31.07.2006 |
WIADOMOSC SPOD GASHERBRUMA I |
07/2006 (62) |
Dzisiaj mialem telefon z bazy pod Gasherbrumem I. Wczoraj wieczorem dotarli do niej Bulgarzy
Dojczin Bojanow i
Nikolaj Petkow, ktorzy 8 lipca zdobyli Nanga Parbat (o czym donosila juz
GG 07/06 z 09.07.2006). Teraz maja zamiar sprobowac poprowadzic nowa droge na Gasherbrum I (8068 m) -- co zreszta bylo planowane od poczatku wyprawy. Jedna z mozliwosci jest pojsc sladami Jurka Kukuczki i Wojtka Kurtyki zebrem poludniowo-zachodnim (ktorym Wojtek i Jurek wspinali sie pierwszego dnia swojego ataku w roku 1983). No ale ostateczne decyzje zapadna po podejsciu do stop sciany i dokladnej obserwacji terenu.
W momencie kiedy dzwonili do mnie z Karakorum, byli w namiocie bazowym partnerow Dojczina z zeszlorocznej proby na K2 -- Anki Czerwinskiej i Darka Zaluskiego. Anka i Darek maja zepsuty aparat telefonu satelitarnego. W nastepnych dniach beda korzystali z telefonu Dojczina i Nikolaja. Udalo mi sie zamienic z nimi pare slow. Nie uzyskalem co prawda zadnej informacji o ich poczynaniach i stanie zaawansowania drogi na G I, ale nastroj w namiocie byl znakomity, z czego mozna wnosic, ze sprawy ogolnie maja sie dobrze. Ogromnie mnie to ucieszylo. Serdecznie pozdrawiam polskich znajomych i przyjaciol i zycze wszystkim udanej drugiej polowy lata.
Petyr Atanasow, Sofia.
27.07.2006 |
WYSOKA PROMENADA |
07/2006 (62) |
COBRA CRACK KLASYCZNIE. Chyba nie bylo portalu, ktory nie donioslby o tym malym lecz efektownym sukcesie. W rejonie Squamish mlody Kanadyjczyk Sonnie Trotter przeszedl klasycznie slynna 30-metrowa ryse Cobra Crack, oceniona na 5.14b/c (franc.8c/8c+). Aby uniknac podejrzen, ze korzystal z jakiejs zewnetrznej pomocy, ubezpieczenia zakladal sam w trakcie finalnego przejscia. Na problemie tym lamali sobie zeby czolowi skalolazi, Sonnie ponawial proby przez 3 lata. Trudnosci -- mowi -- beda odczuwane roznie, zaleznie od budowy dloni wspinacza, rysa ma szerokosc 1--2 palcow, trudnosci narastaja ku gorze. Zgodnie uwaza sie, ze Cobra Crack klasycznie jest najtrudniejsza rysa swiata.
Z PATAGONII. W styczniu w Patagonii nowa piekna droga zapisali sie Alexander Huber i Stephan Siegrist. Startujac 30 stycznia 2006 z Campo de los Polacos weszli w poludniowo-zachodni filar Aguja Desmochada. Zabiwakowali na turni zw. Orlim Gniazdem i nastepnego dnia w poludnie staneli na szczycie. O godz. 18 byli z powrotem w Campo de los Polacos. Pionowe partie srodkowe filara (piekny granit) pokonali systemem rys tuz na prawo od kantu. Wspinali sie klasycznie, tylko na 3 zupelnie zalodzonych wyciagach trzeba bylo stosowac hakowke. 25-wyciagowa droga w trudniejszych partiach otrzymala ocene 5.11. Droge nazwali "Golden Eagle" a wiecej na jej temat znalezc mozna na stronie
www.huberbuam.de
POLNOCNA SCIANA SAN LORENZO. 28 marca wlosi Herve Barmasse, Matteo Bernasconi, Lorenzo Lanfranchi i Giovanni Ongaro wyszukali droge polnocna sciana szczytu San Lorenzo (3706 m), drugiego co do wysokosci w Patagonii. Baze mieli w jamie snieznej, wspinaczka narzucajacym sie zlebem zajela im tylko 7 godzin. Wspinacze zamierzali wejsc wspaniala sciana polnocno-- wschodnia, niestabilna pogoda zmusila ich jednak do zmiany planu na latwiejszy. Masyw San Lorenzo wznosi sie na granicy Argentyny i Chile, jego sciany cechuja wielkie deniwelacje (2000 m). Pierwszego wejscia dokonal wraz z dwoma argentynskimi przewodnikami w r. 1943 wloski badacz, Alberto de Agostini zwany "Padre Patagonia". Pierwsi w zimie byli w lipcu 2004 Chilijczycy Pablo Besser, Camilo Rada i Manuel Bugueno.
HUANTSAN. Anglicy NickBullock i Matt Helliker rozwiazali problem polnocno-wschodniego filara Huantsan (5919 m) w Cordillera Blanca. Wschodnia strona masywu miala dotad zaledwie dwie drogi -- turystow nie widuje sie tu w ogole. Droga ma 1000 m wysokosci, pierwsze 300 m tak kruche, ze trzeba bylo isc bez liny. Srodkowa partie tworza bariery serakow, w ktorych dwojce wypadl biwak, sekcja gorna jest sniezno-lodowa. Droge nazwali "Death and Glory" i wycenili w alpejskiej skali na TD/ED.
ULI BIAHO. Tegoroczny pakistanski sezon -- ten ambitniejszy, sportowy -- rozpoczela znana slowacka dwojka Josef (Dodo) Kopold i Gabriel (Gabo) Cmarik, ktora dzialala w rejonie Trango. Dwojka ta specjalizuje sie w wielkich scianach, pokonywanych czystym stylem alpejskim, jak zeszloroczna Great Trango. Sezon zaczeli wczesnie, chodzilo bowiem o drogi glownie lodowe. Pierwsza poprowadzili na Hainabrakk. Po probie, 6 czerwca weszli w sciane o 1 w nocy, czesciowo wspinali sie rownolegle. Biwakowali 100 m pod grania szczytowa. Nastepnego dnia osiagneli gran, ktora ruszyli ku szczytowi. Niestety, nie dotarli do niego, zatrzymani skalnym uskokiem na wysokosci 5375 m. 1000-metrowa czesc scianowa ocenili na VI/6. Drugi cel stanowila Shipton Spire, jednak probe wyszukania nowej drogi na polnocnej scianie musieli po 500 m przerwac z powodow zdrowotnych. W dniach 21-23 czerwca rozprawili sie ze swym glownym projektem: dziewicza polnocno-- zachodnia sciana Uli Biaho (6417 m). Przed switem pokonali niebezpieczny lodowy kuluar, o 8 rano wspinali sie juz stromymi lodami na wysokosci ok. 5300 m. Wieczorem zrobili mala przerwe na wyrabanej w lodzie poleczce. Dalej znow byly strome lody, az do szczytowej grani. Poniewaz nawisy byly niepewne, na szczyt wchodzili w pojedynke. O 4 po poludniu rozpoczeli zjazdy. Liczaca 2200 m wysokosci droge nazwali "Drastissima" i ocenili VI/6. Cala operacja zajela im 54 godziny. Filmowcem zespolu byl Palo Pekarcik.
Dodajmy przy okazji, ze Dodo i Gabo w dniach 12-14 stycznia 2006 poprowadzili nowa ladna i logiczna droge w prawej czesci polnocnej sciany Les Droites. 1100-metrowa "Bon Voyage" otrzymala ocene IV/V M7.
BATURA II WCIAZ DZIEWICZA. Alpinclub Sachsen interesuje sie Batura nie od dzis. Tegoroczna jego wyprawe tworzyli inz. Markus Walter (33) i Szwajcar dr Bruce Normand (40) a celem byla Batura II (7762 m), uwazana za najwyzszy z dotad niezdobytych szczytow swiata. Kiedy 22 czerwca przy trzeciej probie nie zdolali zalozyc obozu IV (7100 m), wspinacze poczuli sie pokonani i dwa dni pozniej postanowili wyprawe zakonczyc. Nim to jednak nastapilo, zrealizowali zaplanowany wczesniej rekonesans w dolinie Chapursan. W trakcie tej operacji udalo im sie dokonac trzech cennych pierwszych wejsc na nizsze szczyty. 5 lipca zdobyli dziewiczy Nadin Sar (6211 m), nastepnego dnia bezimienny P.5800 m i 8 lipca strzelisty Caboom Sar (8186 m). Jerzy Wala ocenia sukcesy wyprawy jako bardzo interesujace -- po szczegoly topograficzne odsyla do znanej ksiazki Heichela. Cztery dni i trzy dziewicze szczyty -- jest sie czym cieszyc.
GASHERBRUM II WSCHODNI. To wejscie bedzie z pewnoscia najciekawszym eksploracyjnie osiagnieciem sezonu w Karakorum. Wyprawa dzielila sie na dwa czlony: poludniowy i polnocny. Pierwszy z nich dokonal wejscia na glowny szczyt Gasherbruma II (8035 m) droga normalna od poludnia. 7 czerwca, co do dnia w 50 lat po pierwszym wejsciu Austriakow, na wierzcholku staneli Richi Bolt (kierownik), Thomas Grabathuler, Oliver Bieter, Karl Stransky i tragarz Jussuf. Drugi team zalozyl baze pod polnocnym murem masywu i zaatakowal lodowe flanki Gasherbruma II Wschodniego (7772 m). Droga byla skomplikowana, harowal caly zespol, a szczyt osiagnela 10 lipca trojka Ueli Steck, Hans Mitterer i Cedric Hahlen. Zwiazek Alpinistyczny Sinkiangu wzial od Koblera pieniazki jako za "szczyt dziewiczy", choc G II Wschodni mial juz wejscia, a pierwszego dokonali Polacy -- Jerzy Kukuczka i Wojtek Kurtyka w czerwcu 1983 roku.
