29.11.2005 |
FESTIWAL FILMOW GORSKICH W "LUNIE" |
11/2005 (55) |
Zapowiedziany w
GG 11/05 z 20.11.2005 "prolog" przegladu mamy juz za soba. Publicznosc dopisala nadspodziewanie -- w sobote sala byla wypelniona niemal do ostatniego miejsca. Przy stosunkowo niewielkim naglosnieniu imprezy, dobrze to wrozy na przyszlosc. Podczas wlasciwego przegladu zapewne trzeba bedzie sie liczyc z kompletami na widowni i lepiej zaopatrzyc sie w bilet nieco wczesniej (organizatorzy nie maja zgody na powtorne wyswietlanie filmow). W trakcie projekcji prologowych pojawily sie pewne klopoty z napisami polskimi, problem ten zostal juz jednak pomyslnie rozwiazany. Najbardziej podobaly sie widzom filmy "Musashi", "Brudny Derek -- Wolny jak ptak" i "Polnocna sciana Eigeru -- sladami pierwszych zdobywcow", choc inne filmy (zwlaszcza te z puli Banff) tez byly gromko oklaskiwane. Sympatycy paralotniarstwa delektowali sie uroczym filmem "Fly over Khumbu", a ci, ktorzy interesuja sie ekstremalna wspinaczka skalna, mogli uslyszec frapujaca opowiesc o karierze "pierwszej pary amerykanskiej wspinaczki" -- Tommy'ego Caldwella i Beth Rodden. Tommy (o ktorym ostatnio znow glosno na El Capitan) przyznaje, ze wspinac zaczal sie juz w wieku 3 lat, a w wieku 7 lat prowadzil na trudnych, szostkowych drogach. W tych dniach Roman Goledowski otrzymal kopie wspanialego filmu "Call it Carma", opowiadajacego o losach tybetanskiego mnicha, ktory osiadl w Vancouver i odbywa podroz do rodzinnej wioski. W zwiazku z tym, w niedziele 11 grudnia 2005 r. o godz. 14 w sasiedniej sali zostanie zorganizowany seans "tybetanski". No i wiadomosc najwazniejsza: od 29 listopada dzieki uprzejmosci pewnej firmy rusza samodzielna strona internetowa przegladu, na ktorej beda zamieszczane uaktualnione programy i rozbudowane informacje o poszczegolnych spektaklach. Prosimy o zanotowanie adresu:
www.przeglad.turnia.pl
22.11.2005 |
"MATRAGONA" ZNOWU W LAHULU |
11/2005 (55) |
Wyprawa "Lahul 05" byla druga wyprawa Mazowieckiego Klubu Gorskiego "Matragona" na dotad niezdobyty szczyt T2 (6107 m), wznoszacy sie w indyjskim Lahulu. W sklad ekipy wchodzili: Jan Duszczyk, Pawel Garwolinski, Miroslaw Kowalczyk, Pawel Kulinicz, Marek Pawlowski, Tadeusz Stepien, Wojciech Szypula, Pawel Wojas i -- jako kierownik -- Andrzej Zboinski. Z uwagi na swoja niedostepnosc, szczyt T2 nie byl dotychczas atakowany przez inne wyprawy. Od poludnia dojscie uniemozliwia gleboko wcieta dolina Milang Topa, od zachodu i wschodu bronia szczytu trudne granie a od doliny Panchl Nala -- 1200-metrowa sciana polnocna.
Uczestnicy wylecieli z Warszawy 25 wrzesnia, w Delhi caly zespol spotkal sie z dyrektorem Indian Mountaineering Foundation, a kierownik zlozyl wizyte w Ambasadzie Polskiej. Droge na szczyt zamierzalismy poprowadzic, podobnie jak w trakcie poprzedniej wyprawy, lewa czescia polnocnej sciany (
zdjecie). Baze (4550 m) w dolinie Panchl Nala zalozylismy 2 wrzesnia 2005 -- na morenie bocznej starego lodowca, w tym samym miejscu, co w r. 2002. 4 wrzesnia na lodowcu pod sciana stala juz baza wysunieta (4750 m). Nastepnego dnia ruszyla dzialalnosc gorska: Garwolinski, Pawlowski, Stepien i Wojas rozpoczeli wejscie lewa czescia polnocnej sciany (trudnosci skalne do IV stopnia, lod do 60r). Rozpieli 50 m poreczowki i zalozyli depozyt na wysokosci 5400 m. Po naradzie w bazie, postanowilismy sprobowac zaatakowac szczyt prawa strona sciany i dalej grania zachodnia. 8 wrzesnia ten sam zespol wyniosl kolejny depozyt ponizej przeleczy w zachodniej grani i zalozyl 400 m lin poreczowych -- az na sama przelecz (5380 m). Trudnosci skalne siegaly IV stopnia, sporo bylo mikstu, lod pod koniec 80r. Niestety, 9 wrzesnia zaczelo sie zalamanie pogody, ktore w kolejnych dniach poglebilo sie. Sypal gesty snieg, wzmagalo sie niebezpieczenstwo lawin. Opady trwaly do 14 wrzesnia -- w tym dniu zapadla decyzja o opuszczeniu bazy. Po jej likwidacji wszyscy zeszli do Darchy i dalej do Keylongu. Poniewaz pogoda ulegla poprawie (jak sie niebawem okazalo, krotkotrwalej), uzyskalismy zgode IMF na przedluzenie dzialalnosci. Wczesniej juz (17 wrzesnia) rekonesans w dolinie Milang Topa wykazal niemoznosc dojscia od tej strony na gran zachodnia. 22 wrzesnia Garwolinski i Pawlowski wrocili do Darchy, by 24 wrzesnia ponowic wejscie na przelecz. Nie udalo sie to jednak: dotarli jedynie do czesciowo zniszczonego depozytu, poreczowki byly pouszkadzane, a wszystko pokrywal snieg warstwa o grubosci 1,2 do 1,5 m. Poniewaz pogoda wciaz byla niestabilna, 25 wrzesnia zapadla decyzja o definitywnym zakonczeniu wyprawy.
Niespotykane o tej porze w Lahulu opady deszczu a wyzej sniegu nie daly nam szansy na efektywne dzialanie. Wyprawa nie zdobyla szczytu, ktory byl jej celem, ale najwazniejsze, ze mimo niebezpiecznych warunkow nie zdarzyl sie zaden wypadek i wrocilismy do kraju w pelnym skladzie, przywozac material fotograficzny, filmowy, topograficzny i etnograficzny z rejonu dzialania, a takze nowe doswiadczenia, wazne szczegolnie dla mlodszych uczestnikow wyprawy. Przywiezione materialy zostana opracowane i beda prezentowane na spotkaniach, prelekcjach i wystawach. A o atrakcyjnym T2 w Lahulu postaramy sie nie zapomniec.
