie zdarzyc" -- pisalismy o nich tydzien temu, kiedy szalal wiatr i sezon zdawal sie byc definitywnie zamkniety. Postanowili walczyc do konca -- i wygrali. W dniu wczorajszym, we wtorek, przyszla do Moskwy radosna wiadomosc: 2 listopada o godz. 19.30 Babanow i Koszelenko staneli na nietknietym ludzka stopa szczycie Nuptse Wschodniej (7804 m). Juz od godz. 18 bylo ciemno, mroz siegal 30 stopni, wial silny wiatr. Od wysokosci 6400 m szli stylem alpejskim, bez spiworow i z jedna tylko "palatka". Koncowy szturm przypuscili po zimnym biwaku na 7450 m. Do szczytu bylo jeszcze 10 wyciagow calkiem trudnego terenu (M4--M5 czyli 5a--5b). Skaly wyprowadzily ich na gran, ta zas na wierzcholek. Zabawili na nim tylko ok. 10 minut, nie bylo chwili do stracenia. Nocne zejscie przy ich zmeczeniu udalo sie tylko dzieki skalnemu mistrzostwu obydwu. O godz. 0.30 byli przy swej "palatce", po bardzo ciezkiej nocy schodzili jeszcze niemal 2 dni. Pelne szczegoly nadejda pozniej, juz dzisiaj jednak wiadomo, ze jesien 2003 przyniosla sportowy sukces roku, a moze i paru ostatnich lat. Przed nimi filar probowano okolo 15 razy! Dramaturgia wejscia byla prawie filmowa: gora bronila sie trudnosciami, wysokoscia, niepogoda. Babanow i Koszelenko z determinacja ponawiali ataki, schodzili na odpoczynek do Dingboche. Te rozciagniete w czasie manewry daly im jedno: swietna aklimatyzacje, ktora tak przydala sie w ostatnie 5 dni. "Panowie -- napisal Risk.ru -- szykujcie zlote czekany i pozlacane edelwajsy: oni na nie zasluzyli." My zlotych czekanow nie przyznajemy, ale slemy obu dzielnym wspinaczom bardzo bardzo serdeczne gratulacje.
Jozef Nyka
04.11.2003 JEST PIK HUMBOLDTA 11/2003 (35)
W niedawnym artykule "Wygasanie sezonu" (GG 10/03 z 28.10.2003) przedstawilismy sytuacje na himalajskich 8-tysiecznikach z ostatnich dni pazdziernika. Nie mielismy wtedy informacji o postepach jednej z najbardziej "obiecujacych" sportowych wypraw roku: czeskiej na Annapurne IV. Dzis juz wiemy, ze jej zamiary byly troche nie wedlug sil, a polaczenie obu zespolow i rezygnacja z wielkich celow na rzecz skromniejszej prawej czesci sciany okazala sie zbyt pozna. No i wybryki pogody! W prawej polaci wspinaczom udalo sie osiagnac wysokosc 6400--6450 m, a kiedy w koncu pazdziernika lawina lodowa zniszczyla im oboz II, uznali swoje mozliwosci za wyczerpane. W rejonie Mount Everestu do listopada wytrwaly grupy na Ama Dablam, wyprawa komercyjna Wally Berga i zespol Babanowa na filarze Nuptse, ktory w przejscie zainwestowal tyle sil i sprzetu, ze teraz nie chcialby tego zmarnowac. Babanow i Koszelenko wypoczywali 4 dni w Tyangboche i aktualnie prowadza kolejny atak szczytowy. Pod sciana Nuptse sa sami, w scianie planuja noclegi na 6200 i 6900 m, ew. ok. 7500 m. Niepewnosc panuje co do trudnosci skalnych partii szczytowych.
Wyprawa Berga -- juz bez Maegan Carney -- 2 listopada ruszyla z Przeleczy Poludniowej ku szczytowi Mount Everestu. Pogoda byla ladna i bezwietrzna, niestety szczescia zabraklo i tym razem: gdy zespoly dotarly pod Wierzcholek Poludniowy zerwal sie silny wiatr, ktory na waskiej grani bylby realnym zagrozeniem. Kierownik slusznie oglosil odwrot -- na razie do "trojki", gdyz nadal nie rezygnuje z prob wejscia. Za sam upor i wytrwalosc nalezalaby sie jego wyprawie nagroda w postaci szczytu, podobnie jak obu Rosjanom na Nuptse!