NASI NA GASHERBRUMIE II. 25 lipca drugi zespol wyprawy The Playground Friends HiMountain Gasherbrum II Expedition stanal na szczycie Gasherbruma II (8035 m). Zespol Wielickiego opuscil oboz III (7000 m) okolo polnocy.W sklad grupy wchodzili Krzysztof Wielicki, Rafal Fronia, Robert Jucha i Pawel Podsiadlo. Oboz IV (7400 m) osiagneli okolo godz. 3 w nocy. Zastali tu Janusza Majera i Agnieszke Adamowska, ktorzy po probie ataku postanowili zawrocic. Trzeci z tej grupy, ks. Zbigniew Zimniewicz, dolaczyl do teamu Wielickiego i kontynuowal wedrowke na szczyt. Cala piatka stanela na wierzcholku Gasherbruma II miedzy godz. 8 a 10 rano. Najszybszy (7 1/2 godz.) byl Rafal Fronia. Tego samego dnia alpinisci zeszli do nizszych obozow. Wczesniej -- 23 lipca -- na szczyt weszli Ryszard Pawlowski i Marek Chmielarski. Wiecej informacji zob.
www.himountain.pl. (
Aleksandra Opiela)
WRESZCIE WEJSCIE NA K2. Wsrod zespolow planujacych wejscie na K2 w tym sezonie jest slowensko-wloskie malzenstwo Romana Beneta (44) i Nives Meroi (45) z Tarvisio. Wiosna, w dniu 2 maja, weszli oni na Dhaulagiri -- swoj siodmy 8-tysiecznik. Potem przemiescili sie pod Annapurne, gdzie zawrocili z obozu III z powodu niebezpieczenstwa lawin. Z K2 wzieli sie za bary po raz trzeci (Nives) i czwarty (Roman) -- tym razem z powodzeniem! Jak wynika z dzisiejszych meldunkow, wykorzystali dobra pogode i niezle warunki sniezne i w dniu dzisiejszym (28 lipca) weszli na szczyt o godz.10.30 czasu miejscowego. Wrocili juz do obozu IV, gdzie spedza noc. Jest to ich pelny osmy osmiotysiecznik -- plus Shisha Pangma Central. Nives Meroi weszla wczesniej na Nanga Parbat, Cho Oyu, Gasherbrum II, Gasherbrum I, Broad Peak, Lhotse, Dhaulagiri. Ich wejscia cechuje wspaniale tempo, lekki styl (bez sprzetu tlenowego) i pelna samodzielnosc (rezygnacja z szerpow czy tragarzy wysokosciowych). Jest to pierwsze wejscie na K2 od roku 2004 -- sezon 2005 byl kompletnie nieudany.
Jozef Nyka
27.07.2006 |
NOWOSCI ORGANIZACYJNE |
07/2006 (62) |
KROLOWE SZCZYTOW. Znakomicie redagowane krakowskie "Gory" czerwcowy numer (6/2006) poswiecily alpinizmowi kobiecemu. Do najciekawszych materialow nalezy parostronicowa rozmowa Jakuba Radziejowskiego z Anna Czerwinska. O paniach w gorach pisze sie ostatnio sporo takze na zagranicznych lamach. British Mountaineering Council przeprowadzila badania socjologiczne tej sfery. Wynika z nich, ze w ciagu ostatnich 6 lat udzial kobiet w sportach gorskich wzrosl o 10%. Podzial czlonkow wg plci ksztaltuje sie obecnie w BMC jak 72% mezczyzni i 25% kobiety (3% brak danych). W Chamonix dziala specjalna szkola alpinizmu dla pan, nazwana "Mountain Girl". Alpinizm kobiecy bedzie glownym watkiem Targow Turystycznych we Friedrichshafen w Niemczech. Przyjmuje sie, ze w Europie panie stanowia 30-40% ogolnej liczby uprawiajacych alpinizm.
NOWY FUNDUSZ PAMIECI. Mountain Hardwear i American Alpinie Club powoluja do zycia nowy fundusz wspinaczkowy: McNeil Nott Award czyli Subsydium im. McNeill i Nott, ktore zaginely w zeszlym miesiacu na Infinite Spur Mount Forakera na Alasce (
GG 06/06 z 12.06.2006 i
GG 06/06 z 15.06.2006). Obie alpinistki -- Nott z Colorado i Nowozelandka z pochodzenia McNeill z Alberty w Kanadzie byly sponsorowane przez Mountain Hardwear. Nowy fundusz ma wspierac ambitne gorskie zamierzenia i utrwalac pamiec obu tych wspanialych alpinistek a takze ich ducha gorskiej przygody. Pierwsze subwencje zostana przyznane w r. 2007, podania nalezy skladac do 1 marca. W Ameryce takich funduszy funkcjonuje juz kilka. (
Wladyslaw Janowski)
TURYSTYCZNE INDIE. W r. 1951 Indie zanotowaly przyjazdy 17 000 turystow z zagranicy. W r. 2005 miedzynarodowy ruch turystyczny wyrazil sie liczba 3 910 000 przyjazdow. Turystyka -- w tym alpinizm -- jest trzecim co do wielkosci zrodlem przychodow kraju. W r. 2005 wplywy wyniosly 5,7 miliarda dolarow. Jest to tez wazna dziedzina zatrudnienia. W latach 2002-03 w turystyce znajdowalo zajecie -- bezposrednio i posrednio -- 38,8 miliona ludzi, czyli 8,3% ogolnego zatrudnienia. W marcu 2006 przyjechalo do Indii 407 500 turystow -- o 11% wiecej anizeli rok temu. Goscie ci przywiezli 550 000 000 dolarow. Nie mozna tez nie wspomniec o duzym i stale rosnacym wewnetrznym ruchu turystycznych oraz o masowych wycieczkach mieszkancow Indii do sasiednich krajow azjatyckich.
CLIMBING 250. Ukazal sie jubileuszowy 250. numer "Climbinga", zasluzonego i -- nie liczac rocznika "American Alpine Journal" -- najstarszego amerykanskiego czasopisma alpinistycznego. Pierwszy numer ukazal sie w roku 1970. Do steru kierowniczego w pismie powrocil niedawno Jonathan Thesenga, w roku 2003 zwolniony dyscyplinarnie za wybryk huliganstwa w Joshua Tree (por. "Climbing" 223/2003 s.8). Wladyslaw Janowski
CLUB ALPINO ITALIANO (CAI). Do najwiekszych na swiecie organizacji gorskich (najwieksza jest Deutscher Alpenverein) nalezy Wloski Klub Alpejski. Zrzesza on obecnie 302 700 czlonkow, z czego 193 500 to czlonkowie zwyczajni. Pan jest 95 400 czyli 32%. Na ostatnim Walnym Zjezdzie godnosc czlonkow honorowych otrzymali dzialacz i ratownik Celso Ortelli, czlonek CAI od 50 lat, a takze Sergio Martini -- "chluba alpinizmu wloskiego ze swoimi 14 osmiotysiecznikami". Wsrod licznych agend Club Alpino Italiano znajduja sie Museo Nazionale della Montagna "Duca degli Abruzzi" oraz zasobna i bogata w biale kruki biblioteka i kinoteka. Zrzeszeniem elity alpinistycznej jest autonomiczny Club Alpino Accademico Italiano (CAAI).
PRZEWODNIK PO SOKOLICH GORACH. Wydawnictwo "Sudetica Verticalia" przygotowuje sie do wydania serii przewodnikow wspinaczkowych po Sudetach. Na poczatek pojda skalki Rudaw Janowickich: czesc 1 -- Rudawy (zaplanowane na wrzesien) i czesc 2 -- Sokole Gory. Probke swoich mozliwosci tworczych zespol autorski Konrad Burzawa, Artur Sobczyk i Krzysztof Burzawa zaprezentowal na lamach "Gor" 5/2006 (s.66-68) w skaloplanie Fajki i Rylca. Wladyslaw Janowski
THE HIMALAYAN JOURNAL. W zwiazku z ogolnym zmniejszeniem sie zainteresowania klasycznym alpinizmem, klopoty finansowe przezywa The Himalayan Club. Wprowadzono podwyzke skladek, planowane jest zmniejszenie objetosci rocznika "Himalayan Journal", ktory za granice nie bedzie juz wysylany poczta lotnicza. Mimo to redakcji udalo sie stworzyc, opublikowac i rozeslac tej wiosny 200-stronicowy selekcyjny indeks zawartosci 60 rocznikow "The Himalayan Journal" (1929-2004), wydany w r. 2006. Przydaloby sie nam cos takiego dla "Taternika".
RUSKA DROGA. Wladze Slowenii zdecydowaly w czerwcu, ze 9-kilometrowy odcinek szosy gorskiej Kranjska Gora -- Vrsic otrzyma oficjalna nazwe "Ruskiej Drogi" (Ruska Cesta). Droge zbudowali jency rosyjscy w czasie I wojny swiatowej -- od 90 lat stoi przy niej kaplica wzniesiona przez nich w r. 1916 na pamiatke 300 jencow, ktorzy zgineli w wielkiej lawinie z Mojstrowki. Kaplice ostatnio odnowiono, a 30 lipca odbeda sie przy niej uroczystosci z udzialem przedstawicieli najwyzszych wladz panstwowych i religijnych Slowenii i Federacji Rosyjskiej. Wspolorganizatorami sa Kranjska Gora, ambasada Rosji w Slowenii i Towarzystwo Slowenia--Rosja. Z 10 000 jencow wprzegnietych do budowy 20-kilometrowej drogi przez Vrsic przezylo tylko niewielu.
