GS/0000 LESZEK LACKI 1934–2016 10/2016
[Leszek Lacki]
Leszek Lacki jako student III roku i zaawansowany taternik
Urodzil sie w Warszawie 10 czerwca 1934 roku. Jego pelne nazwisko brzmialo Korzbok-Lacki, nigdy jednak tej formy nie uzywal. Po studiach na Wydziale Komunikacji Politechniki Warszawskiej byl inzynierem-automatykiem, autorem i wspolautorem kilku zarejestrowanych opatentowan. Dlugie lata pracowal w Centralnym Osrodku Badan i Rozwoju Techniki Kolejnictwa i w Zakladach Elektronicznych Warel. Tatry zobaczyl po raz pierwszy w r. 1948 podczas wycieczki harcerskiej. Zachwycil sie nimi i siegnal do skapej wowczas literatury. Z ksiazek poznal zasady asekuracji i w r. 1952 sam sprobowal wspinaczki. Towarzyszyl mu kolega z Bydgoszczy, Janusz Szczesny. Sprzet wykonal wlasnorecznie, karabinki i line nabyl w sklepie z przyborami dla strazy pozarnych. W gorach poznal wtedy czlonkow KW z Torunia, Leszka Michalskiego oraz Lucyne i Jerzego Tomaszewskich. Oni doradzili mu wstapienie do Klubu, a sami doszkolili go w technice wspinania. Do Kola Torunskiego KW zostal przyjety 30 wrzesnia 1952 roku. Jesienia 1952 przeniosl sie do Warszawy i wstapil do Kola Warszawskiego KW. W sezonie 1953 poznal tatrzanska zime – towarzyszyli mu Janusz Szczesny, Marek Kryszewski i Bronislaw Dabski. W dniu 10 marca 1954 wraz z Orestem Czabakiem, Jerzym Sawickim, Januszem Szczesnym, Wojciechem Szymanskim i Andrzejem Zawada uczestniczyl w pamietnej wspinaczce na Zabi Szczyt Nizni, kiedy to WOP przeprowadzil pokazowa oblawe, opisana szczegolowo w broszurce Biblioteczki Historycznej Glosu Seniora „Strzaly na Zabim Niznim” – autorzy Leszek Lacki i Wojciech Szymanski, BHGS 7 (2001).
W Tatrach wspinal sie regularnie. W trakcie 37-osobowego obozu zimowego Sekcji Alpinizmu w r. 1956 przeszedl z Andrzejem Niesiolowskim lewa czesc pn. sciany Swistowego Szczytu (II p. zim., I polskie, 25–26 IV, „Oscypek” 18 s. 40). Latem tego roku wzial udzial w wyjezdzie Sekcji w Alpy Otztalskie, poznajac kilka duzych drog lodowo-skalnych. Wraz z Bogna Skoczylas, Wanda Stefanska i Zbigniewem Wisniowskim pokonal lodowa pn. sciane Similaun (3607 m, 1 VIII 1956). W tym samym sezonie w Tatrach przeszedl z Bogna Skoczylas droge Lapinskiego na wsch. scianie Mnicha – bylo to 13. przejscie tej drogi i pierwsze z udzialem kobiety.
Po szkoleniu instruktorskim uczestniczyl jako instruktor w licznych kursach i obozach w Tatrach Polskich i Slowackich. W r. 1959 w specyfike zimy wprowadzal Eugeniusza Chrobaka. W trakcie jednego z kursow instruktorzy Krzysztof Berbeka, Maciej Gryczynski i Leszek Lacki przeszli jako pierwsi w zimie droge Dorawskiego na pn.-wsch. scianie Swinicy. Latem 1958 r. wszedl w sklad ekipy KW, ktora pod wodza Piotra Zoltowskiego wyjechala w Alpy Delfinatu we Francji. Mimo problemow z aklimatyzacja przeszedl tam 4 drogi skalno-lodowe, m.in. 5 wrzesnia droge scianowa na szczyt Les Ecrins (4102 m). Najtrudniejsza z drog byl pokonany 12 wrzesnia lodowy kuluar polnocny na Col du Pelvoux – z Zofia Strumillo i Maciejem Bernadtem.