Andrzej Zboinski
22.11.2005 |
SENIORZY W FANACH |
11/2005 (55) |
W pierwszej polowie sierpnia wraz z grupa przyjaciol -- seniorow i prawie seniorow -- odwiedzilem Gory Fanskie w Pamiro-Alaju. W sklad ekipy wchodzili: supersenior Andrzej Sobolewski (73); seniorzy Andrzej Piekarczyk (66), Marek Grochowski (63) i Jacek Komosinski (63); prawie seniorzy Jerzy Tillak (59), Jerzy Wielunski (56) i Marek Jozefiak (51) oraz mlodziez -- Andrzej Perepeczo (39) i Jan Kaminski (36) (
zdjecie). W bazie "Alaudin" spotkalismy dosc liczne grono alpinistow i turystow wysokogorskich z roznych krajow (Japonia, Francja, Niemcy, Austria, Rosja, Ukraina i Bialorus). Polakow tam dawno nie widziano. Dolaczylismy polska flage do innych powiewajacych nad obozem. W gorach przebywalismy od 30 lipca do 11 sierpnia 2005 r., co okazalo sie okresem zbyt krotkim, gdyz gory te jednak wymagaja uczciwej aklimatyzacji. Obiecanej na stronach internetowych murowanej pogody nie bylo, nie bylo rowniez luksusow w bazie (tez obiecanych). Byly za to piekne gory, ktore nie darmo nazywane sa "Perla Pamiro-Alaju". Nad szmaragdowymi jeziorami wznosi sie przeszlo 100 szczytow, w tym 11 pieciotysiecznikow (
zdjecie). Zamiast pewnej "lampy" mielismy deszcz, duze opady sniegu i wichure, ktora nie miala litosci dla naszych, rozbitych na Przeleczy Alaudynskiej (3730 m) namiotow. Ale byly i dni, kiedy slonce swiecilo tak, jak to jest przedstawiane w prospektach firm turystycznych reklamujacych ten rejon. To pozwolilo nam na dokonanie kilku wejsc na szczyty i wysokie przelecze. "Lupem" wyprawy padly: Alaudin (4237 m), Borcy za Mir (3790 m), Energia (5120 m), Przelecz Mirali (5000 m) i Przelecz Czimtarga (4730 m). Fatalne warunki atmosferyczne nie pozwolily na wejscie na najwyzszy szczyt Gor Fanskich, Czimtarge (5489 m), a wejscie na Mirali (5120 m) wobec braku widocznosci (mgla i chmury) pozostaje problematyczne. A oto nieco szczegolowszy wykaz naszych "sukcesow" -- wedlug notatek Marka Grochowskiego:
1 sierpnia | Przelecz Alaudynska wejscie aklimatyzacyjne z noclegiem na przeleczy | M.Grochowski, A Perepeczo, J. Kaminski, A Sobolewski, J. Komosinski, M. Jozefiak, P. Pietrzak i A. Piekarczyk |
2 sierpnia | Alaudin | M.Grochowski, M. Jozefiak i P. Pietrzak |
2 sierpnia | Borcy za Mir | A. Perepeczo i J. Kaminski |
5 sierpnia | Przelecz Czimtarga | J.Komosinski, P. Pietrzak, M. Jozefiak, A. Perepeczo, J. Kaminski i J. Tillak |
6 sierpnia | Przelecz Czimtarga | M. Grochowski i A. Piekarczyk |
7 sierpnia | Przelecz Mirali | J.Tillak, A. Perepeczo, J. Kaminski, J. Komosinski, M. Jozefiak, P. Pietrzak |
9 sierpnia | Pik Energia | A Perepeczo, J. Kaminski, J. Tillak, P. Pietrzak, J. Komosinski i M. Jozefiak |
Gory rzeczywiscie sa piekne, ale i nielatwe. Przy braku widocznosci stwarzaja dosc powazne problemy, zwlaszcza w zejsciu. Przekonali sie o tym niektorzy nasi koledzy.
Podobnie jak w zeszlym roku przy wyjezdzie w Kaukaz, tak i tym razem korzystalismy z uslug lotewskiej firmy turystycznej "Alpturs", ktora kieruje nasz przyjaciel Zygmunt Grochowski (zbieznosc nazwisk z Markiem przypadkowa, a szkoda...). Samodzielne dotarcie w ten rejon wydaje sie obecnie dosc klopotliwe ze wzgledu na trudnosci zwiazane z zalatwianiem zezwolen, transportem na trasie i w gorach. Osobny rozdzial stanowi przejscie graniczne miedzy Uzbekistanem i Tadzykistanem, na ktorym pilotowali nas specjalnie w tym celu wynajeci "fachowcy".
Andrzej Piekarczyk
Garsc informacji geograficznych i historycznych o Fanskich Gorach mozna znalezc w "Gorach Azji" Malgosi i Jasia Kielkowskich (s.234--235). Nie wspomniano tam jednak o owocnym sportowo pierwszym polskim pobycie w tym rejonie w r. 1974. Przyniosl on pierwsze wejscie na glowny szczyt Pusznowat (4635 m) oraz 3 piekne (jak na tamte lata) i wielkie nowe drogi (np. filarem Sacharnoj Golowy, 4987 m, 45 wyciagow, VI, czysto klasycznie). Fany nie byly jeszcze wtedy znane (
mapa). Pisal o tym wyjezdzie Zbyszek Wach w liscie sprzed 30 lat: "Uwazam nasz wyjazd za bardzo udany. Piekne gory, troche dzikosci i egzotyki. I bez popadania w megalomanie -- wspaniale wspinaczki. Nieczesto dzis mozna stanac pod 1500-metrowa sciana pieciotysiecznego szczytu, wygladajaca jak, powiedzmy, Monte Agner -- nie majaca ni jednej drogi. Gdzie w Europie mozna poprowadzic takie drogi -- wielkie, logiczne, efektowne i -- klasyczne?" Warto tez przypomniec, zapomniany podobnie jak polski, slowacki wklad w eksploracje tego pieciotysiecznego gniazda oraz to, ze przez pewien okres glownym ekspertem od Fanow byl nie Rosjanin, lecz znany taternik, Arno Puskas, autor licznych artykulow, map i ksiazek -- poszukiwanych na Zachodzie ale takze w samym ZSRR. (jn)
22.11.2005 |
NOWE KOLEJKI NA SLOWACJI |
11/2005 (55) |
Na Slowacji trwaja przygotowania do sezonu narciarskiego 2005--06. Sloneczna i ciepla jesien sprzyjala pracom na budowie nowych linii kolejek gorskich i modernizacji osrodkow narciarskich.
Czteroosobowa kolejka krzeselkowa powstaje w Orawicach, przy najmlodszym na Slowacji kapielisku cieplicowym "Meander Park". Spolka inwestorow "Meander Parku" (jest wsrod nich Polak z Zakopanego) po oddaniu do uzytku nowoczesnych krytych basenow postanowila siegnac po portfele tych, ktorzy lubia laczyc rozne formy rekreacji. Pod budowe kolejki i tras zjazdowych wycieto potezna przecinke na poludniowo-zachodnim grzbiecie Krupowej, w masywie Magury Witowskiej. Dolna stacja (790 m) powstaje przy nowym kapielisku, gorna pod kulminacja Krupowej, na wysokosci 1020 m. Kolejka ma miec 1027 m dlugosci i 230 m roznicy wzniesien. Na 9 podporach krazyc beda 74 czteroosobowe lawki, ktore moga przetransportowac 2400 pasazerow w ciagu godziny. Nowoczesna konstrukcja powstala w austriackiej firmie Doppelmayr, nowoscia sa podgrzewane siedzenia, ktore zapewnia narciarzom pelen komfort. Dwie trasy zjazdowe beda sztucznie dosniezane. Zanosi sie na to, ze kolejka bedzie eksploatowana przez caly rok. Po jej uruchomieniu nasili sie ruch turystyczny w rejonie Magury Witowskiej (czyli na naszej granicy). Inwestorzy licza przede wszystkim na gosci z Polski, ktorzy juz od dekady sa glownymi uzytkownikami cieplicowych basenow. Duze znaczenie ma tez fakt, iz 11 listopada oddano do uzytku przebudowana droge z Habowki i Zuberca. Obecnie dojazd z tych dwoch wsi, stanowiacych glowne punkty oparcia w Tatrach Orawskich, nie stanowi juz problemu. Turysci, ktorzy pamietaja Orawice sprzed kilku lat, jako ukryta w gorach malenka i pelna uroku oaze spokoju, nie powinni tu wracac, aby nie burzyc tych wspomnien...
W sierpniu w plac budowy zamienil sie stok narciarski na Kubinskiej Holi nad Dolnym Kubinem. W dolnej jego czesci zdemontowano dwa wysluzone orczyki, a po prawej stronie szerokiej trasy zjazdowej ustawiane sa podpory dla nowej kolejki krzeselkowej. We wrzesniu prace zostaly przerwane na kilka dni, gdy w wykopie znaleziono wazaca 220 kg amerykanska bombe. Kolejka ta to wyprodukowana we Francji Poma Unifix. Bedzie miala 1332 m dlugosci, przy przewyzszeniu 307 m (dolna stacja na wysokosci 742 m, gorna -- 1049 m). Czteroosobowe kanapy przewioza w ciagu godziny 2000 narciarzy. W gornej czesci stoku sa trzy wyciagi orczykowe, wybudowane okolo r. 1980, ktore maja byc zastapione nowymi. Wybiegaja one az pod zachodnia kulminacje Kubinskiej Holi, Mincol (1396 m). Z grzbietowej poloniny otwiera sie wspaniala panorama. Nowym wyciagom towarzyszy nowa infrastruktura w postaci barow i restauracji, wypozyczalni i serwisu sprzetu. Ponizej dolnej stacji kolejki powstaje nowy parking, remontowana jest tez droga dojazdowa. Kubinska Hola ma dobre warunki sniegowe, ale i tutaj do funkcjonowania przez caly sezon potrzebny jest system dosniezania. Poniewaz na miejscu nie ma dostatecznie duzych zasobow wody, ma ona byc doprowadzona z doliny Orawy (z Wielicznej). W najblizszym sezonie dosniezana bedzie tylko newralgiczna srodkowa czesc stoku.