Jozef Nyka
26.07.2006 |
SMIERC NA BROAD PEAKU |
07/2006 (62) |
Austriacka wyprawa Broad Peak -- Chogolisa 2006 po stracie kierownika zrezygnowala z Chogolisy a po powrocie do kraju wydala oswiadczenie omawiajace tragiczne wydarzenia. Oto skrot tego waznego rowniez dla nas komunikatu. Markus Kronthaler, Peter Ressmann i Sepp Bachmair wyruszyli z BC (4960 m) 4 lipca rano. Doszli do obozu II (6250 m) a nastepnego dnia do obozu III (7200 m). Stad o godz. 23.15 rozpoczeli atak szczytowy. W pelni sprawny Ressmann dotarl do szczytu glownego 6 lipca o godz. 18, slabsi Kronthaler i Bachmair zabiwakowali po drodze w jamie snieznej i na szczyt weszli dopiero 7 lipca o godz.15. Poltorej godziny pozniej zaczeli zejscie. Nieco pozniej Kronthalera opuscil sily, Sepp probowal mu pomagac, poruszali sie jednak w slimaczym tempie. Noc zmusila ich do ponownego biwaku przed dojsciem do Rocky Summit. Markus wykazywal ostre objawy deterioracji i dehydratyzacji, byl poodmrazany, slabl z godziny na godzine. O godz. 6 rano zmarl na rekach przyjaciela. Ten ruszyl w dol resztkami sil i na wysokosci 7800 m spotkal idacy w gore zespol Pustelnika. Polacy zaalarmowali baze, a Piotr Morawski bez wahania porzucil wlasne plany szczytowe, by sprowadzic go do obozu III, gdzie z dolu przybiegl lekarz hiszpanski Jorge Egocheaga. Sepp byl rowniez wyczerpany i odwodniony, a jego poodmrazane konczyny wymagaly szybkiej interwencji.
Czlonkowie wyprawy austriackiej skladaja podziekowanie obu ofiarnym ratownikom -- Morawskiemu i Egocheage. Portal
k2climb.net pisze: Austriacy kieruja slowa specjalnej podzieki do Hiszpana Jorge Egocheagi i Polaka Piotra Morawskiego, ktory zapomnial o wlasnych bezposrednich planach, aby pomoc Bachmairowi. Bez tej pomocy takze on mogl stracic zycie. Piotr zrezygnowal z wejscia na szczyt (choc udalo mu sie to nastepnego dnia), Jorge przybiegl z bazy, mimo iz dwa dni wczesniej wyeksploatowal sie szybkim wejsciem na Broad Peak -- w 21 godzin baza -- szczyt -- baza. Thank you Piotr, thank you Jorge!
22.07.2006 |
KINGA BARANOWSKA NA BROAD PEAKU |
07/2006 (62) |
Od poczatku wyprawy na Broad Peak Kinga Baranowska (HiMountain Team) wyrozniala sie dobrym przygotowaniem i kondycja. Zaraz po dotarciu do bazy rozpoczela akcje gorska i "z marszu" doszla na wysokosc 7200 m do obozu III. Spedzila w nim dwie noce. Do wlasciwego ataku ruszyla z bazy 16 lipca. Jednym skokiem (12 godzin podejscia) dotarla do obozu II (6200 m). Jej towarzysz Andrzej Rusowicz z powodu choroby musial wycofac sie do bazy. Niestety silny wiatr uwiezil ja w tym miejscu na trzy noce i kolejne dwa dni. 20 lipca, kiedy warunki ulegly poprawie, Kinga ruszyla dalej w gore i doszla do obozu III (7200 m). Nastepnego dnia zla pogoda nie pozwolila kontynuowac wspinaczki i zatrzymala Kinge na kolejna noc w obozie III. Finalny atak rozpoczela 22 lipca zaraz po polnocy. Na szczycie stanela o godz. 16.20. W ciagu jednego lub dwoch dni powinna wrocic do bazy wyprawy (4500 m), gdzie czekaja na nia Piotr Pustelnik i Andrzej Rusowicz. Do szturmowego obozu III doszlo wraz z Kinga paru wspinaczy z innych wypraw (okolo 6 osob) -- sa to alpinisci z Hiszpanii i Argentyny.
Kinga Baranowska (HiMountain Team) wspinala sie na Broad Peak w ramach ostatniego etapu wyprawy mBank Lotto Tryptyk Himalajski, kierowanej przez Piotra Pustelnika (Himountain Team). Piotr Pustelnik i Peter Hamor weszli na szczyt 8 lipca, a Piotr Morawski 9 lipca. Ich celem bylo zdobycie aklimatyzacji przed planowana wspinaczka nowa droga -- grania poludniowa. Jednak po zdobyciu szczytu i ocenie warunkow panujacych na grani poludniowej plan ten zarzucono.
Aleksandra Opiela
22.07.2006 |
NANGA PARBAT – SMUTNY FINAL |
07/2006 (62) |
Zaangazowalismy sie emocjonalnie w tragiczne wydarzenia na Nanga Parbat, gdzie toczyla sie walka o ocalenie samotnego Wenezuelczyka Jose Antonia Delgado. Jak informowalismy w poprzednich doniesieniach, mimo glodu i wyczerpania 16 lipca podjal on desperacka probe zejscia o wlasnych silach do obozu III. Informacja o tej probie byla jego ostatnim komunikatem slownym przekazanym bazie, w ktorej bawil jego przyjaciel Edgard Guariguata. Odbierane pozniej budzace nadzieje sekundowe sygnaly radiowe mogly byc innego pochodzenia. Szostka pakistanskich ratownikow dotarla do obozu III w piatek wieczorem, nie zastala w nim jednak nikogo. Dzisiaj (w sobote 22 lipca) portal
nangaparbat2006explorart.com doniosl
con inmenso dolor o odnalezieniu Jose Antonia na wysokosci ok. 7100 m, w odleglosci zaledwie ok. 400 m od namiotu, ktory mogl byc dla niego ocaleniem. Plan przewidywal, ze jezeli alpinista bedzie zywy, helikopter sprobuje go ewakuowac z gory. Do bazy mial dzis dotrzec doktor Caldera. Trzeba przyznac, ze zdetoriorowany i zapewne poodmrazany alpinista zdobyl sie na heroiczny wysilek, by pokonac z obozu IV tak duzy dystans -- padl wlasciwie na finiszu. "Nanga Parbat -- napisano na goraco na stronie wyprawy -- dala nam piekny dar w postaci wzoru szlachetnosci czlowieka, ktorego niewiarygodna walecznosc i wola wytrwania do konca zapadna na zawsze w serca wszystkich Wenezuelczykow." Na uznanie zasluguje postawa wladz Wenezueli, ktore zaangazowaly sie w akcje ratunkowa z najwyzsza powaga, wlaczyly sie w nia zreszta tez czynniki pakistanskie. Antonio osierocil dwoje dzieci w wieku 4 i 9 lat.
20.07.2006 |
SYGNALY Z NANGA PARBAT |
07/2006 (62) |
Poruszeni dramatem Jose Antonia, nasi Czytelnicy dopytuja sie o aktualna sytuacje na drodze Kinshofera na Nanga Parbat. Sytuacje te biezaco relacjonuje wenezuealski portal
nangaparbat2006.explorart.com, ktory ma lacznosc z baza i zapowiada uruchomienie w przeciagu najblizszych godzin skrotu angielskiego swojego serwisu. Z przekazanych w poludnie (20 lipca) wiadomosci wynika, ze Jose Antonio Delgado tkwi od srody gdzies miedzy obozami IV i III -- raczej blizej tego pierwszego. Nowe nadzieje obudzila dzis jego domniemana proba kontaktu radiowego z baza, nie calkiem rozpoznana i trwajaca tylko kilka sekund -- jak sie przypuszcza, wskutek wyczerpania sie baterii. Nastapila ona o umowionej porze lacznosci. "Jose Antonio estarla vivo!" -- czytamy w komunikacie. Spieszaca z pomoca szostka wspinaczy pakistanskich wielkim wysilkiem dobila (lub dobija) do obozu III -- nie wiadomo jednak, jaka dysponuje aklimatyzacja i jakimi kwalifikacjami. Mniej pozytywna jest informacja, ze pogoda nie sprzyja akcji ratunkowej. Wiatr i brak widocznosci hamuja marsz ku gorze, nie pozwalaja tez na wlaczenie do poszukiwan stojacego w bazie helikoptera, nie mowiac o tym, ze stanowia smiertelne zagrozenie dla skrajnie wyczerpanego Antonia.
Strona
MountEverest.net podaje przeglad wydarzen w Karakorum, gdzie znowu wieje wiatr i posypuje snieg, prognozy na koniec tygodnia brzmia jednak pozytywnie. Zespoly probujace isc w gore czesto nie zastaja swoich namiotow w kolejnych obozach, zmiecionych przez niedawne huragany. Przy Broad Peaku mowa jest o Kindze Baranowskiej, ktora w zespole Hiszpanow dotarla do obozu III, gdzie na szczescie ocalal jej namiot z cala zawartoscia. Jesli warunki pozwola, jutro mialaby nastapic wspinaczka az do szczytu. W bazie czeka na nia Piotr Pustelnik -- Piotr Morawski i Peter Hamor wracaja do kraju: w Skardu spotkali sie z dazaca w gory czeska wyprawa na Broad Peak Josefa Nezerki.