Na przelomie lat 50. i 60. przeszedl wiele drog ze swoja pierwsza zona, Wanda Bleszynska. Do najtrudniejszych nalezaly droga Birkenmajera na zach. scianie Lomnicy i hakowy „kant” Zamarlej Turni. W zimie byly to m.in. cenione wowczas drogi, takie jak pn. Mieguszowieckiego Szczytu, pn.-zach. Niznich Rysow, wsch. Mieguszowieckiego droga Swierza (I p. zimowe w zespole mieszanym). Do wazniejszych drog na Slowacji nalezaly wsch. sciana Malego Durnego i wejscie na Lodowa Przelecz Wyznia z Doliny Czarnej. Wraz z Ewa Kulinska i Andrzejem Sobolewskim dokonal III zimowego przejscia drogi Korosadowicza na Kazalnicy. Przez wszystkie lata uprawial narciarstwo, zjezdzal z trudnych szczytow i przeleczy, m.in. z Rohatki, z Jerzym Wehrem przebyl na nartach gran Tatr Zachodnich.
[Wojciech Kurtyka, Andrzej Paczkowski, Tadeusz Solicki, Leszek Lacki]
Wrzesien 1983 r., Karczmisko. Od lewej: Wojtek Kurtyka, Andrzej Paczkowski, Tadeusz Solicki i Leszek Lacki. Fot. Jozef Nyka
W latach 60. bywal kierownikiem ekip na alpiniady w Bulgarii. Podczas pierwszej wspinal sie na wapieniach w okolicy Wracy. Wraz z Markiem Jareckim dokonal I przejscia filara Babek, co uznano za jedno z czolowych osiagniec imprezy (19 IX 1963). W czasie drugiego wyjazdu wspinal sie w gorach Rily. Nie byl czlonkiem GOPR, ale wlaczal sie do akcji ratowniczych. Do najtrudniejszych zaliczal 100-metrowy zimowy nocny zjazd w pn. scianie Mieguszowieckiego do dwojki wspinaczy, ktorzy wzywali pomocy. Wyprowadzono ich zachodem do Kotla Mieguszowieckiego. Wespol z Krzysztofem Berbeka wyciagal w zimie ze Zlebu Staniszewskiego wspinacza z NRD.
W ostatnich dekadach XX wieku organizowal w 2 lub 3 osoby wyjazdy w Himalaje i Karakorum, m.in. pokonujac wysokie lodowe przelecze. W r. 1981 z Tadeuszem Jankowskim przeszedl z Namche Bazar do doliny Rolwaling przez przelecz Labtsa (5755 m), w 1986 z Michalem Burczykiem i Piotrem Jedlikowskim – z doliny Kumbu do Gokio przez przelecz Cho La (5420 m). W Karakorum z Teresa Bucholtz i Janem Serafinem dotarl przez Baltoro do bazy pod Gasherbrumami.
Jedna z jego zyciowych pasji byla praca spoleczna. Wybierano go do zarzadu Kola Warszawskiego KW, m.in. z funkcja wiceprezesa. Kilka razy wchodzil w sklad ZG KW, sprawujac funkcje skarbnika (1960–63) i wiceprezesa (1965–67). W kadencji 1963–65 byl prezesem Klubu Wysokogorskiego. Po powstaniu PZA kilka razy (m.in. 1977, 1980) wybierano go do Komisji Rewizyjnej, takze jako jej przewodniczacego. W kwietniu 1953 r. byl wsrod zalozycieli Sekcji Taternickiej PTTK, z ktorej po zmianach nazwy w r. 1961 wylonil sie Stoleczny Klub Tatrzanski. Regularnie uczestniczyl w walnych zjazdach PZA, w tym roku (2016) przewodniczyl zjazdowej Komisji Etyki, ktorej prace zrelacjonowal w „Taterniku” 2/2016. W r. 2001 otrzymal godnosc czlonka honorowego Klubu Wysokogorskiego Warszawa, w r. 2007 deczyzja XII Walnego Zjazdu (w Podlesicach) zostal czlonkiem honorowym PZA.
[Piotr Zoltowski, Leszek Lacki, Nana Dobrogowska]
Spotkanie Seniorow nad Morskim Okiem. Od lwej Piotr Zoltowski, Leszek Lacki i Nana Drogowska.
