27.06.2006 WIOSENNE WEEKENDY W "NEW" 06/2006 (61)
Tak sie zlozylo w tym roku, ze sezon skalny rozpoczalem w styczniu wyjazdem do New River Gorge (NRG) na poludniu West Virginii. W ciagu kilku nastepnych miesiecy odbylem na -- jak ja to nazywam -- "Bliski Zachod" kilkanascie podrozy, odwiedzajac rowniez dwukrotnie Red River Gorge w Kentucky. W marcu kilka dni spedzilem z Hania Beutler w Red Rocks w Nevadzie, gdzie przypadkowo spotkalismy sie z Krzyskiem Belczynskim. NRG jednak ze wzgledu na polozenie (6--7 godzin jazdy z domu w Pensylwanii) pozostaje w tym sezonie moim numerem 1. Nazwa "New" obejmuje skalne tereny piaskowcowe polozone wzdluz kanionu rzeki New, a takze okolice jeziora Summersville i rzeki Meadow. Wspinanie sportowe, tradycyjne i mieszane. 2000 drog, wybor przeolbrzymi i o wielkiej roznorodnosci (zdjecia). Moimi wyjazdowymi partnerami byli Stefan Wisniewski (Warszawa), Kuba Ciara (Walbrzych), a przede wszystkim Hania Beutler. Jako "wspinacz niedzielny" spedzam mnostwo czasu w podrozy. Wyjazd do New to przeciez 14 godzin jazdy w te i z powrotem, trzeba przyznac, ze w komfortowych warunkach, bo droga do Wirginii Zachodniej jest nie tylko wygodna, ale takze niezatloczona. Z glosnikow plynie muzyka Dave'a Douglasa, Billa Frisella, Keitha Jarretta lub Metallica. Wyjazdy te (ostatnio 5 weekendow pod rzad!) to niestety takze niemale wydatki na benzyne (o srodowisku nie wspominam...). Policzylem, ze w naszym domowym budzecie pozycja "paliwo" w ostatnim miesiacu przekroczyla $ 600. To wiecej niz wydajemy na zywnosc! W New zatrzymujemy sie zawsze na kempingu Chestnut Creek, gdzie moze panuje troche "skoczylasowska" atmosfera, ale przynajmniej zawsze jest porzadek, czyste kibelki i cieply prysznic. Chociaz jestem "wspinaczem niedzielnym", to stale z ambicjami, nazwijmy to nawet sportowymi. Staram sie wspinac przede wszystkim "od strzalu". Probuje sie z dwunastkami, tej wiosny nawet z duzym powodzeniem. W tym sezonie udalo mi sie zrobic OS takie drogi, jak "Push" i "Ministry", obie 5.12b a ponadto 5.12a: "Control" i "Schneezal". Kilka innych drog o podobnych trudnosciach zrobilem tez w Red River Gorge. Tam zreszta zwykle przychodzi mi to latwiej, z uwagi na ich raczej wytrzymalosciowy charakter, w czym czuje sie pewniejszy. Na jednej z nich (Pine, 5.12a) przezylem piekny i dlugi lot, zakonczony w koronie wielkiego drzewa. Poniewaz znalazlem sie tam (w tym drzewie) zupelnie nieoczekiwanie, zaznalem sporych emocji... Oprocz ladnych drog i pieknej skaly, niepodwazalna zaleta New jest relatywnie maly ruch wspinaczkowy. Scisku w skalach nie czulo sie nawet w majowy (19--21), swiateczny dla wspinaczy weekend, kiedy odbywalo sie doroczne, po raz czwarty z rzedu, New River Rendez-vous. Na zjazd ten przybylo ponad 700 osob. Bylo tloczno i gwarno, ale tylko na biwakowej polanie Burnwood. Hojnie dopisali sponsorzy, a organizatorzy postarali sie o liczne atrakcje, jak zawody wspinaczkowe i slackline, prelekcje, bezplatne zajecia szkoleniowe (pierwsza pomoc, fotografia, buldering, yoga, wspinanie w rysach), poczestunki i piwo. Wsrod prelegentow znalazl sie znany komik (i rzecz jasna znakomity wspinacz) Timmy O'Neill, przybyly do Fayetteville prawie wprost z Polski, gdzie -- jak sie dowiedzialem od Alka Lwowa i Macka Ciesielskiego -- mial bardzo udane wystapienie we Wroclawiu i gdzie wspinal sie z sukcesami w "moich" Sokolich Gorach (Hokej, Pod Zjazdem na Sukiennicach, Zulu-gula na Tepej). Na ogol chwalony jest za swoje wystepy, niestety tym razem zawiodl go instynkt prelegenta i dal przyklad antyprelekcji. Kiedy snujac zarty po trzech kwadransach pokazu tkwil stale przy trzecim przezroczu, zniechecilem sie. Nie zobaczylem wiec wystepujacych po nim (grubo juz po polnocy) Johna Varco i Craiga Luebbena. Ogolnie spotkanie zakonczylo sie wielkim sukcesem i zebraniem 10 000 dolarow, ktore posluza na wymiane spitow. Dla milosnikow rejonu waznym wydarzeniem jest ukazanie sie wznowienia przewodnika Steve Cartera, z ktorym warto tez zaznajomic Czytelnikow naszej "Gazetki" (vide Nowosci wydawnicze). Do zobaczenia na Legacy!