19.07.2006 |
NANGA PARBAT I KARAKORUM |
07/2006 (62) |
Karakorum -- nowa ofensywa
Dramat Wenezuelczyka na Nanga Parbat trwa nadal. W dniu wczorajszym Jose Antonio Delgado podjal probe zejscia resztka sil do obozu III, wydaje sie jednak, ze mu sie to nie udalo. Lacznosc radiotelefoniczna urwala sie, a kiepska widocznosc nie pozwalala na sledzenie ruchow schodzacego przez lunety. Nie wypatrzono tez nic z helikoptera. Z bazy pod Nanga Parbat w gore ruszylo 6 przerzuconych wojskowym helikopterem wspinaczy pakistanskich, ktorzy w srode dotarli do obozu II, a w czwartek zamierzaja osiagnac oboz III. Z Wenezueli do Pakistanu przyleciala zona alpinisty wraz ze specjalista medycyny wysokosciowej drem Carlosem Caldera. Wysokie koszty akcji bierze na siebie rzad Wenezueli, z pomoca materialna spieszy cale spoleczenstwo.
Tymczasem w Karakorum pogoda ulegla poprawie i na wszystkie popularne drogi powrocily zespoly poszczegolnych wypraw, ktore chcialyby wykorzystac kolejne okno pogodowe i w przeciagu 5 dni zrealizowac wspinaczki na szczyty. Na K2 wejscia spodziewane sa okolo niedzieli. Niestety, duze problemy stwarzaja spustoszenia poczynione w obozach przez huragany. Poznikaly namioty (ocalala 1/3) a wraz z nimi wyniesiony na gore ekwipunek szturmowy, co czesc ekip juz zmusilo do wycofania sie z akcji. Polskie wyprawy na oba Gasherbrumy zjawily sie w gorach nieco pozniej, dzieki czemu nie powinny poniesc powazniejszych strat. Krzysztof Wielicki w srode rozbil oboz III -- "jest wietrzno i pochmurno -- mowi -- a stojace namioty innych wypraw sa czesciowo zdemolowane". Na Broad Peaku Kinge Baranowska wyprzedza o dzien dwojka slowacka. Duzo biezacych szczegolow przynosza portale internetowe, szczegolnie
www.mounteverest.net. Wydarzenia na Nanga Parbat najpelniej relacjonuje strona Expedicion Venezolana.
Jozef Nyka
Nie bedzie nowej drogi na Broad Peak
W relacji telefonicznej z 19 lipca kierownik wyprawy "Tryptyk Himalajski", Piotr Pustelnik (HiMountain Team), donosi o tym, ze wyprawa zrezygnowala z zamiaru wspinaczki nowa droga, poludniowa grania na Broad Peak. Plan takiej wspinaczki oceniono w tym momencie jako zbyt ryzykowny. Upaly pierwszej dekady lipca spowodowaly, ze w scianie i na grani wszystko jest wytopione, kruche, i niebezpieczne. Przypomnijmy, ze uczestnicy wyprawy juz dokonali wejsc na Broad Peak w tym sezonie. 8 lipca, po 4-dniowej akcji droga normalna, na szczycie staneli Piotr Pustelnik i Peter Hamor, a 9 lipca Piotr Morawski.
Wspinaczka nie byla pozbawiona momentow dramatycznych. W dniu 8 lipca Piotr Morawski przerwal podejscie, by sprowadzic w dol wyczerpanego alpiniste z Austrii, a Piotr Pustelnik i Peter Hamor na grani szczytowej tego samego dnia natkneli sie na zwloki zmarlego w nocy kierownika ekipy austriackiej, Markusa Kronthaltera. Rowniez podczas schodzenia do bazy nie brakowalo emocji: w klopotach znajdowaly sie inne zespoly z roznych wypraw.
W ocenie Artura Hajzera (HiMountain Team), te wydarzenia nie pozostaly bez wplywu na stan psychiczny wspinaczy i na decyzje o zaprzestaniu dalszej akcji gorskiej przez trzech Piotrow. Szczegoly w relacji kierownika wyprawy znalezc mozna na stronie www.himountain.pl. Na drodze normalnej na Broad Peaku dzialalnosc gorska nadal prowadzi uczestniczka wyprawy, Kinga Baranowska, ktora noc z 18 na 19 lipca spedzila w obozie II na wysokosci 6200 m. Jest prawdopodobne, ze w czwartek 20 lipca dotrze na szczyt.
Aleksandra Opiela
19.07.2006 |
PIK LENINA – SZCZYT NIEPODLEGLOSCI |
07/2006 (62) |
Dzieci na Pik Lenina
W "Gazetce Gorskiej"
GG 12/05 z 31.12.2005 donosilismy o oryginalnym rosyjskim programie pedagogiczno-alpinistycznym, majacym mobilizowac trudnych wychowawczo pensjonariuszy domow dziecka do kontaktu z przestrzenia, przyroda i przygoda. Chodzi o Dzieciecy Projekt Ekstremow, m.in. wprowadzajacy 10- do 15-latkow w gory wysokie. Zwiazani z cerkwia autorzy tego projektu w latach 2004 i 2005 z powodzeniem zrealizowali dzieciece wejscia na Elbrus i na Bieluche Wschodnia (4506 m), tego lata cel jest jeszcze ambitniejszy: Pik Lenina, obecnie zwany Szczytem Niepodleglosci (7134 m --
zdjecie). Grupa 6 chlopcow pod opieka 6 doroslych alpinistow sprobuje wejsc droga normalna na ten popularny siedmiotysiecznik. Wiekszosc z nich uczestniczyla w poprzednich wyprawach i ma juz doswiadczenie wysokogorskie. Start wyprawy w Pamir nastapil 17 lipca, kieruje nia duchowny o. Andriej Woronin, zarazem dyrektor Kowalewskiego Domu Dziecka. W komentarzach do projektu duzo mowi sie o sprawach pedagogicznych -- sposobach prostowania psychiki dzieci pozbawionych rodzicow, w czym niezwykle srodowisko gor wysokich moze odegrac nieposlednia role. Natomiast organizatorzy nie mowia nic o opiece medycznej, waznej z punktu widzenia zagrozen zdrowotnych, ale takze ew. poszerzania wiedzy o reakcjach mlodych organizmow na duze wysokosci. Pewne doswiadczenia juz sa, byly juz bowiem wejscia 15-latkow na osmiotysieczniki, choc wiosenna proba kanadyjskiego juniora na Everescie o malo nie skonczyla sie tragicznie.
Wor Gamowa w miniaturze
W "Gazetce Gorskiej"
GG 06/06 z 10.06.2006 informowalismy o sensacyjnym patencie specjalistow austriackich z Uniwersytetu w Innsbrucku. Dokonali oni radykalnych zmian w konstrukcji ratowniczego worka cisnieniowego, ktoremu w ciagu ostatnich 20 lat wiele ofiar choroby wysokosciowej zawdziecza zycie. Zmiana polega na rezygnacji z klopotliwej w uzyciu wielkiej komory mieszczacej cale cialo chorego i przejsciu do lekkiego plastikowego helmu, obejmujacego tylko glowe, nota bene stosowanego juz od lat przy nieinwazyjnym sztucznym oddychaniu. Zmodyfikowane urzadzenie nazwano TAR(Thin Air Rescue)-Helm i z powodzeniem wyprobowano w Alpach. Tego lata przejdzie ono test wysokosciowy, a przeprowadzi go specjalna wyprawa naukowa, ktora w koncu lipca odleci z Austrii w masyw Piku Lenina czyli Szczytu Niepodleglosci. Proby zostana przeprowadzone na drodze normalnej -- az po sam wierzcholek 7134 m. Masowy ruch alpinistyczny panujacy na tej drodze moze dostarczyc konstruktorom przypadkow autentycznych zachorowan i dac im moznosc wykazania skutecznosci ich pomyslu.
Szczyt Niepodleglosci
W ostatnim "Glosie Seniora" (
GS 06/06) podalismy wiadomosc o decyzji wladz Tadzykistanu, ktore postanowily usunac ze swoich gor dwa nazewnicze slady komunistycznej przeszlosci i przemianowac szczyty Lenina (7134 m) i Rewolucji (6940 m). Odpowiedni dekret wydalo biuro prezydenta kraju. Pik Lenina ma sie odtad nazywac Szczytem Niepodleglosci a Pik Rewolucji -- Szczytem Abu Ali Ibn Siny. Nowy patron Pika Rewolucji byl pochodzacym z Tadzykistanu filozofem arabskim o swiatowej slawie, autorem wielu dziel, w literaturze zachodniej znanym jako Awicenna (980--1037). Trzeba przyznac, ze obie nowe propozycje -- zwlaszcza druga -- sa ze wzgledu na swa tasiemcowosc malo udane. O ile wprowadzona siedem lat temu nowa nazwa Pika Kommunizmu nie przyjmuje sie jakos ani w literaturze rosyjskiej, ani zachodniej -- "Pik Niezawisimosti" juz funkcjonuje w mediach rosyjskich, bedzie on tez zapewne do zaakceptowania przez wspolwlasciciela gory -- Kirgistan. Szef bazy na Polanie Szarotek twierdzi zartem, ze kolekcjonerzy siedmiotysiecznikow majacy za soba Pik Lenina, teraz moga zyskac jeszcze jeden punkt wdrapujac sie na Pik Niezawisimosti. W kiedys carskiej a potem radzieckiej Azji Centralnej polityczne modyfikacje nazw najwyzszych gor nie sa niczym nowym -- niektore obiekty maja za soba po kilka zmian.