Mimo klopotow ze stawami i sercem byl wciaz bardzo aktywny. W maju br. uczestniczyl w zlocie seniorow, a potem – jak kazdego lata – z zona Marysia odbyl wycieczke krajoznawcza za granice – tym razem na Morawy (rok wczesniej byla Rumunia). Nalezal do dzialaczy ogarniajacych pamiecia – swietna zreszta – niemal cale powojenne dzieje alpinizmu polskiego, znal Gronskiego, Zulawskiego, Dorawskiego, Paryskiego, Fritza Wiessnera, Jeana Franco, lorda Hunta i wiele innych prominentnych osobistosci. Szkoda, ze nie zostal pod tym katem przepytany przez „Taternika” czy „Gory”. Z pasja porzadkowal swoje zbiory zdjec i archiwaliow. Wylacznie jego inicjatywie i zabiegom zawdzieczamy to, ze w Zlotym Kregu Gloria Optimis na Bielanach znalazly sie az 3 gorskie tablice – Kukuczki, Wandy Rutkiewicz i Zawady. W maju br. na naszych lamach (GS 5/16) pozegnal partnera z Tatr i z Himalajow, Tadka Jankowskiego, wspominajac wspolne gorskie przygody. Do biezacego numeru GS przygotowywal biogram Piotra Zoltowskiego. Tydzien temu zadzwonil, ze musi prace odlozyc na pare dni, gdyz zle sie poczul – „goraczka, zlapala mnie jakas grypka”. Wiadomosc od Hani Wiktorowskiej o jego smierci w dniu 22 pazdziernika byla prawdziwym gromem z jasnego nieba. Spoczal na Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym w Warszawie. Zegnamy go z glebokim smutkiem, a do Zony i Bliskich kierujemy slowa wspolczucia i zapewnienia, ze Leszek bedzie zyl nadal w naszych wspomnieniach i naszej serdecznej pamieci.
Jozef Nyka
(Tekst sporzadzony z wykorzystaniem zapiskow Leszka)
GS/0000 NAD KAMIENIEM CZY WALENTKOWA? 10/2016
Na wycinku mapy z r. 1881 opublikowanym w internetowej wersji GS 9/16 naszych czytelnikow zaintrygowala nazwa „Nad Kamieniem” w miejscu dzisiejszej Walentkowej. Nie, to nie byla – jak napisal jeden z nich – „gruba pomylka kartografow”. Zdarzalo sie kiedys czesto, ze szczyty mialy podwojne nazwy – rozne z dwoch stron grani. Odnosilo sie to nie tylko do roznych nacji, lecz nawet do roznych hal, wszak Kozi Wierch od polnocy zwal sie Czarnymi Scianami, a liptowski Baraniec byl z jednej strony Barancem a z drugiej Wielkim Wierchem. Podobnie bylo z Walentkowa. Jej dzisiejsze imie jest typowa nazwa dzierzawcza – od nazwiska Walentek (m), Walentkowa (f), notowanego w XVII w. w Groniu i w XVIII w Maruszynie. Zwiazana moze byc z jakims zdarzeniem, na przyklad nieszczesliwym wypadkiem juhasa lub koziarza. Opowiesc o Liptaku Walku, ktory tu pasal woly jest jedynie literacka bajka etymologiczna. Nazwa Nad Kamieniem jest od Walentkowej bardziej przejrzysta. „Kamieniem” zwala sie dzisiejsza Walentkowa Koleba i z nia wiazali pasterze wznoszacy sie nad nia szczyt. Nazwy przyimkowe byly wtedy czestsze, w poblizu byla kopka Nad Kotlina, szczyt Ponad Zawrat i przelecz Nad Czarnym. Przy pomiarach Tatr latwo dostepny szczyt Walentkowej nalezal w sieci triangulacyjnej do kilkunastu w Tatrach punktow II stopnia i drewniany sygnal pomiarowy stal na nim zapewne juz w polowie XIX wieku. W 1876 roku wystawiono solidna trojnozna „patryje”. Nazwa „Nad Kamenem” pojawila sie na wegierskiej mapie 1:144 000 z lat 1869–70, wrocila tez na wojskowej specjalce 1:75 000 z r. 1876 (w druku od 1879), ktora ja przez swoje liczne wersje i wydania szerzej spopularyzowala. Jej liptowskie pochodzenie jest oczywiste. Nazwe polska – Walentkowa – mamy juz u Marii Steczkowskiej (1858, s. 135), ktora uslyszala ja w r. 1857 od Jedrzeja Wali: „Obok nich sterczy skalista, naga, sniegiem okryta Walentkowa.” Pozniej notowana byla licznie – sporadycznie z nosowka „e” jako „Waletkowa”. E.R. [Eugeniusz Romer] w „Slowniku geograficznym” (t. 12, 1892, s. 906) daje haslo „Walentkowa, szczyt tatrzanski, tak nazwany przez gorali zakopianskich; Korzystka zowie go Granatem, na mapie austr. sztabu zowie sie »Nad Kamieniem«.” To „Nad Kamieniem” Antoni Rehman „poprawia” w „Nad Kamiennem” (1890).