Wladyslaw Janowski
19.06.2006 CUDOWNY WOREK GAMOWA 06/2006 (61)
Wor hiperbaryczny, od nazwiska tworcy zwany tez workiem Gamowa, od bez mala 20 lat ratuje z opresji ofiary choroby wysokosciowej na wyprawach i trekingach. Opisane w literaturze przyklady skutecznych interwencji w przypadkach wysokosciowego obrzeku mozgu (HACE) czy pluc (HAPE) ida w setki, niestety niedostatki konstrukcyjne urzadzenia mocno ograniczaja zakres jego stosowania: jest wielkie (2,2 x 0,65 m), ciezkie (przeszlo 6 kg), drogie i dosc skomplikowane w obsludze, przy akcjach gorskich nie nalezy wiec na ogol do wyposazenia wyzszych obozow, gdzie byloby najbardziej potrzebne. Od pewnego czasu na Uniwersytecie w Innsbrucku pracuje zespol lekarsko-inzynierski, ktory proponuje radykalna modernizacje konstrukcji worka -- z pelnym zachowaniem idei sprezania powietrza i symulowania ta droga ratujacych zycie nizszych wysokosci. Prace sa zaawansowane a nowy koncept opiera sie na zastapieniu klopotliwego 2-metrowego cylindra (zdjecie) malym przezroczystym helmem cisnieniowym, obejmujacym tylko glowe i szyje. Helmy takie juz istnieja (CPAP-Helm) i znajduja zastosowanie w lecznictwie szpitalnym przy podawaniu tlenu lub sztucznym oddychaniu -- ten ma otrzymac dodatki w postaci specjalnego wentyla i recznej pompki, pozwalajacej podnosic wewnatrz cisnienie do pozadanego poziomu, ew. z dosaczaniem tlenu. Lekki helm mozna bedzie zabierac na trekingi i wynosic do wysokich obozow, a co najwazniejsze -- chorych mozna w nim bedzie sprowadzac w dol bez potrzeby pozbawiania ich na czas zejscia zbawczego naddatku cisnienia. Nie bez znaczenia bedzie tez oczywiscie redukcja ceny. Ostateczny egzamin nowe rozwiazanie ma zdac latem w Pamirze, dokad wyjezdza zespol konstruktorow, lekarzy i "probantow", by na Piku Lenina (7134 m) w kolejnych obozach 4400, 5300 i 6400 m przeprowadzic praktyczne testy. Autorzy nazwali swoj patent TAR-Helm (Thin Air Rescue-Helm) i wlozyli duzo staran, by maksymalnie uproscic jego praktyczne uzytkowanie -- bez grupy pomocnikow i bez potrzeby studiowania dlugiej instrukcji.
Jak pamietamy, przy alpinizmie wysokosciowym zachorowalnosc i urazowosc jest bardzo wysoka (do 25%) a srednia smiertelnosc wynosi 3%, co -- zauwazmy -- w sposob obrazowy potwierdzila tej wiosny statystyka wejsc i zgonow na Everescie, wcale nie bedaca -- jak by wynikalo z tonu mediow -- jakims nadzwyczajnym dopustem bozym. Poniewaz wiekszosc wypadkow smiertelnych to ofiary AMS, HACE lub HAPE -- zmniejszenie tych zagrozen powinno wyraznie obnizyc owe drastyczne procenty. (jn)
15.06.2006 WIESCI Z ROZNYCH GOR 06/2006 (61)
Salto del Angel po raz drugi
Jedna z sensacji wiosny 2005 bylo przejscie all-free 1000-metrowych zerw Salto del Angel w Wenezueli -- na lewo od walacego w przepasc najwyzszego na swiecie wodospadu. Tej wiosny droga Rainbow Jambaia otrzymala pierwsze powtorzenie -- z paroma retuszami przebiegu i dodaniem latwiejszego wariantu. Przejscia dokonali Francuzi Stephanie Bodet, Nicolas Kalisz i Arnaud Petit a wraz z nimi Hiszpan Toni Arbones i Igor Martinez z Wenezueli. Bodet i Petit to znani championi wspinaczki sportowej, od paru sezonow przechodzacy do wyczynow wielkoscianowych (m.in. w Karakorum). Przejscie 31 wyciagow zajelo im 15 dni -- z 12 biwakami w scianie. Ogolna ocena drogi: 5.13. Najtrudniejsze wyciagi prowadzili Petit i Kalisz, dbajac o zachowanie stylu pierwszych zdobywcow: spity tylko w punktach biwakowych (dobili dwa), asekuracja z tradycyjnego zelastwa, kilka kluczowych wyciagow (5.12--5.13) on sight. Powtorzenie skomentowal uczestnik zeszlorocznego przejscia, John Arran: "Jestem szczerze zadowolony -- powiedzial -- ze droge powtorzono nie rezygnujac z wyjatkowo czystego stylu naszego pierwszego przejscia. Congratulations and respect to the team!"