Jozef Nyka
18.07.2006 |
ANTONIO CZEKA NA RATUNEK |
07/2006 (62) |
Pare tygodni temu uczestniczylismy w dramatach rozgrywajacych sie na Everescie -- obecnie mamy podobna sytuacje na Nanga Parbat. Po wejsciu na szczyt tej gory okolo 11 lipca droga Kinshofera, zostal zaskoczony zalamaniem pogody kierownik wenezuelskiej wyprawy,
Jose Antonio Delgado. Po biwaku na wysokosci 7800 m, nastepnego dnia z trudem dotarl on do obozu IV (7500 m) i tam probowal przeczekac wichury i opady. Pogoda sie nie poprawiala, a on szybko tracil sily. Wiatr podarl namiot, wyczerpaly sie zywnosc i paliwo. Od czterech dni nie ma zywnosci, w bardzo zlym stanie sa jego nogi. 17 lipca rano wyszedl z namiotu ale nie mogl poruszac sie o wlasnych silach. Wladze wenezuelskie za posrednictwem ambasady w Iranie probuja zdalnie zorganizowac akcje, sa pieniadze na helikoptery, brak jednak ludzi, ktorzy mogliby sie podjac wspinaczki i bardzo trudnej ewakuacji wyczerpanego alpinisty. Antonio ma sprawny radiotelefon i jest w kontakcie z baza. Nalezy on do najbardziej doswiadczonych wysokosciowcow Ameryki Poludniowej, wspina sie od 15 lat, byl na Cho Oyu, Gasherbrumie II, Sisha Pangma Central i na Everescie. W bazie bawi wyprawa japonska (kierownik Fukada Yasushi), nie jest jednak w stanie zorganizowac skutecznej pomocy. Jeszcze przy dobrej pogodzie, 8 lipca na szczycie byli alpinisci koreanscy i bulgarscy. Wydarzenia relacjonuje portal
MountEverest.net, najszczegolowiej zas hiszpanskojezyczna strona wyprawy
nangaparbat2006.explorart.com.
Z rannych (wtorek) depesz wynika, ze do dzialan wlaczyla sie agencja Adventure Tours Pakistan, ktora w Skardu przygotowala do odlotu helikopter z tragarzami i przewodnikami, nie wydaje sie jednak, by byli to ludzie zdolni do przeprowadzenia tak skomplikowanej operacji. Agencja wzywala doswiadczonych alpinistow do zglaszania sie do udzialu w akcji. Helikopter mial odleciec pod Nanga Parbat o godz. 8.30 czasu lokalnego. Z zeszlego roku pamietamy z Nanga Parbat brawurowa akcje pakistanskiego helikoptera wojskowego, czekajacy na pomoc alpinista znajdowal sie jednak znacznie nizej.
17.07.2006 |
KAZBEK WARSZAWSKO-LODZKICH OLDBOJOW |
07/2006 (62) |
Jak sie ma szczescie do pogody -- wszystko idzie jak z platka. Tak najkrocej podsumowac mozna wyjazd sporej grupy warszawsko-lodzkich oldbojow w Kaukaz Zachodni latem tego roku. Naszym celem byl oczywiscie Kazbek (5047 m.), piekny (chociaz latwy technicznie) szczyt -- najwyzszy na terenie obecnej Gruzji (
zdjecie). Organizatorem naszej eskapady byla agencja z Rygi prowadzona przez Zygmunta Grochowskiego, ktory sam tez wdrapal sie z nami na Kazbek, aby swiecic tam swoje 70. urodziny.
Autobusem dotarlismy z Warszawy do Rygi, samolotem do Tbilisi, a samochodem do wioski Kazbegi. Pogoda w gorach byla niespecjalna -- kilka razy dziennie nad dolina przewalaly sie gwaltowne burze, wyzej w gorach sypal snieg. W Kazbegi, gdzie kupowalismy zywnosc i fatalnej jakosci benzyne, powiedziano nam, ze z powodu zlych warunkow od miesiaca nie bylo zadnych wejsc na szczyt. Wynajelismy konie, ktore dowiozly nasz bagaz do czola lodowca, na wysokosc 3000 m. Tu spedzilismy dwie noce w namiotach, noszac na raty ladunki do dawnej stacji meteo (3600 m.), gdzie obecnie znajduje sie schronisko (zrujnowane jak prawie wszystko w Gruzji). Miejsce na podlodze kosztuje 5 dolarow USA ale ceny sa przedmiotem negocjacji, zwlaszcza ze chatar lubi mocne trunki. Gdy juz usadowilismy sie na dobre w schronisku, grupa mlodych Gruzinow wdarla sie na szczyt, zakladajac solidny szlak. Dzien pozniej na wierzcholku stanelo kilkunastu mlodych lotewskich klientow Zygmunta a takze on sam. Droga na Kazbek stanela otworem, zwlaszcza ze nasz zespol zrobil bardzo ladny, aklimatyzacyjny spacer po lodowcu do wysokosci 4300 m. Problemem pozostawala niepewna pogoda. Najmlodsi uczestnicy naszego wyjazdu -- Jan Kaminski (39) i Andrzej Perepeczo (50), przeniesli namiot na lodowiec (ok. 4400 m.) i 29 czerwca wdrapali sie na Kazbek przy kiepskiej pogodzie. My dostojnie odpoczywalismy (
zdjecie).
30 czerwca tuz po polnocy wyruszylismy ze schroniska -- przy wspanialej pogodzie i wysmienitych warunkach snieznych -- by po 8 godzinach zameldowac sie na szczycie. Tego dnia na Kazbeku byli : Andrzej Piekarczyk (67), Marek Grochowski (64), Jacek Komosinski (64), Andrzej Baron Sklodowski (62) oraz kandydaci na seniorow ? Piotr Pietrzak (56) i Marek Jozefiak (52). Nic dziwnego, ze sie udalo: byla przeciez z nami doktorka Iwona Mosiej-Sklodowska (
zdjecie), ktora rozdawala soki, witaminy i inne wielce uzyteczne pigulki. Nie ma to jak dobra opieka medyczna na szczycie. W schronisku mielismy nawet aparat do mierzenia cisnienia.
Po malym bankiecie, nastepnego dnia zeszlismy w pieknym sloncu do Kazbegi (
zdjecie), a dzielne gruzinskie konie zwiozly nasze plecaki. Gdy wchodzilismy do wioski zaczelo padac i lalo jak z cebra przez najblizszych kilka dni, kiedy to zwiedzalismy Tbilisi, jego muzea, stare i zupelnie nowe ruiny i inne liczne atrakcje (np. wysmienite knajpki z miejscowymi potrawami). Pod Kazbekiem spotykalismy niemal wylacznie turystow z Polski. Niektorzy przyjechali tu nawet na rowerach. Ale przy tragicznej infrastrukturze rejonu trudno sie dziwic, ze nie ma zbyt wielu chetnych z Zachodu do poznawania urokow Kaukazu.
W naszej wyprawie bral takze udzial Marek Janas, ktory byl na Kazbeku (podobnie jak i ja) ponad 30 lat temu. I nikt z nas nie mogl sie nadziwic szybkosci, z jaka Marek gubil i znajdowal liczne wazne rzeczy, np. zakupione prezenty. Marek zilustrowal ten tekscik pamiatkowymi fotkami. Towarzysko wyjazd byl fantastyczny; gorsko -- podobnie.. Czego wiecej oldbojom trzeba? Niczego.
Andrzej Baron Sklodowski
ANDRZEJ PIEKARCZYK UZUPELNIA:
Materialik przeczytalem, dla kompletnosci informacji dodalbym, ze poza wymienionymi osobami, w naszej eskapadzie uczestniczyli jeszcze:
1. Joanna Kurosz -- korespondentka szwedzkiej agencji prasowej w Moskwie, ktora dotarla do wysokosci bez mala 5000 m. Na zdjeciu stoi razem z Iwona i Andrzejem Sklodowskimi.
2. Jerzy Wielunski -- wycofal sie po nocy spedzonej w namiocie na wysokosci 4400 m.
Uczestnicy pochodza nie tylko z Warszawy i Lodzi: Janek Kaminski jest z Lublina, Andrzej Perepeczo z Oboloku (pod granica niemiecka) a Jerzy Wielunski z Bydgoszczy.
13.07.2006 |
WIESCI Z NEPALU |
07/2006 (62) |
Niedawno powolana Rada Turystyki Nepalu (NTB) rozwija kampanie promocyjna kraju, by -- po okresie krwawych zaburzen -- od nowa przyciagnac turystow z Azji i Zachodu. Opracowano logo reklamowe i slogan: "Oczywiscie, Nepal, ale raz nie wystarczy". Do Indii adresowane sa "nepalskie weekendy", do turystow z Zachodu -- "podroze przygodowe" i przyjazdy "chociaz raz w zyciu". Do akcji propagandowej wlaczyl sie wyprobowany przyjaciel kraju, Ed Hillary. NTB stara sie uczestniczyc we wszystkich targach turystycznych Azji Centralnej, jak np. niedawne III Swiatowe Targi Podrozy w Szanghaju.