W
Dolinie Vratnej w Malej Fatrze od poczatku sierpnia trwa budowa nowej kolejki gondolowej. Zastapi ona kolejke krzeselkowa (
zdjecie), ktora od r. 1950 kursowala na trasie od schroniska Chata Vratna pod Snilovskie Sedlo, pomiedzy Chlebem a Wielkim Krywaniem Fatrzanskim. Urzadzenia dostarczyla austriacka firma Doppelmayr. Linia, oparta na 12 podporach, ma 1860 m dlugosci i 754 m przewyzszenia (dolna stacja 736 m, gorna -- 1490 m). 8-osobowe wagoniki zima beda mogly przewiezc 900 pasazerow w ciagu godziny, latem przepustowosc bedzie obnizona do 250 osob na godzine (sa to wielkosci wynegocjowane z dyrekcja Parku Narodowego Mala Fatra). Oba budynki stacyjne pozostaja na dawnych miejscach, ale zostana calkowicie przebudowane (
zdjecie). Kolejka ma ruszyc w styczniu 2006 i zapewne bedzie sie cieszyc popularnoscia przez caly rok. W r. 2006 kapitalny remont przejdzie zrosnieta z dolna stacja Chata Vratna. W przyszlosci planowana jest tez budowa systemu sztucznego nasniezania i modernizacja wyciagow orczykowych pod Chlebem.
Klopoty maja natomiast inwestorzy, ktorzy postanowili przebudowac osrodek Martinskie Hole w zachodniej czesci Malej Fatry, nad miastem Martin. W miejsce wysluzonych wyciagow orczykowych i 31-letniej kolejki krzeselkowej mialy tu powstac kolej gondolowa i trzy kolejki krzeselkowe. W trakcie rozbiorki starych urzadzen okazalo sie jednak, ze nie ma na to zgody wladz miasta Martin. Prace zostaly wstrzymane. Poniewaz kolejki krzeselkowej juz nie ma, dojazd do wysoko polozonych stokow narciarskich bedzie mozliwy tylko droga jezdna, ktora jest waska i stroma, a ruch na niej odbywa sie wahadlowo.
Tymczasem prawdziwa groza wieje od rewolucji, jaka zapowiada firma J&T Global, ktora od r. 2004 dzierzawi kolejki gorskie u w rejonie Lomnicy Tatrzanskiej i Smokowca, a ostatnio przejela tez wiekszosc wyciagow narciarskich w tych miejscowosciach. W latach 2007--10 J&T Global chcialaby przystapic do przebudowy urzadzen i tras zjazdowych na stokach Lomnicy. Wedlug wstepnych planow mialyby tu stanac trzy nowe kolejki gondolowe i siedem kolejek krzeselkowych! Dodatkowo dwie kolejne kolejki krzeselkowe mialyby powstac w osrodku narciarskim Jamy. J&T Global chce wczesniej wykupic tatrzanski majatek Zeleznicnej Spolecnosti Slovensko, dotychczas przez siebie dzierzawiony (kolejki na Lomnice i Siodelko).
Jak widac z tego niepelnego przeciez przegladu, w gorach polnocnej Slowacji trwa boom budowlany w osrodkach narciarskich. Ubiegloroczny sezon byl bardzo udany. Sniegu bylo pod dostatkiem i zalegal on do poznej wiosny. Funkcjonowala wiekszosc wyciagow, rowniez te, ktore zazwyczaj stoja z powodu braku sniegu. Zarysowala sie silniejsza konkurencja pomiedzy osrodkami narciarskimi. Wlasciciele stokow doszli do wniosku, ze musza przyciagnac klientow lepsza oferta i promocjami cenowymi. O pieniadze nie jest trudno, gdyz na Slowacje caly czas naplywa kapital z zagranicy, inwestuje tu wiele firm, Slowacy niezle tez sobie radza z pozyskiwaniem srodkow z funduszy unijnych. Pozycja parkow narodowych i spolecznych ruchow ochrony przyrody jest bez porownania slabsza niz w Polsce, a dostatek pasm gorskich nie sklania do dbalosci o zachowanie ich w nienaruszonym stanie. Jedynie w Tatrach mozna miec nadzieje, ze zapedy J&T Global zostana skutecznie zahamowane przez TANAP. W Malej Fatrze czy w Niskich Tatrach istnienie parkow narodowych nie stanowi, jak sie okazuje, przeszkody do realizacji najsmielszych pomyslow. Po zeszlorocznej "kalamicie" huraganowej, na Slowacji zanosi sie na "kalamite" kolejkowa...
Monika Nyczanka
20.11.2005 |
JEDEN DZIEN W LODZI |
11/2005 (55) |
Wrocilem wlasnie z jednodniowego wypadu do Lodzi. Musze przyznac, ze ponownie jestem pod wrazeniem stale podnoszacego sie poziomu Explorers Festival (
prospekt). W tym roku tamtejsza sala i zaplecze przeszly gruntowna reorganizacje i niemal wszystkie mankamenty, ktore dotychczas nieco doskwieraly gosciom i organizatorom, zostaly wyeliminowane. Sala ma obecnie nowoczesne siedzenia, doskonalej jakosci sprzet video i audio oraz bardzo gustowny wystroj wnetrza. Zniknely dominujace na sali banery firmowe, a zastapily je w odpowiedniej proporcji zamieszczone na planszach loga sponsorow. Czyli wszystko nareszcie nabralo odpowiedniego wymiaru -- tym razem to juz nie sponsor jest najwazniejszy (choc oczywiscie nadal wazny), ale goscie i prezentowane dziela. Bar zostal przeniesiony na dol, dzieki czemu na gorze nagle zrobilo sie przestronniej. Te pozytywne zmiany, podobnie jak cala niezwykla impreza, sa efektem wspanialej wspolnej pracy wielu osob zwiazanych z lodzkim festiwalem. (W Warszawie o takie pospolite ruszenie byloby raczej trudno...).
Program tez byl doskonaly -- odstapienie od scisle alpinistycznej formuly z pewnoscia wychodzi festiwalowi na dobre, bo dawka adrenaliny (choc pod inna postacia) jest jeszcze wyzsza. A poza tym zapraszanie takich gosci, jak chocby Krzysztof Zanussi, powoduje, ze nagle mamy nie tylko przyjemnosc sluchania gwiazd niezwyklych wyczynow gorskich, ale takze mozliwosc osobistego kontaktu z najwiekszymi wspolczesnymi artystami. Co do sobotniego repertuaru -- niemal wszystkie wystapienia robily duze wrazenie. Mnie osobiscie nieco znuzyla jedynie zbyt tradycyjna i techniczna w formule relacja slowenskiego asa Marka Prezelja. Reszta byla bez watpienia znakomita. Szczegolnie cieplo zostal przyjety zespol Marka Kaminskiego, ktory dokonal wspanialego wyczynu -- doprowadzajac niepelnosprawnego mlodzienca na obydwa bieguny, i to w ciagu tego samego roku. A przy tym cale to niezwykle przedsiewziecie zostalo perfekcyjnie udokumentowane zdjeciowo i filmowo -- co jest tym wiekszym osiagnieciem. Erhard Loretan (
zdjecie) z kolei tym razem pozwolil sobie na znacznie swobodniejszy i glebszy ton wypowiedzi. Odslonil tez przed sluchaczami nowe tereny wspinaczkowe -- Antarktyde. Tam wspinacz naprawde jest zdany wylacznie na siebie. W razie wypadku nie moze liczyc na zadna pomoc, bo po postu nie ma tam w okolicy setek kilometrow doslownie nikogo.
Zdecydowanie najjasniejsza gwiazda sobotniego wieczoru okazal sie Norman Kent -- wysmienity operator filmowy i fotografik, specjalizujacy sie w dokumentowaniu wyczynow skoczkow spadochronowych i wszystkich dzialan z tym zwiazanych. A ze nie sa to tylko zwykle skoki, moglismy sie przekonac na wlasne oczy na postawie prezentowanych fragmentow filmow. Chyba najwieksze wrazenie zrobily wspolne loty z pikujacym po zdobycz sokolem. To, co ogladalismy, czasami wrecz nie miescilo sie w glowie.
Po raz kolejny wiec dzieki lodzkiej imprezie moglismy znacznie poszerzyc nasze horyzonty myslowe i przezyc to, co tak naprawde dane jest tylko nielicznym. Za to wszystko oczywiscie naleza sie organizatorom tej niezwyklej i unikalnej w polskiej skali imprezy ogromne gratulacje i podziekowania.