Czubek Niemiec po nowemu
To napawa optymizmem: nawet w tak rozdeptanym i zabudowanym masywie, jak Zugspitze (2962 m), mozna jeszcze znalezc szmat dziewiczego terenu (zdjecie). 13 maja Marcel Rossbach i Matthias Robl poprowadzili na polnocnej scianie nowa duza droge o umiarkowanych trudnosciach (M5+, w skale 5). Droga jest klopotliwa orientacyjnie, a zaczyna sie przy sztolni kolejki zebatej. Wiedzie srodkiem sciany, by w gorze odchylic sie ku linii spadku wierzcholka. Partia plyt na ostatnim wyciagu pokryta byla 5-centymetrowa warstwa lodu, co ulatwilo jej pokonanie. Po 8 godzinach wspinania -- z dwoma pobladzeniami -- alpinisci stali na najwyzszym czubku Niemiec. Warunki wiosenne wydaja sie byc na tej scianie najkorzystniejsze. Wobec rozproszenia dokumentacji, tworcy drogi nie sa pewni, czy jej calosc prowadzi terenem dotad nieprzechodzonym, wszystko jednak wskazuje na to, ze na wiekszosci wyciagow nie mieli poprzednikow. Zrodlo: matthiasrobl.de.
Sprinter wyzyn
O rekordach austriackiego skyrunnera Christiana Stangla pisalismy juz pare razy. 25 maja odniosl kolejny sukces: Mount Everest od polnocy baza -- szczyt -- baza w ciagu 1 doby! W BC Rongbuk zjawil sie 5 maja. W nocy z 15 na 16 maja przeprowadzil probe wejscia, przerwana na 8300 m z powodu wiatru i niedostatecznej aklimatyzacji. 24 maja o godz. 17 wystartowal ponownie z ABC 6400 m. Jak podaje na wlasnej stronie internetowej, poruszal sie bez dodatkowego tlenu i bez telefonu, zamiast czekana mial kijek narciarski, w plecaku 3 l napoju i nieco zywnosci. O godz. 3 w nocy schronil sie w namiocie na 8200 m i przez dluzszy czas przywracal krazenie w stopach. Skalne odcinki pokonywal bez pomocy poreczowek, Pierwszego Uskoku prawie nie zauwazyl, sforsowanie Drugiego Uskoku ulatwiala aluminiowa drabina. Szczyt osiagnal 25 maja o godz. 9.42 -- cala droga w gore zajela mu 16 godzin i 42 minuty, bieg w dol niespelna 6 godzin. Pod szczytem dogonil mocno wyprzedzajacego go Anglika. Ten sciagnal maske tlenowa i wykrztusil: "Swiety Boze, pan idzie bez tlenu?" Na wierzcholku bylo kilka osob. Do trudniejszych psychicznie nalezal gorny odcinek drogi. "Schodzac do I Uskoku minalem chyba z 10 idacych w dol alpinistow. Mysle o zywych, gdyz martwych bylo tam tez prawie tylu. Prawdziwe pole trupow." Obserwatorzy himalajskiej sceny wytykaja Stanglowi, ze mogl obojetnie minac bedacego w potrzebie Lincolna Halla -- przed zarzutami broni go horarium wejscia: nad uskokami znalazl sie okolo godz. 11, podczas gdy walka Szerpow o uratowanie Australijczyka toczyla sie po poludniu.