[Xxxx Xxxxxxx]
Wegierska mapa 1:144 000 z lat 1869–70
W r. 1880 w „Slowniku geograficznym” (t. I, s. 672) Bronislaw Gustawicz dorzucil „doline Walentkowa”, niefortunnie przenoszac polska nazwe na obszar slowackiego Liptowa. Walentkowa Przelecz nazwal Chmielowski w t.II swego „Przewodnika po Tatrach” (1908, s. 80), wczesniej Viktor Lorenz w „Jahrbuchu” UKV 1879 s. 340 zaproponowal „Svinnica-Scharte, zwischen der Svinnica und der Spitze Nadkamenem”. Pasterski „Kamien” na sztuczna „Kolebe Walentkowa” przechrzcil „Taternik” w r. 1934 (nr 5–6, s. 128). Niemcy pozostawali dlugo przy „Nad Kamenem”, na „Walentkowa” przeszla Detail-Karte 1:25 000 w latach 1895–96 (druk 1898). W r. 1898 (s. 156) August Otto napisal „Nad Kamenem, richtiger Valentkowa (2158 m)”. Wiele lat pozniej w zapale germanizowania nazw Tatr, Niemcy (Klaus Gattinger?) stworzyli forme „Valentins Berg” (Szczyt Walentego), podobnie nazwy pochodne. Slowacy zarzucili wlasna liptowska nazwe „Nad Kamenem” i dostosowali sie do polskiej – najpierw w postaci Walentkowa, pozniej Valentkova. Nasza wersja nazwy w dawnych zapisach miala bez wyjatku forme „Walentkowa”, co ok. 1950 r. nie wiadomo po co zmieniono we wczesniej nie notowany „Walentkowy Wierch”. Ta forma na naszych mapach i w nowszych publikacjach jest wiec tworem biurkowym i wyraznym naruszeniem zasady poszanowania ludowego dziedzictwa kulturowego. W swoich przewodnikach turystycznych jej nie respektuje, wiem jednak, ze na powrot do prawidlowej pierwotnej formy nie ma juz szansy, zreszta jak przy dziesiatkach podobnych gabinetowych kreacji.
Jozef Nyka
GS/0000 POLSKIE KRZYZE NA SHIVLINGU 10/2016
W dwu komunikatach PZA poinformowal o okolicznosciach ostatniej tragedii na Shivlingu w Himalajach Indyjskich. W dniu 10 pazdziernika polska dwojka utknela na wysokosci 6300 m pod wierzcholkiem tego slynnego szczytu – na drodze czeskiej srodkiem pn, sciany. W nocy Grzegorz Kukurowski stracil przytomnosc i mimo interwencji lekowej dnia nastepnego zmarl. Lukasz Chrzanowski zdecydowal sie na samotne zjazdy i zejscie sciana. Z zaalarmowanej bazy wyruszyla akcja ratunkowa. Wezwano helikopter policji indyjskiej, nie zdolal on jednak pomoc Lukaszowi ze wzgledu na ograniczony pulap swej operatywnosci. Nie powiodla sie tez podjeta 13 pazdziernika proba helikoptera wojskowego z Januszem Golabem i Piotrem Sulowskim, gotowymi do desantu na wielkie pole sniezne. Niestety, Lukasz, kontynuujac zejscie, obsunal sie i spadl ok 200–300 m przez lodowe stromizny, wpadajac do szczeliny. Obrazenia byly tak powazne, ze mimo szybkiej pomocy bedacych w poblizu ratownikow w niedlugim czasie zmarl. PZA dziekuje naszemu Konsulatowi w New Delhi oraz indyjskim sluzbom ratowniczym, policji i wojsku za serdeczne zaangazowanie i wysilki. Grzegorz mial doswiadczenie wysokosciowe, a przyczyna jego smierci mogl byc obrzek mozgu, nie mozna tez wykluczyc udaru czy pekniecia wiekszego naczynia, jak to kiedys stalo sie z Halinka Kruger. Osmioosobowa wyprawa PZA kierowal Pawel Kaczmarczyk.