Co do przebiegu calego festiwalu niestety nie moglbym zabrac glosu, gdyz uczestniczylem w nim tylko w sobote, nie watpie jednak -- i takie opinie slyszalem od wielu osob -- ze calosc byla rownie udana i bogata w emocje, jak ten jeden dzien.
Roman Goledowski
18.11.2005 |
POCZYTAJ MI DZIADKU! |
11/2005 (55) |
Jest nowy "Taternik"
Ukazal sie ostatni w tym roku podwojny numer "Taternika" (3--4/2005), ktory jest do nabycia w salonach EMPiK, "Sklepach Podroznika" i w Antykwariacie Gorskim "FILAR". Tresc jest, jak zwykle, bogata i roznorodna, a przy tym swieza -- dzisiejsza technika informacyjna (i drukarska) pozwala czasopismom na uzyskiwanie aktualnosci niemal gazetowej (
okladka). Numer zawiera m.in. ilustrowane zdjeciami scian i schematami drog syntetyczne omowienia sezonu polskiego w Tatrach i Alpach. W dziale "Gory wysokie" Piotr Morawski i Marcin Miotk pisza o wyprawie na poludniowa sciane Annapurny, ten drugi relacjonuje rowniez swoje wejscie na Everest bez aparatury tlenowej. O rekordowym dla polskich grotolazow zejsciu w polowie lipca 2005 na "stare" dno (por.
GS 10/05) najglebszej jaskini swiata -- Wroniej czy inaczej Krubera -- pisze w obszernym artykule Piotr Pilecki: punkt -2080 m osiagneli Artur Nowak i Lukasz Wojtowicz. Arkadiusz Kaminski omawia sukcesy naszych wspinaczy sportowych -- a w tym roku maja sie oni naprawde czym pochwalic. Wyjatkowo bogaty jest dzial "Rozmaitosci", w ktorym czytelnik znajdzie informacje i ciekawostki zarowno z popularnych urwisk skalnych, jak i z gor najwyzszych. Adam Marasek zestawia taternickie wypadki lata -- bylo ich tylko kilka i wszystkie zakonczyly sie w miare szczesliwie. Szesc bitych stron zajmuje konczacy zeszyt dzial "Pozegnania", mimo iz nie wszystkich zmarlych z ostatnich miesiecy udalo sie redakcji upamietnic. Do dzialu tego wlaczyc mozna cieple wspomnienie Janusza Kurczaba o Andrzeju Zawadzie -- w piata rocznice jego smierci. Pismo wydawane jest w nakladzie 1300 egzemplarzy.
Redakcja zacheca dzialaczy do zamawiania "Taternika" dla klubow (takze numerow 1 i 2/2005) wprost w redakcji lub w Biurze PZA, jak to juz z powodzeniem praktykuje KW w Zakopanem.
Mamy tez nowe "Tatry"
Podobnie jak "Taternik", do naszych lektur obowiazkowych zaczyna rowniez nalezec organ prasowy TPN "Tatry". Przeszlo 100-stronicowe zeszyty ukazuja sie regularnie w nakladzie 4000 egzemplarzy, sa efektowne zewnetrznie i atrakcyjne tresciowo. W doborze materialow i starannosci ich redakcji widac pewna reke Marka Grocholskiego (red. naczelny), mocno wspieranego przez Zbigniewa Ladygina. Tematem przewodnim numeru 4(14) jest pasterstwo tatrzanskie (ss. 44--75), ktorego prezentacje poprzedza rownie interesujacy blok przyrodniczy (ss.28--43). "Bokser i owce", to tytul dowcipnej opowiastki przewodnickiej Krystyny Dabkowskiej-Salygi czyli naszej Kwakwy. Redakcja miala i ma slabosc do historii taternictwa, ta tematyka jest wiec dla nas najciekawsza. Glowna pozycje stanowi tu spisana przez Stanislawa Obrochte kronika przejscia grani Tatr, zorganizowanego w r. 1960 przez Pawla Vogla. Zilustrowano ja niepublikowanymi dotad zdjeciami, nie zapomniano tez o krociutkich biogramach bohaterow tego 23-dniowego wyczynu. Beata Slama podejmuje temat "Betlejemki" -- artykul napisany jest z wlasciwym tej autorce wdziekiem i polotem, choc historycy Hali lepiej zrobia, jesli sie na nim nie beda opierali. Prawdziwie wzruszajaca jest Wojciecha Wilczka wycieczka na Cmentarz Lyczakowski -- lwowski Peksow Brzyzek, gdzie wsrod innych ludzi Tatr spoczywa -- o czym pamieta malo kto -- Roman Kordys. Wczesniej (ss. 22--23) Jakub Radziejowski komentuje taternicki sezon letni 2005 a Adam Marasek omawia wypadki minionego lata. W numerze nie brak spojrzen na poludniowa strone Tatr, jest nawet ciekawy artykulu Zbigniewa Ladygina o Karpatach Marmaroskich. Tekst na ss.12--13 informuje o otwarciu z dniem 1 lipca w siedzibie TPN Osrodka Dokumentacji Tatrzanskiej -- z czytelnia pozwalajaca korzystac tak ze zbiorow TPN jak i slynnej ksiaznicy Zofii i Witolda Paryskich, zlozonej z 22 000 (!) pozycji inwentarzowych i nalezacej (obok zasobow Muzeum Tatrzanskiego) do najwiekszych bibliotek tatroznawczych.
W imieniu czytelnikow ze sfer klubowego senioratu kierujemy do redaktorow "Tatr" latwa do spelnienia prosbe: ograniczcie Panowie do minimum tzw. kontry i druk na kolorowych, nierzadko falujacych tintach (terminologia sprzed lat, dzis zapewne jest inna) -- przy nie calkiem orlim wzroku naprawde nie da sie tego czytac. A przeciez czytelnikow "w pewnym wieku" pismo ma z pewnoscia wielu, warto sie wiec liczyc z ich slabosciami.
Jozef Nyka
Nie zapominajmy o "Plaju"
"Plaj", polrocznik
Towarzystwa Karpackiego, ukazuje sie juz od 19 lat. Kazdy "zeszyt" to okolo 200 stron ciekawych tekstow, wiele ilustracji, czesto tez zalacznik w postaci mapy. Niewielki naklad (1000 egzemplarzy) rozchodzi sie glownie w prenumeracie i w sprzedazy wysylkowej (
rewasz.com.pl). Ostatnie dwa numery (nr 29 datowany na jesien 2004 i nr 30 z wiosny 2005) przynosza 26 bardzo interesujacych i zroznicowanych tematycznie artykulow, a procz tego recenzje i miscellanea. Tradycyjnie glownym obszarem zainteresowania autorow pozostaja Karpaty Wschodnie i gory Rumunii. W obu ostatnich numerach znajdziemy relacje z wedrowek po Karpatach. Grzegorz Rakowski opisuje przejscie przez Poloniny Hryniawskie i Gory Czywczynskie na pograniczu Ukrainy i Rumunii, Stanislaw Figiel podsumowuje swoje 30 lat przygod z Rumunia, ciekawe sa tez dwie relacje z wypraw w Gorgany -- wspolczesna Marka Majerczaka i historyczna, z lat miedzywojennych, Jana Alfreda Szczepanskiego. Bardzo interesujace sa teksty historyczne. Dzieje Kolomyi zestawil zwiazany z tym miastem Tadeusz M. Trajdos. Ten sam autor zamiescil tez tekst, dotyczacy sredniowiecznych zakonow zebrzacych na Spiszu. Miroslaw Baranski opisal poczatki turystyki w Slowackim Raju. Z czasow ostatniej wojny pochodza wspomnienia niemieckiego urzednika na Pokuciu, Gerharda von Jordana, zatytulowane "Ukochani Huculi". Wsrod tekstow geograficznych wyroznia sie cenna monografia Gorganow Wociecha Krukara. Dwa omawiane zeszyty "Plaju" przynosza tez wyjatkowo duzo materialow dotyczacych tematyki tatrzanskiej i "okolotatrzanskiej". Tomasza Borucki analizuje znana panorame Tatr Stanislawa Staszica, w dwoch innych artykulach zastanawia sie nad sprawami nazewniczymi (nazwa Krepak i tatrzanskie nazewnictwo w pracach Staszica), a do spraw wspolczesnych wraca w artykule dotyczacym listopadowej wichury pod Tatrami. Ten sam autor zamieszcza tez krytyczne recenzje podtatrzanskich przewodnikow wydawnictwa "Bezdroza". Orawsko-spiska problematyke historyczna podejmuja (oprocz wspomnianego tekstu T.M.Trajdosa) artykul biograficzny o Ignacym Dziurczaku-Brzezowickim (Ryszard M. Remiszewski) i proba odszukania sladow po Piotrze Borowym i Wojciechu Halczynie (Jolanta Flach). Wszystkie te materialy i wiele innych, to lektura na co najmniej kilka jesiennych wieczorow. Warto przypomniec, ze ten bardzo solidnie opracowany periodyk powstaje dzieki trwajacej juz dwie dekady spolecznej dzialalnosci trzech redaktorow: Pawla Lubonskiego, Tadeusza A. Olszanskiego i Andrzeja Wielochy. Miejmy nadzieje, ze sil i zapalu wystarczy im co najmniej na nastepne 20 lat...