Golo lecz niewesolo
Jak podaly strony internetowe, Szerpa Lakpa Tharke (25) rozebral sie na szczycie Everestu do golasa i przez 3 minuty trwal bez odzienia na mrozie. Ten ekstrawagancki wyczyn wywolal oburzenie jego rodakow, szczegolnie buddystow, ktorzy widza w nim profanacja Sagarmathy, bogini-matki. Prezes Nepal Mountaineering Association, Ang Tshering, uznal publiczne obnazenie sie za hanbe dla calego kraju i zapowiedzial dotkliwe ukaranie sprawcy, niewatpliwie podpuszczonego przez jego zachodnich podopiecznych. Towarzyszacy mu alpinisci przekazali striptis Lakpy do ksiegi rekordow Guinnessa.
Ofiary jesiennej tragedii
Pamietamy tragiczna lawine w Managu pod szczytem Kang Guru w dniu 20 pazdziernika 2005 roku. W zasypanej bazie zginelo wtedy 18 osob, 11 Nepalczykow i 7 Francuzow. Uratowalo sie tylko 4 tragarzy. Zaledwie czesc ofiar udalo sie odnalezc w wielkich zwalach sniegu -- z pozostalymi trzeba bylo czekac do wiosennych roztopow. Poszukiwania dwoch ekip wysylanych przez Ambasade Francji byly bezowocne. Trzecia z kolei w dniu 8 czerwca odnalazla zwloki 3 Nepalczykow i 3 Francuzow. Tylko Szerpe Ang Pasanga udalo sie zidentyfikowac -- pozostalych przerzucono do Katmandu, gdzie dokonane zostana badania kodow genetycznych. Po rozpoznaniu zwloki oddane zostana rodzinom. O tragedii pisalismy w "Gazetce Gorskiej" (GG 10/05 z 24.10.2005) i w "Glosie Seniora" (GS 10/05).
Slowency w Andach
Slowency Matej Flis, Tadej Golob i Grega Lacen wspinali sie w Cordillera Blanca w Peru. Przeszli dotad nie majaca zadnej drogi wschodnia sciane Taulliraju (5840 m). Ich pierwotnym zamiarem bylo rozwiazanie problemu srodkowej polaci poludniowej sciany tego szczytu, po ogledzinach okazalo sie jednak, ze w partii tej jest zbyt niebezpiecznie. Do podnoza sciany wschodniej doszli droga francuska (400 m, TD+, M4+, W14, 10 R), co z powodu ciezkich warunkow wypelnilo im prawie caly dzien. Biwakowali na grani poludniowo-wschodniej. Nowa droga rozpoczyna sie od duzych trudnosci skalnych. Na dwu pierwszych wyciagach trzeba bylo zmienic buty na wspinaczkowe trzewiczki i siegnac po magnezje -- na wysokosci prawie 5500 m! Na szczescie wyzej byly juz stromy lod, snieg i mikst, co pozwolilo rozwinac zywsze tempo. O zmierzchu staneli na szczycie, pod ktorym zabiwakowali. Nastepnego dnia byly dlugie zjazdy w doline. Ocena drogi jako calosci: 700 m, VI, 6b, M6+, 60--80 stopni.
Mount Foraker i Denali
Przed paroma dniami Wladek Janowski informowal nas o zaginieciu dwoch wybitnych alpinistek amerykanskich na Infinite Spur Mount Forakera. Niestety, mimo 10-dniowych intensywnych poszukiwan nie natknieto sie na zadne inne slady i dalsze narazanie ratownikow uznano za nieracjonalne. Loty nad masywem i penetracje podnozy przerwano a obie alpinistki uznano za niezywe.
Tymczasem z tego samego masywu otrzymujemy meldunek o probie przejscia nowej drogi. W dniach 12--14 maja Kanadyjczyk Maxime Turgeon i Amerykanin Will Mayo poprowadzili nowa nitke na prawo od Infinite Spur. Po pokonaniu 1500 m dziewiczego terenu doszli do drogi francuskiej z r. 1976 (French Ridge), ktora ruszyli w strone szczytu. Tu jednak spotkala ich niespodzianka ze strony pogody. Na wysokosci 4100 m zdecydowali sie na odwrot zjazdami w co dopiero przebytej linii. U stop sciany spotkali sie z Karen i Sue dazacymi pod Infinite Spur. Jako ostatni widzieli je zywe.
Po powrocie do Kahiltna Base, Turgeon zmienil partnera na Louisa-Philippe Menarda i po krotkiej aklimatyzacji 28 maja wraz z nim przeszedl dziewiczy pas pomiedzy direttissimami Amerykanska (1967) i Japonska (1977) na poludniowej scianie Denali (Mount McKinley zdjecie). Po 2 biwakach, na wysokosci przeszlo 5000 m osiagneli American Direct i nia -- z kolejnym biwakiem -- dotarli w rejon szczytu, ktorego w mgle nie mogli ostatecznie rozpoznac (chodzilo o promien ok. 50 m). Przenocowali na Football Field i nastepnego rana szczesliwie trafili na West Buttress, ktora wrocili do bazy. The Canadian Direct pokonuje deniwelacje rzedu 2500 m (alaskanskie 6; 5.9, M6, AI4, ok. 60 godzin). W zeszlym roku Turgeon wespol z Menardem poprowadzil wielka nowa droge na alaskanskim Mount Bradley.