W GG 09/03 z 12.09.2003 zamiescilismy notatke "Czy bedzie Szczyt Humboldta?" -- chodzilo nam o wyprawe Sekcji Berlin-Brandenburg DAV na dziewiczy szczyt 5020 m w Tien-szanie w rejonie Pika Pobiedy. Otoz informujemy, ze w dniu 4 wrzesnia 2003 szczyt "padl" a weszli na niego wszyscy czlonkowie wyprawy i wielki Alexander von Humboldt doczekal sie nazewniczego pomnika. Trudnosci drogi (grzbietem od polnocy) oceniono na 5B, bowiem w kluczowych miejscach stromizna lodu osiagala 70*. Wyprawa kierowal Alexios Passalidis (45) z Poczdamu, w 7-osobowym skladzie byli tez kirgiski przewodnik z Biszkeku i filmowiec z Piatigorska. Przeprowadzone wywiady co do ew. wczesniejszych wejsc na szczyt daly wynik negatywny, choc jak sie zdaje nie zasiegano jezyka w Moskwie.
Tymczasem do kraju wrocila ekipa z Jannu. Aleksandr Odincew z gipsem na rece. Mowia o scianie z przejeciem, choc uwazaja, ze jest do przejscia. Dostepu do podstawy broni zywy i bardzo niebezpieczny lodospad. Potem stromizna -- liny caly czas wisza w powietrzu. Charakterystyczny jest plytki, nacieczony lod. Pytany o porownanie z innymi znanymi scianami, Odincew powiedzial, ze sa to trzy gory stojace jedna na drugiej, srodkowa to Szchara, a dopiero potem naprawde sie zaczyna. 28 pazdziernika odbyla sie w Moskwie konferencja prasowa. Mimo ciezkich przezyc, uczestnicy chcieliby wrocic w sciane najblizszej wiosny, by wykorzystac juz wlozona prace i rozpiete liny, byc moze tym samym zespolem -- udzialu odmowil jedynie Dewi. Zreszta nie tylko oni mysla o powtornym ataku. Slowency nie podaruja Shishapangmie. Wlosi, a szczegolnie Abele Blanc i Christian Kuntner, chcieliby wrocic pod poludniowa sciane Annapurny, zas Czesi mowia o powtorzeniu proby na Annapurnie IV, ktorej filary i zleby niezle juz poznali. Licza na tych samych sponsorow. Bedzie wiec o czym pisac...
02.11.2003 SWIETO RATOWNIKOW POD ZNAKIEM WYPADKOW 11/2003 (35)
W Tatrach, gdzie juz w polowie pazdziernika zapanowala wczesna zima, koniec turystycznego sezonu przyniosl tragiczne w skutkach wypadki na mocno zalodzonych i zasniezonych szlakach. W dniu 23 pazdziernika, kiedy w calych gorach panowala fatalna pogoda, kilku turystow beztrosko ruszylo na Kozi Wierch od poludnia. Nie mieli ani rakow, ani czekanow. Dla jednego z nich wyprawa zakonczyla sie ponad 200-metrowym upadkiem na zasniezonym zboczu. Akcja TOPR byla niezwykle szybka: w 6 godzin od zawiadomienia, ciezko ranny turysta znalazl sie w szpitalu, mimo iz nie mozna bylo uzyc smiglowca. Lekarze nie sa dobrej mysli co do jego szans.
W dwa dni pozniej, kiedy ratownicy TOPR na zebraniu poprzedzajacym doroczne swieto ratownikow tatrzanskich dyskutowali nad zmianami w statucie organizacji -- wezwania o pomoc przychodzily jedno po drugim. W zejsciu ze Skrajnego Granatu zginal turysta; w dwie godziny pozniej inny zabil sie na sciezce wyprowadzajacej na Koscielec. Grupa ludzi utknela na zalodzonej sciezce pod Przelecza Swinicka, innych szukano pod Zawratem.
Podczas gdy w sobotni wieczor przy Morskim Oku osmiu mlodych ludzi skladalo na rece naczelnika TOPR, Jana Krzysztofa, ratownicze przyrzeczenie ("Dobrowolnie przyrzekam pod slowem honoru..."), nie sadzili zapewne, ze juz w godzine pozniej rusza na poszukiwawcza wyprawe w Tatry Zachodnie. Tymczasem w niedzielnie popoludnie znowu wypadek na Kozim Wierch, niemal dokladnie w tym samym miejscu co czwartkowy. Smiglowiec przerzuca do Pieciu Stawow 6 ratownikow. Na szczescie tym razem "tylko" zlamana noga.
Od konca pazdziernika 2002 do 1 listopada 2003 w Tatrach zginelo 36 osob, z tego 21 po polskiej stronie. Najtragiczniejszy wypadek mial miejsce zima, kiedy to w lawinie, ktora zeszla z Rysow, ponioslo smierc 9 osob.
Andrzej Sklodowski