[Shivling]
Shivling (6543 m) w Garhwalu w Indiach. W sloncu sciana polnocno-wschodnia, sciana polnocna z droga czeska z r. 1987 pograzona w cieniu. Fot. Jan Nyka
GS/0000 LADEK Z CZEKANEM I KAMERA 10/2016
Od 22 do 26 wrzesnia juz po raz 21 odbyl sie w Ladku-Zdroju Festiwal Filmow Gorskich im. Andrzeja Zawady – najwieksza z kilkunastu podobnych imprez w Polsce. Program realizowany byl w kilku miejscach na raz – m.in. w Wielkim Namiocie (1500 miejsc) i Kinoteatrze mieszczacym 250 osob. Frekwencja bila rekordy – nawet w czwartek sale byly wypelnione po brzegi. Ze swiatowych gwiazd zjawili sie Chris Sharma, Colin Haley, Alex Txikon, Carlos Soria. Ciekawie opowiadal niepelnosprawny wspinacz hiszpanski Urko Carmona, zainteresowaniebudzila Silvia Vidal, pogromczyni wielkich scian w samotnych wspinaczkach. W Wielkim Namiocie dluga rozmowe z prezesem PZA Piotrem Pustelnikiem odbyl Zbyszek Piotrowicz, natomiast ja z Pawlem Michalskim prowadzilismy panel o zimowym K2, zatytulowany „Wejda, nie wejda – rzecz o K2”. Byly liczne imprezy towarzyszace, jak zawody wspinaczkowe, konkurs drwali czy „Bieg K2” na dystansie 8611 metrow. Przygotowano 5 wystaw – jedna w Jaskini Radochowskiej, inna o K2 ze zbiorow Ani Milewskiej, obejrzelismy 2 sztuki teatralne – „Kazdemu Everest” w wykonaniu teatru z Jeleniej Gory i „Cinsky Maharadza” teatru Kontra ze Slowacji, wedlug ksiazki Wojtka Kurtyki. W konkursie filmowym Grand Prix zdobyl film Renana Ozturka „Down to Nothing”, w konkursie na najlepsza ksiazke roku – dzielo Teresy Jablonskiej „Sztuki piekne pod Tatrami”. Podczas Gali Kultury Gorskiej tym razem wyroznieni zostali jako jej zasluzeni popularyzatorzy Jerzy Surdel, Barbara Morawska-Nowak, Apoloniusz Rajwa i Zbyszek Piotrowicz – tworca i wieloletni animator ladeckiej imprezy. Statuetke przyznana posmiertnie Michalowi Jagielle odebraly jego corki Kasia i Dominika.
Renata Wcislo
[Popularyzatorzy Kultury Gorskiej]
Statuetki dla Popularyzatorow Kultury Gorskiej. Stoja od lewej: Jerzy Surdel, Barbara Morawska-Nowak, Apoloniusz Rajwa, corki Michala Jagielly, Zbigniew Piotrowicz. Fot. Roman Goledowski
GS/0000 GOSZCZYNSKI ODMLODZONY 10/2016
W sierpniowym numerze GS ukazal sie artykulik „Klopoty z personaliami”, traktujacy o pomylkach i manipulacjach w datach urodzenia ludzi gor. Okazuje sie, ze taki problem mial takze jeden z najwiekszych dawnych wielbicieli i piewcow Tatr, Seweryn Goszczynski. W spisanym w polowie XIX wieku wspomnieniu, dotyczacym wlasnego dziecinstwa i mlodosci, zatytulowanym „Podroz mojego zycia”, pisze on tak: Nie wiem z pewnoscia ani dnia ani roku mojego urodzenia, zdaje mi sie wszakze, o ile sobie przypominam metryke, ktora stracilem dopiero podczas pobytu mojego w Galicji, ze urodzilem sie w ostatnich dniach pazdziernika wedlug starego stylu, a wiec w pierwszych dniach listopada wedlug nowego, w roku 1802-m lub 3-m. Wole rok 1803-ci, zreszta roznica jest bardzo mala, a latwa do sprostowania, bo czas mojego urodzenia zapisany jest w ksiedze kosciola ilinieckiego, gdzie bylem chrzczony przez ksiedza Gallika (...). Rok jest tam dokladnie polozony, wszakze co sie tyczy dnia urodzenia, slyszalem od rodzicow, ze w tym punkcie jest jakas mylka o dni kilka – podobno dzien chrztu polozony jest za dzien urodzenia. Ale mylka to jest malej wagi, w porownaniu tego, co sie przydarza na poczatku calych narodow.
Tymczasem metryka Goszczynskiego zostala jeszcze w XIX wieku odszukana przez badacza jego zycia, Zygmunta Wasilewskiego. Okazalo sie z niej, ze Poeta urodzil sie 23 pazdziernika (4 listopada) 1801 roku, a ochrzczony zostal 13 (25) listopada 1801. Mamy wiec tu do czynienia z pomylka o 2 lata, trudna do wytlumaczenia, zwlaszcza ze Goszczynski – nota bene slynacy z fenomenalnej pamieci – utracil metryke jako dorosly mezczyzna. Jak to sie moglo stac, ze wlasnej daty urodzenia nie zapamietal poprawnie?
Monika Nyczanka
GS/0000 GORSKIE TO I OWO 10/2016