Masherbrum po rosyjsku
Jednym z czolowych pol walki nadchodzacego lata w Karakorum bedzie polnocno-wschodnia sciana Masherbruma (7821 m), liczaca 3000 m wysokosci i porownywalna z polnocna Jannu. "One sa jak dwie blizniaczki, tyle ze jedna byla slawna i opisywana, druga zas czeka w utajeniu na swoje wielkie dni" -- mowi Odincow. Polnocna sciane Jannu pokonal rosyjski zespol programu "Ruskij Put' -- Stieny Mira", nic dziwnego, ze ci sami ludzie wybieraja sie na Masherbrum. Wyprawa kieruje Aleksandr Odincew, w jej sklad ze starego kompletu wchodza Aleksandr Ruczkin, Nikolaj Totmjanin i Michail Michajlow, z nowego -- Oleg Chwostienko i Jewgienij Dimitrenko. Lekarzem i gospodarzem bazy bedzie znow Michail Bakin. Odlot ekipy planowany jest na 11 lipca, baza stanie na lodowcu na wysokosci 4500 m, w scianie glownym oparciem bedzie oboz 6500 m, ponad ktorym skalny teren sie przewiesza i spodziewane sa najwyzsze trudnosci. Przewidziany jest ten sam styl, co przy przejsciu Jannu -- niezbyt modny, lecz w miare bezpieczny. Latem 2005 rekonesans przeprowadzili Odincow i Ruczkin. Ten drugi ocenil krotko: Sciana super! Do sponsorow naleza tak znane firmy, jak Petzl, Lowe Alpin, Tendon czy rosyjski BASK.
Przypomnijmy, ze pierwszego wejscia na glowny szczyt Masherbruma (7821 m) dokonali w r. 1960 Amerykanie George Bell i Willi F. Unsoeld, na niewiele nizszy szczyt SW (7808 m) jako pierwsza weszla wyprawa Piotra Mloteckiego, niestety, za cene ciezkich ofiar: w trakcie powrotu na grani zostali na zawsze Marek Malatynski i Przemyslaw Nowacki, ocalal tylko Andrzej Heinrich. Szczyt wznosi sie w poludniowo-zachodnim otoczeniu lodowca Baltoro.
Jozef Nyka
13.06.2006 WIOSENNE OFIARY EVERESTU 06/2006 (61)
Przeczytalem zamieszczony w "Gazetce Gorskiej" artykul "Everest -- 11 ofiar wiosny". Sam tez sledzilem te wydarzenia. Pozostaje wiele znakow zapytania i sprawy nie do konca sa powyjasniane. Nowe relacje ciagle splywaja, okazuje sie nawet, ze umierajacy Anglik David Sharp zostal nagrany na video (kamera na kasku Szerpy) przez ekipe Himex, dzialajaca na zlecenie Discovery Channel. Do artykulu dodalbym pare uwag.
Wracajac do sprawy Davida Sharpa dodac trzeba, ze jedynym, kto probowal go ratowac, byl beznogi Mark Inglis i to on zrobil burze w mediach. Jednak i on sam kontynuowal wspinaczke na szczyt, za co zreszta dostalo mu sie od mediow i od Hillarego. Z najostrzejsza krytyka wystapil znany z 21 wejsc na osmiotysieczniki Bask Juan Oiarzabal w artykule internetowym "They Are not Climbers". Nie mozna jednak nie zauwazyc, ze w sezonie wiosennym 2006 wypadkom ulegali doswiadczeni wspinacze (nie przypadkowi amatorzy) i wspinacze (nie amatorzy) obojetnie mijali umierajacych. Wiekszosc ekip odpowiedziala na zarzuty mediow (z wyjatkiem zespolu Himex), uzywajac roznych argumentow -- od "nie zauwazylem" po "on nie byl z naszej wyprawy" lub "mielismy wlasne klopoty i oslabionych uczestnikow". Dla mnie nie ulega watpliwosci, ze czlowieka "efektywnie" niezywego na wysokosci ponad 8000 m da sie uratowac (sciagnac, zniesc). Sa na to historyczne dowody -- omowienie tego wymagaloby jednak osobnego artykulu, do napisania ktorego moze sie zabiore. Ale juz teraz proponuje odejsc od stereotypu i przestac powtarzac, ze na duzej wysokosci pomoc nie mozna -- taka argumentacja -- szczegolnie po przypadku Halla (zreszta nie tylko) -- powinna zostac odrzucona i odejsc w zapomnienie.