Monika Nyczanka
Czeski leksykon Tatr
Nasi poludniowi sasiedzi -- tym razem nie Slowacy a Czesi -- pozazdroscili nam "Wielkiej encyklopedii tatrzanskiej" i przygotowali do druku wlasne dzielo, zatytulowane "Tatry -- przyroda, historia i wspolczesnosc". W przeciwienstwie do polskiego pierwowzoru, nie bedzie to jednak owoc pracy dwojga znawcow Tatr, ale efekt wysilkow tworczych calego sztabu autorow, liczacego, bagatela, sto nazwisk! Wsrod zaproszonych do wspolpracy osob sa podobno naukowcy z uniwersytetow w Bratyslawie i Krakowie oraz pracownicy TANAP i TPN. Ksiazka ma liczyc blisko 1000 stron. Nie bedzie to encyklopedia, lecz raczej leksykon czy nawet dzielo monograficzne z elementami slownikowymi, opisujace w pewnym porzadku poszczegolne rejony lancucha tatrzanskiego. Oprocz wersji czeskiej, planowana jest wersja slowacka, a takze polska, przy czym ta ostatnia mialaby sie ukazac w terminie pozniejszym. Wydawca jest oficyna "Baset" z Pragi, ktora zapoczatkowala juz swoja serie dwoma leksykonami krajoznawczo-geograficznymi: "Szumawa" i "Czeski Las". Na przyszly rok wydawnictwo zapowiada kilka tomow, m.in. "Karkonosze" i "Czesko-Saska Szwajcarie". "Tatry" maja opuscic drukarnie tuz przed Bozym Narodzeniem 2006 roku. Trwaja tez wstepne przygotowania do opracowania tomu "Pieniny" -- tym razem w scislej wspolpracy z Pieninskim Parkiem Narodowym.
Monika Nyczanka
Dymy nad kartofliskiem
Autor kultowego "Miejsca przy stole" obdarza nas kolejnym tomem -- czy kolejnym bestsellerem, to sie dopiero okaze, wiele jednak wskazuje na to, ze tak (
okladka). Tym razem jest to ksiazka obejmujaca cale bogate zycie bohatera, a wiec spleciona z wielu watkow, chociaz watek gorski wysuwa sie na czolo, przez wiele lat gory -- te polskie i te egzotyczne -- byly przeciez dla Wilka najwazniejszym miejscem na Ziemi. Nie przypadkowo skrzypek na okladce ma w tle jakby ze snu zrodzone lodowe szczyty. Nostalgiczny tytul ksiazki -- puste pola i dymy -- okresla perspektywe, z jakiej narrator oglada sie wstecz: na szczescie bez smutku, bez zalu do losu, za to z humorem i wywazonym dystansem do dokonan wlasnych i cudzych. Przez karty ksiazki przewijaja sie liczne postaci, z ktorymi autor mial okazje sie stykac, a sa wsrod nich osoby znane z ekranow TV, jak np. ks. biskup Rozwadowski, Jan Machulski, Grzegorz Krolikiewicz, Leszek Dlugosz czy Piotr Skrzynecki z "Piwnicy pod Baranami". Galeria sylwetek ze sfer gorskich jest jeszcze bogatsza, a i w niej nie brak znanych nazwisk, takich jak Jan Jozef Szczepanski, Janek Strzelecki, Wawrzyniec Zulawski, Andrzej Paczkowski, Jurek Surdel, Zbyszek Skoczylas czy Wanda Rutkiewicz. "Korowod twarzy" jest tak liczny, ze gdyby tylko co drugi z przywolanych kupil egzemplarz ksiazki, naklad mialby zbyt zapewniony. Ludzie, ktorzy pojawiaja sie na drodze zycia Wilka sa zreszta glowna sfera jego zainteresowan, przy czym nie wszystkich darzy on jednakowa sympatia.
Oprocz przezyc wlasnych ma Wilk sporo opowiesci "pozyczonych", ktore luzno zahaczaja o jego biografie, zostaja jednak zrecznie w nia wplecione. "Ksiazka jest napisana -- stwierdza w recenzji prof. dr Wieslaw Pusz -- piekna polszczyzna. Autor jest wysmienitym gawedziarzem (
zdjecie), bacznie obserwujacym swiat i ludzi, umiejetnie stopniujacym napiecie, zaskakujacym odbiorce trafna i dowcipna pointa. Potrafi zarowno wzruszyc czytelnika, jak i rozbawic go do lez. Niektore z opowiedzianych przez niego anegdot nalezy uznac za mistrzowskie perelki, godne umieszczenia w antologii polskiego humoru." I fragment innej recenzji, piora Dawida Lasocinskiego: "Jednak nie tylko warstwa anegdotyczna oraz zalety formalne decyduja o wartosci ksiazki Andrzeja Wilczkowskiego. Rownie wazne jest zawarte w tym utworze przeslanie: refleksja o koniecznosci pogodzenia sie z przemijaniem i smiercia; pochwala bezinteresownej przyjazni, odwagi, poswiecenia; gleboka wiara, ze slowo
patriotyzm nie zatracilo swojego sensu." Mistrzostwo narracji Wilka znamy od lat, mlodsi koledzy od przedszkola, nie trzeba wiec tu podkreslac literackich walorow ksiazki. Znamy tez jego ciety jezyk, drzyjmy wiec z niepokoju, co i jak napisal o nas, jakie nam wyznaczyl w swej autobiografii miejsce. Ale tego dowiemy sie z lektury, do ktorej "Gazetka Gorska" goraco zacheca.
Andrzej Wilczkowski:
Dymy nad kartofliskiem. Oficyna Wydawnicza Tercja, 2005, s.465. Ksiazke mozna nabyc m.in. w antykwariacie "Filar" Henryka Raczki (35 zl) badz wprost u wydawcy, ul. Sienkiewicza 35; 90--114 Lodz; e-mail:
wydawnictwo@tercja.info.pl.
Oddech gor Genka Chrobaka
Kolejny dobry pomysl (i realizacja!) Malgosi i Jaska Kielkowskich -- wybor rozproszonych artykulow naszego wspolnego przyjaciela Genka Chrobaka, tragicznie zmarlego na Lho La w maju 1989 roku. Jego teksty publikowane w "Taterniku" sa na ogol znane i pamietane, ale te z wydobytych z szuflad wycinkow z tygodnikow i gazet czy z wydanej 30 lat temu zbiorowej ksiazki o Kunyang Chhishu? Nawet historycy taternictwa patrza na nie z pewnym zdziwieniem. A przeciez poza wszystkim obrazuja one szmat dziejow alpinizmu polskiego z tlustych lat 1960--1986, z Genkiem jako wspoltworca najwiekszych sukcesow. Poszczegolne reportaze redaktorzy ksiazki opatrzyli cennymi techniczno-historycznymi glosami, pomagajacymi czytelnikom polapac sie w odleglych juz dla nich wydarzeniach. Jako autor, Genek nie sili sie na tworzenie literatury, pisze skromnie, bez patosu i egzaltacji, bez zlotych mysli i ideowych zawijasow. Byl wspinaczem z Bozej laski, nic nie bylo dla niego zbyt trudne, relacje nie sa wiec najezone budzacymi dreszcze "korbami" a on sam nie kreuje sie na zawieszonego miedzy zyciem i smiercia bohatera. Teksty reportazowe nierzadko przechodza w suche diarystyczne zapiski, czasem jednak emocje biora gore -- jak po smierci Jasia Franczuka -- i wtedy Genek pokazuje, jak czuc i pisac potrafi.