Od szeregu lat obserwowany jest sezonowy przeplyw kwalifikowanych Szerpow z Nepalu do Indii, gdzie angazowani sa chetnie do obslugi trekingow w Ladakhu, Zanskarze i innych popularnych regionach. Ruch wzmaga sie tu wtedy, kiedy w Himalajach zamiera z powodu monsunu. "Ja jestem tu po raz pierwszy -- mowi 26-letni Chering Sherpa z Dolakha -- ale moi koledzy przyjezdzaja do Ladakhu co lato. Pracuje dla Divine Treks, nasze kwalifikacje sa w agencjach cenione i poszukiwane." (Nepali Times)
700 gosci uczestniczylo w Bernie w jubileuszu 50-lecia szwajcarskiej wyprawy, ktora pod wodza Alberta Egglera dokonala 18 maja 1956 r. pierwszego Wejscia na Lhotse i rownolegle II i III wejscia na Everest. Tematem dyskusji panelowej byla rola Szerpow w historii himalaizmu. W ich imieniu wystapila Szerpanka Pemba Doma. Uroczystosc uswietnili trzej zyjacy jeszcze uczestnicy wyprawy, wsrod nich 86-letni Ernst Reiss (
zdjecie), ktory z humorem zrelacjonowal przebieg wejscia na Lhotse. "Ty, Fritz, teraz to juz jestesmy naprawde na czubku" -- powiedzial do Luchsingera, kiedy nie bylo juz dalszej drogi w gore. Byl tez czlonek wyprawy z r. 1952 Jean-- Jacques Asper, ktory wslawil sie brawurowa wspinaczka w lodospadzie Khumbu. W Nepalu obchody jubileuszowe przelozono na 11 grudnia.
W Katmandu przygotowywana jest wyprawa na Everest majaca uczcic ostatnie zwyciestwo sil demokratycznych w Nepalu. Piecioosobowy team "Demokratycznej Wyprawy na Everest 2006" wyniesie na szczyt flage kraju ale takze flagi Siedmiu Partii i zdjecia meczennikow przewrotu. Wyprawa bedzie kierowal Inshu Rai z Kotangu, w jej sklad wejda Ang Ngima Sherpa, Pasang Sherpa, Santoshi Basnet i Bhuvan Rai Jubhing z Solokhumbu.
29 maja kazdego roku urzadzany jest 42-kilometrowy Maraton Everestowski im. Hillaryego i Tenzinga. Data biegu ma przypominac historyczny wyczyn tej dwojki z roku 1953. Miejscem startu jest baza pod Everestem (5356 m), meta -- dolny koniec Namche Bazar (3446 m). Jest zrozumiale, ze z uwagi na wrodzone dostosowanie do wysokosci zwyciezaja -- i to z duza przewaga -- zawodnicy miejscowi: w tym roku Deepak Rai 3 h 28 min 27 sek i pani Ang Dami Sherpa 5 h 6 min 55 sek. W grupie obcokrajowcow pierwsze miejsce zajal Amerykanin Tom Perkins (6 h 1 min i 24 sek). A co na to nasz maratonczyk, Gierek Malaczynski?
8 lipca towarzystwo "Canada Forum for Nepal" urzadzilo w Ottawie "Dzien Nepalu". Impreze zakonczyla multimedialna prelekcja Andrew Brasha, ktory aktywnie uczestniczyl w akcji ratowania Lincolna Halla. "Porwal sluchaczy dramatyzmem opowiesci o tej niezwyklej operacji i glebia swoich wlasnych przezyc, kiedy dla ratowania zycia ludzkiego przyszlo mu poswiecic bliski szczyt Everestu, jego marzenie z szeregu miesiecy." Ta trudna decyzja -- twierdzi -- w pozytywnym sensie przeformowala jego psychike i hierarchie wartosci, jakiej sie wczesniej trzymal. Wsrod 200 sluchaczy byla ex- minister spraw zagranicznych Kanady, pani Flora MacDonald.
Himalaje to za malo -- Nepal idzie z duchem czasu i chce miec tez sztuczne sciany. W kompleksie Muzeum Alpinizmu w Pokharze otwarto ostatnio 23-metrowej wysokosci sztuczna sciane, wybudowana z pomoca techniczna i projektowa specjalistow francuskich i nazwana imieniem pierwszego zdobywcy Annapurny, Maurice Herzoga. Otwarcia dokonal ambasador Francji Michel Jolivet, z ktorego rak symboliczny klucz przejal prezes Nepalskiego Zwiazku Alpinizmu, Ang Tshering Sherpa. Na scianie mozna rozgrywac sredniej wielkosci meetingi i zawody.
12.07.2006 |
PIOTR MORAWSKI TEZ NA BROAD PEAKU |
07/2006 (62) |
W niedziele 9 lipca o godzinie 12 czasu lokalnego Piotr Morawski wszedl samotnie na glowny szczyt Broad Peaka (8047 m). Piotr atakowal szczyt juz dzien wczesniej, razem z Piotrem Pustelnikiem (HiMountain Team) i Slowakiem Peterem Hamorem, ale gdy na przeleczy, na wysokosci 7900 m, spotkali oni potrzebujacego pomocy zdeteriorowanego wspinacza z Austrii, postanowiono, ze sprowadzi go do obozu 3. Pustelnik i Hamor kontynuowali wspinaczke do szczytu. Wkrotce natrafili na niezyjacego juz partnera Austriaka, kierownika wyprawy -- Markusa Kronthalera. Pustelnik i Hamor staneli na glownym wierzcholku 8 lipca o godzinie 14. Obaj powrocili juz do bazy na wysokosc 4500 m. Piotr Morawski, razem z Kinga Baranowska (HiMountain Team) i Piotrem Rusowiczem sa w obozie 3 na wysokosci 7200 m. Do bazy chcieliby dotrzec w dniu dzisiejszym (10 lipca) wieczorem. Broad Peak jest trzecim masywem 8-tysiecznym zdobyty przez wyprawe Himalajski Tryptyk w tym roku. W kwietniu Piotr Morawski i Peter Hamor weszli na Cho Oyu (8201 m), w maju Peter Hamor stanal na glownym wierzcholku Annapurny (8091 m) a Piotr Pustelnik i Piotr Morawski na wierzcholku Annapurny Wschodniej (8010 m).
W miare naplywu informacji z innych wypraw prostowane sa niektore wczesniejsze komunikaty. Dunczyk Wilco van Rooijen i Irlandczyk Gerrard McDonnell, jak sie teraz okazuje, 6 lipca nie zdobyli szczytu glownego, a tylko przedwierzcholek -- Rocky Summit (8027 m). Zdobywcow Broad Peaka jest wiec 265 (
zdjecie).
Sytuacja na Broad Peaku w tych dniach nie jest latwa. W gorze znajduja sie w klopotach zespoly innych wypraw. Wszystko to nie wplywa najlepiej na nasz polsko-slowacki zespol. Jak wiadomo, planowal on jeszcze jedna wspinaczke -- nowa droga, w stylu alpejskim poludniowa grania z drugiej strony masywu. Kiedy wszyscy uczestnicy spotkaja sie w bazie czeka ich najprawdopodobniej decyzja, czy po trudnych dniach spedzonych na drodze normalnej, po akcji ratunkowej i spotkaniu z niezyjacym Markusem, podejma sie wspinaczki nowa droga na zdobyty juz przez nich szczyt.
Artur Hajzer (HiMountain)
09.07.2006 |
ZACZAL SIE SEZON LETNI |
07/2006 (62) |
Na stronach internetowych nie umilkly jeszcze polemiki na temat majowych wydarzen na Everescie, a w Karakorum sezon letni juz wszedl w faze atakow szczytowych. Pierwsi zameldowali o sukcesach przebojowi Slowacy Dodo Kopold i Gabo Cmarik (zob.
GS 06/06). Potem skalnych wspinaczek bylo wiecej, a pod koniec czerwca nastapily pierwsze z seryjnych wejsc na Broad Peak. 8 lipca "Bylgarski flag" zalopotal na Nanga Parbat, na ktorej staneli Dojczin Bojanow i 48-letni Nikolaj Petkow. Markus Walter i Bruce Normand z saskiego klubu wycofujac sie z Batury 5 lipca zdobyli na pocieszenie dziewiczy Nadin Sar (6211 m). Jak to juz zapowiadalismy w "Glosie Seniora", realizowane sa tez bardziej ambitne zamierzenia. Do ciekawszych geograficznie nalezy atak szwajcarskiej ekipy Karla Koblera na Gasherbrum II od strony tybetanskiej, skad formacja dominujaca jest Gasherbrum II Wschodni. Z zaciekawieniem ogladamy zdjecia Gasherbrumow od tamtej strony (
zdjecie). Portale rosyjskie biezaco informuja o postepach kwintetu Ruczkina na polnocnym filarze Masherbruma, gdzie zespol dotarl do wysokosci 5550 m, nie zdolal jednak znalezc miejsca na glowny oboz operacyjny. Mniej informacji mamy z Gasherbruma IV, na ktorym trzy zespoly zapowiedzialy realizacje rownie trudnych projektow. Jednym z nich jest nowa droga -- "jak teren pusci" -- na zachodniej scianie, w wykonaniu hiszpanskiej dwojki Jordi Corminas -- Oriol Baro, innym -- zamiar dwojki niemieckiej Michi Warthl i David Gottler, ktora po wejsciu na G II chce zaatakowac G IV dziewicza grania poludniowo-zachodnia.