Artur Hajzer
Od redakcji: W ostatnich dniach wyszlo tez na jaw, ze 14 lub 16 maja podczas powrotu ze szczytu na II(?) uskoku zginal uczestnik wyprawy hinduskiej strazy granicznej, policjant Srikrishna, ktory jest dwunasta (choc moze wciaz nie ostatnia) ofiara tej wiosny w masywie Everestu. Komendant wyprawy Indo-Tibetan Border Police fakt ten poczatkowo zatail, zapewne jako "tajemnice wojskowa". To wlasnie m.in. grupy z tej wyprawy bez reakcji mijaly umierajacego Davida Sharpa (jak policzono, lacznie -- zanim umarl -- przeszlo obok niego 57 osob). A owe liczne niejasnosci i sprzeczne raporty sa po czesci wynikiem tempa, w jakim dzis rozbiegaja sie po swiecie informacje, w pospiechu rozsylane z baz przez "rzecznikow" wypraw, zanim zostana sprawdzone. Rzecznikami bywaja czesto przypadkowe osoby, a meldunki do baz naplywaja ze stref, w ktorych niedotlenione mozgi ludzi nie pracuja nalezycie. Na podstawie takich czastkowych przekazow formulowane sa pochopne opinie i wyroki, nierzadko -- jak zauwaza Artur -- po ich skorygowaniu juz nie prostowane. Kiedys wiadomosci rozchodzily sie powoli a tradycyjne media mialy czas na ich weryfikowanie i bardziej wywazone oceny. Prawda o wydarzeniach na tegorocznym Everescie dlugo bedzie wychodzila na jaw i do konca pewnie nigdy nie wyjdzie. Ale materialu do komentarzy i przemyslen -- technicznych, medycznych, moralnych, etycznych -- starczy na dlugo. (jn)
12.06.2006 POSZUKIWANIA NA FORAKERZE 06/2006 (61)
Miejmy nadzieje, ze to tylko zaginiecie, choc szanse na ocalenie topnieja z uplywem dni. W masywie alaskanskiego Mount Forakera (5304 m) trwaja poszukiwania dwu pan, mimo mlodego wieku nalezacych do najwybitniejszych i najbardziej doswiadczonych alpinistek calego kontynentu: Sue Nott i Karen McNeil. Postanowily one zrobic czysto kobiece przejscie glosnej drogi Infinite Spur (2850 m, alaskanskie 6). Wejscie w filar zaplanowaly na 14 maja, przygotowaly sie na ture 10-dniowa. Kiedy minal czas alarmowy, rangerzy Denali National Park rozpoczeli poszukiwania. U podnoza sciany znalezli tobolek zawierajacy spiwor i radio -- stwierdzili, ze spadl z duzej wysokosci. W poblizu lezaly fragmenty ubrania. Tymczasem slady wspinania sie zauwazono na filarze na wysokosci 4250 m a nastepnie jeszcze wyzej, na 5000 m czyli przy koncu trudnosci drogi. Jednym z przypuszczen jest, ze alpinistki schronily sie w jamie snieznej, by przeczekac parodniowa wichure, jaka przewalila sie nad masywem podczas ich wspinaczki. Z jakiegos powodu musialy stracic plecak. W ostatnich dniach rozpogodzilo sie i do akcji weszly helikoptery, m.in. wysokosciowa Lama. Poszukiwania skoncentrowano na rejonie poludniowego wierzcholka Forakera (zdjecie). W ciagu weekendu 10--11 czerwca nie bylo nowych wiadomosci ze stacji ratowniczej w Talkeetna.
Obie panie maja duzy dorobek alpinistyczny. Karen (37) zaliczyla szereg wielkich scian w roznych partiach Globu, Sue (36) byla na Shivlingu i uczestniczyla w poprowadzeniu nowej drogi na Kalanke, przeszla tez sciany Eigeru i Grandes Jorasses, i to zima. Obie stanowia zgrana pare -- dwa lata temu pokonaly jako pierwszy kobiecy zespol droge Cassina na poludniowej scianie Mount McKinley. Warunki przejscia byly ciezkie: trzy dni spedzily bez jedzenia a na dodatek zmuszone byly zabiwakowac na szczycie. Wtedy wszystko skonczylo sie szczesliwie.