Niektore artykuly sa tak krotkie i lakoniczne, ze czytelnik odczuwa niedosyt informacji, zwlaszcza iz w odniesieniu do waznych gorskich wydarzen kazdy dodatkowy szczegol wydaje sie cenny. Nie zapominajmy jednak -- a czytelnik ksiazki nie jest tego swiadom -- ze dawne artykuly prasowe nie sa z reguly tekstami w pelni autorskimi. Drukowane byly w latach drastycznego limitowania papieru i redaktorzy toczyli boje o kazdy mozliwy do wyciecia akapit, kazde drugorzedne sformulowanie. Tak np. maszynopis artykulu dla MT "Swiatowid" "Trzystu jeden idzie na szczyt" jest trzykrotnie obszerniejszy od tego, co ostatecznie ukazalo sie w druku. Niektore akapity zostaly zlepione redakcyjnie z poszczegolnych zdan, rowniez tytul -- troche sztuczny -- wymyslila redakcja. "Taternik" staral sie stosowac praktyke autoryzowania skracanych tekstow, czego z oczywistych wzgledow nie robily tygodniki i gazety. Zestawiajac ksiazke, wyborem nie objeto wywiadow, jak ten w "Trybunie Ludu" z wiosny 1980 roku, nie uwzgledniono tez publikacji obcojezycznych, jak np. odmienna wersja artykulu o Filarze Naroznym, ktora ukazala sie w szacownym brytyjskim "Alpine Journal" (
zdjecie). Na inna okazje musza poczekac chrobakowskie inedita, pozostale w bibulkowych kopiach a nawet slabo czytelnych rekopisach. No ale cieszmy sie tym, co w ksiazeczce jest i co sprawia, ze Genek i jego (a takze nasi) tragicznie zmarli przyjaciele -- Janek Franczuk, Wojtek Wroz, Andrzej Heinrich, Andrzej Mroz, Samek Skierski, Mirek Dasal -- znowu pojawiaja sie miedzy nami, mlodzi i radosni, zapewne zdziwieni siwizna naszych glow. W dorobku "Stapisu" kolejna cenna pozycja -- trzeba po nia siegnac.
Eugeniusz Chrobak: Oddychac gorami. Od Kazalnicy do Everestu. Ksiazka wydana przez Malgorzate i Jana Kielkowskich oraz wydawnictwo "Stapis", Katowice 2005.
Jozef Nyka
17.11.2005 |
POLSKIE FILMY W BULGARII |
11/2005 (55) |
Z opoznieniem informuje o sukcesie polskiego kina gorskiego na Piatym Miedzynarodowym Festiwalu Filmow Gorskich w Bansku (27--30 pazdziernika 2005). Film Miroslawa Dembinskiego "Praszczur" otrzymal nagrode za najlepsza rezyserie, natomiast zespol, ktory nakrecil film "Na krawedzi" Aleksandra Dembskiego -- nagrode "Camera Extreme" za najlepsze filmowanie w trudnych warunkach. Walka byla bardzo zacieta, bo w programie konkursowym rywalizowalo 41 filmow -- de facto najlepsze utwory z ostatnich dwoch lat. Grand Prix i specjalna nagrode Zwiazku Filmowcow Bulgarskich otrzymal film Pavla Barabasa ze Slowacji -- "Wertykalna Amazonia", specjalna nagrode Jury -- "Przeklete skarby Altiplano" (The cursed treasures of the Altiplano) francuskich rezyserow Dominique Lenglart i Jose Maldavski, nagrode Unii Biznesu Turystycznego Miasta Bansko -- "Nima Temba Sherpa" Holenderki Margriet Jansen, nagrode Rady Miejskiej Banska -- portret filmowy bulgarskiego alpinisty Metodego Sawowa (rezyserem tego filmu jest Konstantyn Czakyrow), nagrode "Kodaka" -- "Dzika woda" Cweteliny Atanasowej z Bulgarii. Ogolnie, na obie czesci tegorocznego programu zlozyly sie 82 filmy -- po 41 w dzialach konkursowym i retrospektywnym. W tym drugim wyswietlilismy filmy Luisa Trenkera i Leni Riefenstahl, a takze przeglad tworczosci Petera Hrzanowskiego -- kanadyjskiego mistrza polskiego pochodzenia. Duzym zainteresowaniem cieszyly sie tez filmy z programu Jerzego Surdela -- slynny "Odwrot" i "Trzeci biegun -- Przerwana Wyprawa".
Tuz po festiwalu w Bansku, w Sofii odbyl sie tydzien poswiecony tworczosci Luisa Trenkera i Leni Riefenstahl, w ktorym mozna bylo obejrzec filmy:
"Der heilige Berg" | 1926 |
"Der Sohn der weissen Berge" | 1930 |
"Berge in Flammen" | 1931 |
"Der Rebell" | 1932 |
"Der verlorene Sohn" | 1934 |
"Der Berg ruft" | 1938 |
"Liebesbriefe aus dem Engadin" | 1938 |
"Flucht in die Dolomiten" | 1955 |
Wyjatkowym wydarzeniem bylo otwarcie wystawy "Gory i fotografia" slynnego Muzeum Gorskiego -- Museo Nazionale della Montagna "Duca degli Abruzzi" w Turynie. Obecny byl dyrektor Muzeum -- Aldo Audizio (wczesniej czlonek Jury Festiwalu w Bansku). Te swego rodzaju dni kultury gorskiej zorganizowalismy scisle wspolpracujac z ambasadami i instytutami kultury Wloch i Austrii, CAI-Torino, Regione Piemonte, "Movieman Productions" GmbH Muenchen. Patronem calosci byla International Alliance for Mountain Film. W dniach 5, 6 i 7 listopada w sali Instytutu Kultury Polskiej w Sofii odbedzie sie "Echo Piatego Festiwalu Filmow gorskich", podczas ktorego pokazemy nagrodzone dziela i najlepsze filmy z Banska. W programie tym znajda sie wszystkie filmy polskie.
Piotr Atanasow
15.11.2005 |
KALIMNOS - WYJAZD INSTRUKTOROW PZA |
11/2005 (55) |
Kalimnos jest grecka wyspa polozona blisko Turcji, obok wyspy Kos. Od wyspy Kos rozni sie ona w sposob zasadniczy -- przede wszystkim mozliwosciami wspinaczkowymi, ale takze poziomem zycia mieszkancow. Kalimnos to prawie pustynia, ale gorzysta. Rosna tam glownie rosliny kolczaste, ktore w jakis zadziwiajacy sposob pozwalaja wyzyc kozom. Drzewa rosna wylacznie pielegnowane przy domach. Drogi i teren pod zabudowe trzeba kuc w skale. Woda w kranie jest slonawa, niezdatna do przygotowania herbaty lub kawy. Na szczescie miejscami tryskaja zrodelka i z nich czerpie sie wode pitna. Podejrzewam, ze zanim glownym zrodlem dochodow mieszkancow stali sie turysci, bylo tam ciezkie zycie. Teraz przyjezdzaja w lecie amatorzy sportow wodnych, natomiast wiosna i jesienia wielbiciele wspinaczki skalkowej.
Dla wspinaczy skalkowych jest to miejsce wymarzone -- jak na europejskie warunki, olbrzymia ilosc bardzo roznorodnej skaly -- zarowno pod wzgledem rzezby, jak i nastromienia (
zdjecia). Krociutkie podejscia, mieszkanie w "studio" z prysznicem oraz duzo roznych restauracji, ktore kusza wspinaczy najnowszymi wiadomosciami o wlasnie zrobionych (tzn. obitych spitami) nowych drogach. Nawet mozna pozyczyc wiertarke, gdyby ktos mial ochote na zapisanie sie w historii tego rejonu. Ciekawostka: w przewodniku nie podaje sie autorow drog ( jest to popularny zwyczaj przewodnikow skalkowych), natomiast wypisane sa nazwiska osob ubezpieczajacych drogi. Pewnie najczesciej sa to te same osoby, chociaz w przypadku drog najtrudniejszych mialabym watpliwosci.
W obozie Komisji Szkolenia PZA (13--27 pazdziernika 2005) wziely udzial nastepujace osoby : Piotr Drobot, Elzbieta Fijalkowska, Jaroslaw Liwacz, Dariusz Mielczarek, Renata Piszczek, Bogumil Slama, Kazimierz Szych, Ryszard Urbanik, Wojciech Wajda. Swietny klimat, dobra pogoda i przyjazne warunki pozwolily na olbrzymia aktywnosc wspinaczkowa: kazdy z uczestnikow poprowadzil po kilkadziesiat drog (od 32 do 76). Najciekawsze przejscia :
| | |
Piotr Drobot | Pas Touche a Ma Bite; 8a RP Andromeda; 7c+ RP (w drugiej probie) Pindaro; 7c+ RP (w drugiej probie) |
| W sumie 45 drog od 5c+(VI-) do 8a (VI.5+). |
Renata Piszczek | Eros; 7c RP Alfredo; 7b+ OS Ivi; 7b/7b+ OS |
| W sumie 42 drogi od 5c+(VI-) do 7c (VI.4+). |
Jaroslaw Liwacz | Andromeda; 7c+ Flash Polifemo; 7c OS Rastapopoulos; 7b+ OS |
| W sumie 76 drog. |
| | |
Po calym sezonie wprowadzania w arkana wiedzy wspinaczkowej nowych adeptow, zwiazanego z wielkim stresem (odpowiedzialnosc, niebezpieczny teren, cierpliwosc konieczna przy nauczaniu), taka mozliwosc odreagowania, polaczona z aktywnoscia wspinaczkowa, jest nie tylko cenna ale i przyjemna. Tym bardziej w rejonie tak atrakcyjnym. Mam tylko jedno "ale", moje osobiste -- ja wole odpoczynek po wspinaniu w srodowisku bardziej przyrodniczym, niz dyskotekowym.