W poczatku lipca w Karakorum przez kilka dni wietrzna pogoda zatrzymala zespoly w bazie, ale obiecujace prognozy sprawily, ze znow zaczely sie szturmy. W tych dniach pogoda jest bardzo ladna i zespoly nerwowo pra do szczytow, niepewne co bedzie za tydzien lub dwa. Lada dzien moze pasc wierzcholek K2. Ludzi w wezlowych punktach gor jest mnostwo. Pod Gasherbrumem II bawi 25 wypraw, pod K2 -- 15. W calej Azji Centralnej tloczniej jest chyba tylko pod Pikiem Lenina, gdzie aktualnie obozuje kilkadziesiat wypraw z 21 krajow (w tym wyprawa polska).
Rozpoczely tez dzialalnosc nasze wyprawy w Karakorum. Z radia uslyszelismy meldunek Jacka Telera, ktory w pojedynke wyruszyl pod K2, by drugi szczyt Ziemi zaatakowac samotnie i bez sprzetu tlenowego. Po drodze spotkal podobnego do siebie soliste z Irlandii, z ktorym polaczyl sie w szybka dwojke. Jak wynika z ostatnich doniesien, maja oni juz oboz I a dzisiaj moze i II. Wyprawa Trzech Piotrow na Broad Peak tez juz rozwinela dzialalnosc, na razie na aklimatyzacyjnej drodze normalnej, gdzie zalozyla obozy I, II i III (7200 m). Komplikacje spowodowal wypadek tragarza, ktory zlamal noge i musial byc ewakuowany do szpitala. Plan przewidywal, ze normalna droga pojda na szczyt Kinga Baranowska i Andrzej Rusowicz, podczas gdy trojka Piotrow przerzuci sie na gran poludniowa a z rozbitych obecnie namiotow skorzysta przy zejsciu. W piatek plan zmodyfikowano: Pustelnik, Hamor i Morawski postanowili zrobic uzytek z dobrych warunkow i odbyc szybki wypad na Broad Peak -- niezaleznie od pozniejszego wejscia nowa droga. W sobote 8 lipca -- niemal z marszu -- szczyt osiagneli Pustelnik i Hamor, po drodze natkneli sie na zwloki martwego Austriaka. Morawski zawrocil z przeleczy 7900 m, by sprowadzic do obozu III wyczerpanego drugiego Austriaka. Po dalsze szczegoly odsylamy Czytelnikow do strony
himountain.pl i do jak zawsze dobrze poinformowanej strony PZA (
pza.org.pl). W drodze pod Gasherbrum I winna byc grupa Anny Czerwinskiej, do bazy pod Gasherbrumem II zbliza sie wyprawa Krzysztofa Wielickiego z Januszem Majerem i Ryszardem Pawlowskim w skladzie. Ekipe tworzy 12 alpinistow oraz dwa niezalezne 2-osobowe zespoly z Czech i Polski. Brak swiezych doniesien od Pasu Sar Expedition 7478 m, ktora nie ma telefonu satelitarnego. Z Islamabadu agencje informuja o cennych dla wypraw posunieciach organizacyjnych wladz pakistanskich: przybywajacy turysci beda otrzymywali wizy bezposrednio na lotnisku, bez uprzednich staran i aplikacji. Regulacja ta ma objac gosci z 23 krajow.
I jeszcze wiadomosc specjalnie dla starszych rocznikow. W dniu 4 lipca Andrzej Sklodowski nadeslal nam krotki meldunek z Kaukazu: "Pisze z Tbilisi z informacja o naszym sukcesie na Kazbeku (5047 m). Weszlismy na ten piekny szczyt wieksza grupa, a byli w jej skladzie Iwona oraz (mlodsi) seniorzy Andrzej Piekarczyk, Marek Grochowski, Andrzej Drut Komosinski, Piotr Pietrzak zwany Ladnym i ja, Andrzej Sklodowski czyli Baron. Pogoda byla wspaniala, teraz w Tbilisi leje jak w Tatrach." Pozdrowienia od "zwycieskiej Wyprawy Geriatrycznej" przyslal tez Marek Janas.
07.07.2006 |
ANKA NA MAKALU |
07/2006 (62) |
Wiosna tego roku, w sezonie przedmonsunowym, uczestniczylam razem w Jerzym Natkanskim w wyprawie na piaty co do wysokosci szczyt Ziemi, Makalu (8463 m). 31 marca po dlugim locie Warszawa -- Moskwa -- Delhi o 13.30 wyladowalismy w Katmandu. Spotkalismy tam uczestnikow "Everest Falvit Expedition" a takze alpinistow wloskich, z ktorymi mielismy dzialac na naszej gorze. Formalnie bylismy uczestnikami wyprawy wloskiej, w rzeczywistosci stanowilismy odrebny i niezalezny sprzetowo zespol, mielismy tez wlasnego Szerpe (byl nim 21-letni Tsiring) oraz wlasna baze i kuchnie.
Aklimatyzacja i przelot
Aby uniknac dlugiego i trudnego wiosna pieszego podejscia pod Makalu, przeprowadzilismy w dniach 3--15 kwietnia wstepna aklimatyzacje, odbywajac treking w rejon Solo Khumbu. 3 kwietnia o 6.30 rano polecielismy z Katmandu do Lukli (2800 m). To male lotnisko, polozone na lagodnym zboczu, obsluguje wiekszosc ruchu turystycznego w rejonie Solo Khumbu. Stanowi ono poczatek tzw. Everest Trail, najpopularniejszego szlaku wycieczkowego w Nepalu. Liczne posterunki wojska gwarantuja, ze maoisci nie niepokoja tu przyjezdnych. Aklimatyzacje odbywalismy stopniowo, utrzymujac umiarkowane tempo. 9 kwietnia stanelismy na szczycie Kala Pattar (5530 m), skad roztoczyl sie piekny widok na Everest, Lhotse, Nuptse i morze innych szczytow. Dzien pozniej podeszlismy do bazy pod Pumori (5400 m), gdzie nasza aklimatyzacje uznalismy za wystarczajaca: mimo zimnych nocy i nienajlepszej pogody czulismy sie calkiem dobrze. Gdy 11 kwietnia rozpoczelismy zejscie, w dolinach rozkwitly juz rododendrony i wedrowalismy wsrod tysiecy kwiatow. W trekingu uczestniczyla tez zona Jurka, Magda.
|
Przylot do dolnej bazy, w glebi masyw Makalu
|
Z Lukli pod Makalu mial nas przerzucic helikopter. Przyleciala potezna lecz nie najlepiej wygladajaca maszyna. Aby mogla ona osiagnac wysokosc bazy pod Makalu (4800 m), piloci musieli ja odciazyc. M.in. wymontowali fotele i spuscili okolo pol tony paliwa. 16 kwietnia przelecielismy z Lukli do dolnej bazy pod Makalu. Helikopter siadl na plaskim miejscu, pilot nie wylaczyl silnika. Szybko wyladowalismy bagaz i maszyna znow oderwala sie od ziemi. W namiotach bazy zastalismy Wlochow, ktorzy dwa dni wczesniej dotarli tu normalnym szlakiem podejsciowym. Poniewaz byla akurat Wielkanoc, podzielili sie z nami jajkami i ciastem. Jurek postawil na stole baranka. Makalu bylo w tym sezonie wloska gora. Dzialaly tu ich 3 wyprawy: jedna byla juz w gornej bazie, druga witala nas na dole, trzecia miala dotrzec pozniej.
Zakladanie obozow
17 kwietnia wszyscy podeszlismy lodowcem Barun do gornej bazy, polozonej na wysokosci dorownujacej czubkowi kaukaskiego Elbrusa (5600 m). Droga byla dluga i bardzo uciazliwa, razem z nami szla grupa tragarzy niosacych pierwsza partie ladunkow. Po 10 godzinach marszu dostrzeglismy gorna baze, z ulga tez stwierdzilismy, ze nasza kuchnia juz stoi. Nareszcie w domu! Niestety, w nocy pogoda zalamala sie. Dwudniowy silny opad sniegu odcial nas w gornej bazie i trzeba bylo czekac az tragarze beda mogli pokonac lodowiec i doniesc reszte ladunkow. Bylismy bez zywnosci i bez sprzetu. Mimo to dwukrotnie wyszlismy ponad baze, za drugim razem zostawilismy na wysokosci 6000 m namiot przeznaczony na depozyt.
24 kwietnia byl dniem uroczystej puji, po ktorej wyruszylismy znowu w gore, by przespac noc na wysokosci 6000 m. Nastepnego dnia rano we troje z Jurkiem i Tsiringiem doszlismy do 6400 m, gdzie na wyrabanej platformie rozbilismy namiot. Tsiring wrocil do bazy, my spedzilismy tutaj wietrzna i zimna noc. Nastepnego dnia przesunelismy namiot o 100 m w gore i na wysokosci 6500 m przenocowalismy ponownie, by w silnym wietrze wrocic do bazy. W nocy wichura zdemolowala baze: padly namioty kuchenne i niektore osobiste uczestnikow. Zaczely sie tez klopoty ze zdrowiem Jurka: bol gardla, goraczka. 2 maja przenieslismy namiot na wysokosc 6600 m, blizej kuluaru prowadzacego na Makalu La -- latwiej byloby go tam znalezc w razie niepogody.