Wladyslaw Janowski
09.06.2006 HINDUKUSZU NIE BEDZIE 06/2006 (61)
Planowany przez nas na sezon letni Istor-o Nal w Hindukuszu bedzie na nas musial niestety poczekac. Rzad Pakistanu troszke nam w planach pomieszal, musielismy zmienic cel wyprawy, a polroczne przygotowania trzeba bedzie czesciowo spisac na straty. W dniu 18 maja 2006 nasza wyprawa na Istor-o-nal (7403 m) otrzymala od Ministerstwa Turystyki Pakistanu odmowe wydania zezwolenia na dzialalnosc w poczatkowo obiecanym rejonie. Otrzymalismy rowniez informacje, ze zadna z wypraw nie otrzymala do tego dnia zezwolenia na dzialalnosc w pakistanskiej czesci Hindukuszu. Informacje te potwierdzila wyprawa grecka, ubiegajaca sie o zezwolenie na wejscie na Tirich Mir, z ktora jestesmy w kontakcie. Ministerstwo Turystyki uzasadnia swoja decyzje wzgledami bezpieczenstwa. W zwiazku z powyzszym zmuszeni jestesmy odlozyc nasze plany dotyczace Istor-o-Nal, nie rezygnujemy jednak z wyprawy do Pakistanu. Naszym nowym celem bedzie rejon Passu Sar (mapa). Znajduje on sie w zachodniej czesci Batura Muztagh, oddalonej o 150 km od miejscowosci Gilgit. Chcielibysmy sprobowac wejsc na nieznane dotad Polakom piekne szczyty Passu Sar (7478 m -- rysunek) i Pasu Diar (7295 m), a takze rozszerzyc eksploracje doliny i wejsc na szesciotysieczniki Nou Karisch Peak (6498 m) i Darmyani Peak (6085 m). Dzialalnosci wspinaczkowej towarzyszylaby realizacja programu badan medycznych oraz dokumentacji rejonu Lodowca Passu. Oficjalny serwis wyprawy znalezc mozna na stronie wyprawy.onet.pl
Pawel Kulinicz
07.06.2006 NASZE WIOSENNE ZLOTY 06/2006 (61)
Wiosenne zloty Seniorow
Czytelnicy "Gazetki" sa z pewnoscia ciekawi, jak przebiegly tegoroczne nasze spotkania -- to w skalkach, i to nad Morskim Okiem. Mimo nienajlepszej, a raczej calkiem marnej pogody, frekwencja byla zadowalajaca i nastroje swietne.
Spotkanie 27 maja w Dolince Bedkowskiej nie bylo liczne, na czym oprocz deszczowej pogody zawazyla zbieznosc terminu z pielgrzymka papieska. Bylo nas w sumie 27 osob, lacznie z gospodarzami, do tego 3 psy. Dom Jurka po odnowieniu pieknie sie prezentuje, podniosl sie tez jego standard: sa pokoje goscinne z lazienkami, jest tez duzy salon z kominkiem. Namioty rozbito tylko dwa, na noc zostalo moze z 6-7 osob. Dalo sie jednak rozpalic tradycyjne ognisko nad potoczkiem -- jak zawsze, glowny punkt spotkania. Wspominalam najwiekszy chyba zlot w 1977 roku -- ile wtedy bylo ludzi, ile namiotow rozbitych wzdluz lasu!
Tydzien pozniej Morskie Oko -- otoczenie w bieli sniegow i tylko swieza zielen jarzebin i gdzieniegdzie kwitnace jeszcze kaczence wskazywaly, ze to jednak nie zima. Przed schroniskiem spaceruja oswojone dzikie kaczki i kokietuja turystow. Dalo sie obejsc jezioro w kolo i dotrzec do Czarnego Stawu, inne spacery nie wchodzily w rachube. Co chwile slychac bylo huk spadajacych lawin, moglismy je obserwowac, jak wytaczaja sie to z jednego, to z drugiego kotla. Wszyscy chetnie korzystali z transportu schroniskowego, na palcach mozna bylo policzyc tych, co wedrowali pieszo. Na tym tle szczegolnie wyroznil sie Zdzich Dziedzielewicz, ktory w sobote okolo godziny 16 zjawil sie sam z wielkim worem na plecach -- od Wlosienicy na piechote. Oczywiscie, odspiewalismy mu "Sto lat" przed przypadajaca na koniec wrzesnia dziewiecdziesiatka. Oprocz Zdzicha, witalam specjalnie Wande Piotrowska, zone Jurka, od lat szescdziesiatych bawiaca po raz pierwszy nad Morskim Okiem. Przyjechala z Kolakowskimi i Cionckami, bardzo byla wzruszona i uradowana cieplym przyjeciem i tym, ze wielu rozpoznawalo ja po latach. Msze sw. tym razem odprawil -- z powodu deszczu na werandzie -- ks. Krzysztof Gardyna. W czesci oficjalnej przypomnialam, ze to w tym roku przypada 70-lecie powstania Klubu Wysokogorskiego PTT, a takze to, ze za dwa lata bedziemy swiecic 100-lecie obecnego schroniska nad Morskim Okiem. Zbyszek Skoczylas jak zawsze pomagal w utrzymaniu dyscypliny na sali, zarzadzil tez choralne podziekowanie dla personelu za goscine i za wspaniala kolacje. Wojtek Branski sprowadzil mlodsza kolezanke z warszawskiego KW, ktora wspomogla z gitara nasze spiewy piosenek slowackich, miala tez wlasny repertuar w stylu kabaretowym. Pare zdan poswiecilam sylwetkom Eljasza i Chalubinskiego. Wlasnie w piatek przed poludniem bralam udzial w uroczystosci poswiecenia repliki pomnika Chalubinskiego w Zakopanem -- z inicjatywy jego prawnuka Andrzeja Skowrona. Byl to glownie zjazd potomkow "Krola Tatr", PTT reprezentowalam wraz z Januszem Smolka z Oddzialu PTT im. Tytusa Chalubinskiego w Radomiu. Nad Morskim Okiem doliczylam sie ok. 75 uczestnikow -- jak na odstraszajace warunki meteorologiczne wcale niezle.