Elzbieta Fijalkowska
13.11.2005 |
A, TO CIEKAWE! |
11/2005 (55) |
Taniej w Pakistanie
Biuro PZA przekazalo nam komunikat nadeslany przez prezesa Pakistanskiego Klubu Alpejskiego, Nazira Sabira. Pisze on, co nastepuje: "Milosnicy gor i alpinisci z zadowoleniem przyjma wiadomosc, ze rzad Pakistanu zdecydowal sie na utrzymanie 50-procentowej obnizki royalty za szczyty wyzsze, niz 6500 m, calkowita rezygnacje z oplat za szczyty nie przekraczajace tej rzednej i na zmniejszenie o 10% oplat za atakowanie szczytow polozonych w Chitralu, Gilgicie i Ghizarze. Ta ostatnia ulga ma zachecic wyprawy do odwiedzania tych atrakcyjnych rejonow gorskich, w ostatnich latach zupelnie zapomnianych. Zapraszamy alpinistow z calego swiata, by skorzystali z tych duzych ulg w roku 2006, gdyz pozniej moga one zostac uchylone." Tyle Nazir Sabir. Przypomnijmy, ze szczyty nie siegajace 6500 m zwolnione sa nie tylko od royalty ale i od obowiazkowego nadzoru oficera lacznikowego, choc w "permitted zone" wymagaja zezwolenia trekkingowego i wynajecia uprawnionego lokalnego przewodnika. Kopie rozporzadzen Ministerstwa Turystyki sa do wgladu w Biurze PZA. A tu tabelka "przepolowionych" oplat za szczyty, obowiazujacych w Pakistanie w roku przyszlym:
|
Szwajcarska fundacja ratownicza
W Szwajcarii dogadaly sie obie organizacje odpowiedzialne za ratownictwo w gorach -- Schweizer Alpen Club i Rega czyli Schweizerische Rettungsflugwacht. W wyniku podpisanego w pazdzierniku porozumienia, powstala trzecia instytucja: fundacja Alpine Rettung Schweiz (ARS). Rozpocznie ona dzialalnosc z dniem 1 stycznia 2006, bedzie sie zajmowala m.in. szkoleniem i lacznoscia, bedzie tez koordynowala wszelkie poczynania ratownicze w gorach Szwajcarii oraz -- jak zapisano -- na terenach przyleglych. Sprawa najwazniejsza jest jednak stworzenie stabilnej podstawy finansowej dla ratownictwa gorskiego. Kapital fundacji wynosi 2 miliony CHF: Rega i SAC zlozyly sie na niego po polowie. Wydatki biezace sluzb ratowniczych bedzie finansowala glownie Rega (1--2 miliony CHF rocznie), do czego 100--200 000 dorzuci z wlasnej kasy Schweizer Alpen Club. Terenowe stacje ratownicze SAC, nastawione na dzialalnosc "naziemna", zostana utrzymane, ich wspoldzialanie z Rega uzyska jednak status instytucjonalny.
Karakorum z lotu ptaka
Staraniem Nazir Sabir Expeditions, Pakistanskie Linie Lotnicze wprowadzily od 14 sierpnia 2005 turystyczne loty nad najwyzsza czescia Karakorum. Startujac o godz. 9.30 z Islamabadu, w ciagu 90 minut turysci przelatuja wygodnym Boeingiem 737 obok skrajnie zachodniego osmiotysiecznika Nanga Parbat (8125 m), obok drugiego szczytu swiata K2 (8611 m), Broad Peaka (8051 m), Gasherbrumow (8035, 8068 m). Ogladaja piekna Rakaposhi (7788 m) i gleboka doline Baltoro, a takze malownicze "polnocne obszary" kraju -- doliny Hunzy, Gilgitu, Swatu, Naranu, Chitralu. Duzy odcinek horyzontu zajmuja nie odwiedzane w ostatnich dekadach wysokie pasma Hindukuszu. Wrazenia sa niepowtarzalne i "na cale zycie". Do udzialu w Karakoram Air Safari zachecaja tez calkiem przystepne ceny. Zaleznie od klasy w samolocie i rodzaju miejsca (okno -- srodek) bilet kosztuje od 100 do 175 USD. Najdrozsze sa miejsca przy oknie w klasie Ekonomiczna Plus. W razie niepogody loty moga byc przesuniete w czasie lub odwolane. Z uwagi na atrakcyjnosc, beda sie bez watpienia cieszyly duzym zainteresowaniem. (O polskiej wersji patrzenia na Karakorum z gory zob. notatke Wladyslawa Janowskiego o AAJ 2005 w
GG 11/05 z 04.11.2005).
Instrukcja sprawozdawcza
Ministerstwo Kultury, Turystyki i Awiacji Nepalu wydalo w tym roku 11-punktowa instrukcje dla kierownikow wypraw i oficerow lacznikowych, obejmujaca biezaca sprawozdawczosc alpinistyczna. Sprawozdania kierownikow z przebiegu wypraw i poszczegolnych wejsc docieraja do centrali w Katmandu za posrednictwem oficerow lacznikowych. Tam sa weryfikowane i, jezeli nie budza watpliwosci, publikowane. Z instrukcji przebija nieufnosc urzednikow w stosunku do alpinistow, niestety sluszna, gdyz w relacjach z wypraw duzo jest wyraznego "sciemniania". Instrukcja poleca staranne dokumentowanie drog wejscia, fotografowanie kluczowych miejsc i ubezpieczen -- wlasnych i cudzych. Ekwipunek i sprzet przewidziany do ataku szczytowego powinien byc przed szturmem fotografowany a takze przedstawiany oficerom lacznikowym i swiadkom. Polecane jest fotografowanie widokow ze szczytow "na cztery strony swiata" a takze robienie zdjec osobom zastanym na szczycie i uzyskiwanie od tych osob pisemnych potwierdzen wspolnej bytnosci na gorze. Pozadane sa zdjecia z automatycznie wpisywana data. O znanych nam z okresu ZSRR "zapiskach" szczytowych w instrukcji nie ma mowy, zreszta przy dzisiejszym ruchu (Everest, Cho Oyu, Amadablam) nie mialyby one wiekszego sensu.
Pantery sniezne
Pantery sniezne, zwane tez irbisami lub barsami (Uncia uncia) naleza do zwierzat najwspanialszych i najlepiej przez nature przystosowanych do zycia w skrajnie trudnych warunkach. Bytuja na duzych wysokosciach (poluja do 6000 m), przy wadze 70 kg moga wykonywac skoki na odleglosc 13 m, owlosione poduszki lap pozwalaja im chodzic po stromych lodach. Wspanialy ogon ma 90 cm dlugosci (
zdjecie). Lowia glownie dzikie owce i koziorozce, nie gardza jednak tez drobniejszymi lupami. Zyja w Azji Centralnej, niestety pod ogromna presja cywilizacyjna (klusownicy, turystyka), ktora ich stan w ciagu ostatnich kilku lat zredukowala o 2/3. Najgorzej maja sie sprawy w Kirgistanie, gdzie liczbe barsow ocenia sie na zaledwie 250 sztuk. Poniewaz grozi im wyginiecie, instytucje i organizacje ekologiczne probuja otoczyc je opieka, co udaje sie z trudem. W Kirgistanie stworzono specjalna jednostke policyjna do zwalczania klusownictwa wysokogorskiego, tzw."Grupe Bars". Jest ona finansowana przez (glownie niemiecka) NABU i ma juz pewne osiagniecia. Obecnie tworzona jest druga podobna jednostka, ktora bedzie dzialala na poludniu kraju, skad futra i zywe zwierzeta przerzucane sa do Chin. Sytuacje pogarsza latwy dostep klusownikow do nowoczesnej smiercionosnej broni. Wyrazem podziwu dla panter jest przyjeta juz pol wieku temu nazwa honorowego tytulu wysokosciowca: snieznymi barsami (snieznyje barsy) zwani byli (i sa) zdobywcy wszystkich pieciu siedmiotysiecznikow dawnego ZSRR (laczna ich liczba przekracza obecnie 500).