Poreczowanie kuluaru prowadzone bylo przez wszystkich i trwalo dlugo ze wzgledu na duze ilosci sniegu. Tsiring wykonal mase pracy i inni Szerpowie zaczeli go odtad traktowac z pelnym uznaniem -- wczesniej zachowywali sie lekcewazaco, z racji jego mlodego wieku. 12 i 13 maja zalozylismy razem z Tsiringiem oboz II (7400 m) na Makalu La (Jurka wylaczylo wtedy z akcji zapalenie krtani). Noc byla potwornie zimna, ale jakos udalo mi sie zasnac. Namiot rozbilismy w zaglebieniu terenu i dla ochrony przed wiatrami umocnilismy go jak tylko sie dalo. W drodze zejsciowej zatrzymalam sie na noc w "jedynce", podczas gdy Tsiring zbiegl do bazy. Schodzac 14 maja z uskoku lodowca wyrywalam poreczowki spod nawianego sniegu. W pewnym momencie cale zbocze runelo mi sie na glowe. Nie bylo gdzie uciekac. Owinelam lina rece i polozylam sie na stoku. Snieg przewalil sie przeze mnie, by w dole zastygnac w duzym lawinisku. Wygralam!
Nastepny raz wyszlismy juz we trojke. 21 maja dotarlismy do obozu I, 22 maja -- do "dwojki" na Makalu La. Humory dopisywaly -- nasz namiot przetrwal a Jurek czul sie dobrze. Nastepnego dnia, 23 maja, przenieslismy namiot do obozu III (7600 m). Pogoda byla piekna i bezwietrzna -- monsun wyraznie chcial nam dac szanse.
Biwak na 8250
24 maja i my, i Wlosi wyruszylismy w strone szczytu. Oboje z Jurkiem grzebalismy sie troche i namiot opuscilismy dopiero okolo piatej. Warunki byly dobre, wiec -- nie korzystajac z tlenu -- ruszylam ostro do gory. Mielismy wlaczone radiotelefony i kontakt byl staly. Po 2 godzinach od wyjscia z obozu doszlam do serakow. "Jurek, wlaczam tlen" -- powiedzialam. Po godzinie seraki skonczyly sie. "Jurek, wychodze z lodospadu, ide za dwojka Wlochow." Dalsza droga wiodla stromym lodowym zboczem, widoczne w gorze skaly przyblizaly sie wolno. Dostrzeglam wspinajacych sie tam ludzi. "Jurek, skrecam w lewo na skaly" -- powiedzialam do mikrofonu. Grzeda byla stroma a skaly rudne. Maska ograniczala mi widocznosc a przy duzym wysilku tamowala doplyw powietrza, po prostu dusilam sie. Do diabla z tlenem! Zakrecilam reduktor i maske zsunelam na szyje. Od razu poczulam sie lepiej. Dotarlam do litych pomaranczowych skal. Byly piekne. Z gory ktos schodzil. Poznalam Tsiringa, szedl z dwoma Wlochami. Spytal, czemu nie wracam. No wlasnie, czemu? "Do szczytu jeszcze 4--5 godzin" -- powiedzial, chcac mnie zniechecic do kontynuowania drogi. Uslyszalam swoja wlasna odpowiedz: "zabiwakuje!" Szlam dalej goniac uciekajacych przede mna Wlochow. Dwaj inni juz schodzili, mowili, ze byli na szczycie i ze to jeszcze kawal drogi. Tymczasem idacy przede mna wciaz sie wspinali.
Ale nadchodzacy zmrok ostrzegl mnie, ze trzeba szukac miejsca na biwak. "Jurek, biwakuje, wysokosc 8250 metrow" -- rzucilam do radiotelefonu, watpilam jednak czy Jurek mnie slyszy. (Jak sie pozniej okazalo zawrocil z wysokosci okolo 8000 metrow i noca dotarl do obozu trzeciego). Nie znalazlam dobrego miejsca, sniegu bylo zbyt malo, by wykopac jame, zdolalam tylko wygrzebac niezbyt gleboki grajdol. Wrzucilam do niego plecak i nie zdejmujac rakow siadlam na nim. Wiedzialam, ze nie wolno mi zasnac. Troche po godzinie 20. przeszli kolo mnie Wlosi, ktorych tak zaciekle gonilam. Wracali ze szczytu. Patrzyli na mnie ze wspolczuciem i obawa. Obawa, czy przezyje? A moze czy nie poprosze ich o pomoc? Potem otaczala mnie juz tylko ciemnosc. 9 godzin biwaku, czyli 540 minut, kazda to 60 sekund -- trudna proba wytrwalosci i samozaparcia. Oprocz kombinezonu nie mialam nic, czym moglabym odgrodzic sie od otaczajacej mnie czarnej i mroznej przestrzeni. Nie spac, nie patrzec na zegarek, bo powolnosc uplywajacego czasu moze zabic. Gdzies okolo polnocy w dole zaczelo sie blyskac. Mialam swiadomosc zagrozenia i postanowilam, ze jesli burza uniesie sie, musze znalezc sily i schodzic za wszelka cene. Na szczescie burza pozostala na dole. Tymczasem robilo sie coraz zimniej. Podczas biwaku nie korzystalam z tlenu, mimo ze butla byla tuz obok. Balam sie, ze wdychajac lodowate powietrze wzbogacone rownie lodowatym tlenem odmroze sobie pluca.
Wyzej juz nie puszcza
Troche przed piata horyzont na wschodzie rozjasnil sie a snieg i skaly zaczely nabierac barw. O 5.30 uznalam, ze czas proby minal, zostawilam tlen na biwaku i -- liczac tylko na swoje sily -- ruszylam do gory. To nie byla latwa droga: kruche skaly, lod, ekspozycja. Bylam zupelnie sama i swiadomosc skutkow kazdego bledu trzymala mnie za gardlo jak stryczek. Gran szczytowa nie dala mi nic, poza fantastycznymi widokami, ktorych nawet nie bylam w stanie docenic. Jedno, drugie wzniesienie, teraz sniezna turnia, ale to jeszcze nie szczyt. Przede mna wyrastal kolejny wierzcholek. Byla 8.30. Wyciagnelam radiotelefon: "Jurek, jestem juz blisko!" Odpowiedzial mi Tsiring: "Tam nie jest trudno, idz do gory!" -- "Dzieki Tsiring -- tego potrzebowalam." Tuz pod szczytem obsunela mi sie noga i uderzylam twarza w skalny stopien. Z rozcietej wargi trysnela krew. Na szczycie po prostu ulga, ze to juz koniec, ze wyzej nie trzeba. Byla 9.20. Staralam sie robic zdjecia, bo pogoda byla piekna i chcialam na cale zycie zachowac ten widok, na ktory tak dlugo musialam pracowac. Zostawilam lodowa srube z fioletowa petla i powoli ruszylam w dol.
|
|
Do miejsca biwaku szlo mi sie dobrze, natomiast nizej dlugotrwaly brak tlenu wywolywal halucynacje. Najpierw mialam wrazenie, ze jestem w Tatrach, potem widzialam na zboczu Szerpow i jakby oboz. Nizej wydawalo mi sie, ze jestem w wielkim bialym namiocie a w gorze pali sie potezna lampa. Az wreszcie spostrzeglam -- juz realnie -- ze ktos wychodzi mi naprzeciw. Byl to Tsiring, ktory poprowadzil mnie do namiotu w obozie trzecim.
Od jakiegos czasu mialam swiadomosc, ze moje palce u rak sa pozbawione czucia. Teraz, w swietle latarki, wydaly mi sie ciemnoszare. Odmrozenia, amputacje, koniec ze wspinaniem! Na sile wlalam w siebie cala menazke herbaty. Zasypialam mocno wierzac, ze nie bedzie najgorzej. I obudzilam sie, zeby stwierdzic, ze wszystko cofnelo sie, a palce sa cieple i sprawne. Po prostu cud!
26 maja po ciezkiej nocy w obozie trzecim trzeba bylo wracac. Spakowalismy wszystko, smieci zakopalismy smieci i powoli ruszylismy w dol. Droga do Makalu La trwala dluzej, anizeli podejscie, a zejscie kuluarem stalo sie prawdziwa udreka, gdyz liny byly bardzo napiete i nie mozna w nie bylo wpinac przyrzadow zjazdowych. Dotarcie do obozu pierwszego mialo smak sukcesu. Pogoda byla piekna, noc ciepla.
27 maja bylismy w bazie. Od polowy drogi schodzilismy w snieznej zamieci, wrocilismy przemoczeni i zupelnie wyczerpani. Wlosi zeszli juz do dalszej bazy, by poleciec w dol helikopterem, zabrali ze soba generator, co uniemozliwilo nam naladowanie telefonu satelitarnego i wyslanie wiadomosci. Karawana powrotna zajela nam dni od 29 maja do 2 czerwca. Bylo nielatwo. Szalal monsun, wezbraly potoki, dokuczaly pijawki i bloto a takze glod i brak lacznosci. Dopiero dzien przed lotniskiem w Tumlingtar wyslalismy kuchcika z meldunkiem, ze zyjemy. 3 czerwca zabral nas stamtad maly samolocik. Po 6 dniach ciezkiego zejscia w pelni monsunu -- bylismy w Katmandu, gdzie nastepny dzien wypelnily nam formalnosci wyjazdowe.
Do Polski wrocilismy 6 czerwca ta sama trasa przez Delhi i Moskwe. W Warszawie czekalo nas mile przyjacielskie powitanie, bagaz na szczescie byl w calosci. Wiedzialam juz, ze za miesiac polece do Pakistanu na Gasherbrum I (8068 m).
Anka Czerwinska