Barbara Morawska-Nowak
Panie w gorach Stolowych
W dniach 2--4 czerwca odbyl sie w Pasterce kolo Karlowa -- zapowiadany w "Gazetce Gorskiej" -- Wspinaczkowy Meeting Kobiet. Przyjechalo okolo 60 osob. Pogoda byla swietna, poniewaz wczesniej byla fatalna, wiec nikt juz nie zwracal uwagi na zimno, skoro laskawie przestalo padac. Trudnosci, jak zwykle przy organizowaniu czegokolwiek, pietrzyly sie. Byc moze niecodzienna trudnoscia byl opor miejscowego srodowiska, ktore obawialo sie, ze po meetingu tlumy kobiet uderza hurmem na dozwolone i niedozwolone skaly, zasypia je magnezja i wypoleruja co piekniejsze drogi. Jeszcze ostatniego wieczoru przed impreza otrzymalysmy na ten temat wyczerpujacy wyklad miejscowego dzialacza. A nam chodzilo o spotkanie i poznanie sie, przedstawienie dokonan oraz wspolna zabawe. Owszem, wspinanie odgrywalo w tym spotkaniu pewna role, ale na miejscu niewielka. W rzeczywistosci chodzilo o nawiazanie kontaktow, ktore moglyby zaowocowac w przyszlosci wspolna dzialalnoscia sportowa czy rekreacyjna. Jeden sukces odnioslysmy -- dwie organizatorki umowily sie na wspolne wspinanie.
Organizatorki: od lewej Xenia Kuciel, Elzbieta Fijalkowska i Eliza Kubarska. Fot. Dawid Kaszlikowski
Wracajac do spotkania -- najmlodsza uczestniczka miala 3 miesiace, najstarsza 25 lat (co nie oznacza, ze nie miala 30 letniego stazu wspinaczkowego). Uczestniczki reprezentowaly rozne dziedziny coraz bardziej rozgaleziajacego sie i specjalizujacego alpinizmu. O ile starsze trzeba bylo podejsc sposobem, zeby je skusic do przyjazdu, o tyle mlodsze nie cofaly sie przed trudnosciami, jakie stwarzala lokalna komunikacja. Zdarzalo sie, ze z braku autobusu trzeba bylo isc pare godzin na piechote. A na miejscu czekaly ciekawe prelekcje o wielkich scianach Afryki (Eliza Kubarska), podziemnym swiecie w Meksyku (Kasia Biernacka), wspomnienia (corki Marianny) o jednej z pionierek wspinania w kobiecych zespolach, Halince Krueger oraz o gorach Nepalu (Ewy Szczesniak). Niezwyklym punktem programu byla rozmowa o kobiecym treningu z Ola Taistra, Edyta Ropek i Renata Piszczek -- prowadzona przez Xenie Kuciel. Byly rowniez zawody integracyjne, ktorych ostatnia konkurencje tworzyl pokaz mody ubran turystyczno-wspinaczkowych Marmota. Ostatnie problemy i niedopowiedzenia rozpuscily sie w piwie na imprezie w ogrodzie. Pozostaly przyjemne wspomnienia. Przy pozegnaniu umawialysmy sie za rok.
Dziekujemy glownemu sponsorowi Marmotowi. Dziekujemy wspierajacej Lhotse i pieknym bursztynom z Amberland. Dziekujemy "Meskim Czlonkom Wspierajacym" strone medialna i organizacyjna.
Elzbieta Fijalkowska