Z milorzebem gory mniejsze
Wyciag z milorzebu japonskiego (Ginkgo bilobae) jest znany w medycynie, nasze apteki oferuja jego przetwory z nazwa "Ginkofar". Stosuje sie go w chorobach neurologicznych, w zaburzeniach krazenia mozgowego i obwodowego, miazdzycy naczyn itp. Od pewnego czasu slychac o jego skutecznosci przy problemach zwiazanych z pokonywaniem duzych wysokosci i z ekspozycja na zimno, gdyz zawarte w nim substancje "zwiekszaja tolerancje tkankowa, rowniez mozgu na niedotlenienie". Pare lat temu milorzebem japonskim serio zajal sie zespol badawczy w skladzie: Kirsten Maakestad, Gig Leadbetter, Sheryl Olson i Peter Hackett (kierownik). Proby przeprowadzono na Pike's Peak i na Denali -- na srednich wysokosciach i na niewielkiej liczbie osob, ale juz one wykazaly przydatnosc Ginkgo bilobae w gorach. Wiadomo, ze zazywany przez 5 dni przed wspinaczka o polowe zmniejsza ryzyko zapadniecia na chorobe wysokosciowa (AMS), a w razie jej wystapienia -- wplywa lagodzaco na przebieg. Byc moze w praktyce stosowanie nie wymaga 5-dniowego wyprzedzenia, a preparaty dadza tez skutki doraznie. Pisze dr Hackett: "Wciaz jeszcze nie wiemy do konca, jak Ginkgo dziala. Z pewnoscia wymaga dalszych badan, ale juz mamy dostatecznie duzo danych potwierdzajacych jego zdolnosc do przystosowywania ludzi do wysokosci i do zimna. Nie jest to lek cudowny, ale na pewno pomoze zredukowac zapadalnosc na chorobe wysokosciowa i zlagodzic jej przebieg, chociaz nie wydaje sie byc skuteczny w przypadkach wysokosciowego obrzeku pluc (HAPE). Jest bezpieczny, nie wymaga recepty i jest tani." Dodajmy, ze dr Peter H. Hackett nalezy do najwybitniejszych specjalistow w dziedzinie medycyny duzych wysokosci. Jako czlonek American Medical Research Expedition, w dniu 24 pazdziernika 1981 r. wszedl na szczyt Everestu. Podobne badania nad skutecznoscia Ginkgo bilobae przeprowadzono tez we Francji, gdzie uzyskano zblizone wyniki.
Mniej sniegu wiecej lawin
Austriacka Sluzba Ratownictwa Gorskiego (Osterreichischer Bergrettungsdienst) oglosila raport z zimy 2004--2005, ktora przyniosla raptowny wzrost liczby wypadkow lawinowych: pod tym wzgledem niemal dorownala tragicznej zimie 1998--99, a przeciez wtedy sposrod 50 ofiar az 38 zmarlo w katastrofach lawinowych w Galtur i Valzur. W minionym sezonie (liczby w nawiasach odnosza sie do zimy 2003--04) zanotowano w Austrii 148 (60) wypadkow lawinowych z 353 (106) zasypanymi. Z tej sumy 230 (79) osob -- pomijajac szok -- nie ucierpialy zbytnio, 72 (19) odniosly powazniejsze obrazenia a 48 (8) stracilo zycie. Najwiecej wypadkow wydarza sie w Tyrolu (82, 36 zgonow) i kraju salzburskim (odpowiednio 21 i 6). Ciekawie przedstawia sie statystyka wieku. Sezon 2004--05 nie potwierdzil opinii, ze grupe najwiekszego ryzyka stanowi mlodziez ponizej 21 roku zycia. Najwiecej poszkodowanych miesci sie w przedziale 31--40 lat, 38 objetych wypadkami osob to ludzie miedzy 51 a 60 rokiem zycia, wsrod ofiar nie brak nawet "emerytow" w wieku 61--70 lat. W wypadkach lawinowych wciaz przoduja mezczyzni, ale ich udzial zmniejszyl sie z 88 do 78%. Analiza poszczegolnych nieszczesc wykazuje, ze w 80% chodzilo o zdarzenia zawinione, w tym nadmierna "ofensywnosc" amatorow bialych szlakow. Chwila zastanowienia przed zjazdem czy wejsciem w strefe zagrozenia moglaby niejednemu uratowac zycie. Wsrod turystow narciarskich, jezdzacych poza przygotowanymi trasami, tylko co trzeci mial detektor lawinowy, w dodatku tylko nieliczni umieli sie tym przyrzadem sprawnie poslugiwac. W liczbach ofiar dla poszczegolnych sezonow wystepuja duze wahania, jednak wzrost szesciokrotny z sezonu na sezon zmusza do zastanowienia. Trzeba tez podkreslic, ze w statystyce sezonu 2004--05 nie ma katastrof lawinowych -- w najtragiczniejszym wypadku zginely 4 osoby. Austriacki raport stwierdza, ze wysilki profilaktykow powinny isc nie w kierunku szukania nowych rozwiazan sprzetowych (
zdjecie), lecz raczej edukowania korzystajacych z urokow sniegu ludzi -- i to juz "od malego", czyli od szkoly a nawet przedszkola.
Everest i G III -- 30 lat pozniej
Z okazji swojego wejscia na Mount Everest w dniu 16 maja 1975 r., Junko Tabei zaprosila do Katmandu wszystkie dotychczasowe pogromczynie najwyzszej gory swiata, w liczbie przeszlo stu. Spotkanie zorganizowaly wspolnie nepalskie organizacje turystyczne i agendy rzadowe, wypadlo ono jednak dosc skromnie: zjawilo sie tylko 12 pan, czyli ok. 10% ogolu zaproszonych. Z nazwiska wymieniono jedna: Tybetanke Phantog, ktora byla druga kobieta na Everescie -- zaledwie w 11 dni (27 maja) po Junko Tabei. 31 pazdziernika wszystkie panie zostaly przyjete przez Jej Krolewska Mosc Komal Rajya Laxmi Devil Shah, 1 listopada Junko byla bohaterka serii imprez, w tym galowego przyjecia zorganizowanego przez wladze miasta -- z udzialem wiceministra kultury i turystyki. Panie odbyly honorowa przejazdzke powozami konnymi w asyscie wysokich urzednikow panstwowych i orkiestry policji, Junko zasadzila okolicznosciowe drzewko w Miedzynarodowym Parku Pamieci Alpinistow. 2 listopada poleciala do Lukli i odbyla wedrowke do Kalapathar. Junko Tabei jest autorka kilku publikacji o alpinizmie kobiecym, m.in. ksiazki "Kobiety na Everescie" (1998 --
zdjecie).
A tymczasem u nas, jesli nie liczyc majowej prelekcji w Muzeum Sportu i Turystyki, niezauwazenie minela 30 rocznica jednego z najwiekszych sukcesow alpinizmu polskiego -- pierwszego wejscia na Gasherbrum III (7952 m --
zdjecie) przez zespol w skladzie Alison Chadwick-Onyszkiewicz, Wanda Rutkiewicz, Janusz Onyszkiewicz i Krzysztof Zdzitowiecki w dniu 11 sierpnia 1975 roku. Alpinizm polski wzbogacil wowczas swoj dorobek o prawie-osmiotysiecznik, a Wanda i Alison -- obie niestety pozniej nie powrocily z gor -- ustanowily nie przewyzszony juz swiatowy rekord wysokosci pierwszego wejscia z udzialem kobiet. O trudnosciach szczytu najlepiej swiadczy to, ze mimo prob na drugie wejscie czekal on lat bez mala 30. Wyprawa ta przyniosla tez nowa droge na Gasherbrum II oraz pierwsze wejscie kobiece na ten szczyt. U nas z okazji jubileuszu nie bylo nie tylko rocznicowej gali, ale nawet skromnego spotkania, a i w mediach nie zauwazylismy wzmianki przypominajacej historyczne chwile. Dwaj zyjacy bohaterowie wejscia na G III, Janusz i Krzysztof, zajeci wlasnymi sprawami, sami pewnie nie pamietali o rocznicy. Przypomnijmy ja wiec przynajmniej na naszych skromnych lamach. Trzydziesci lat -- a ile wtedy bylo jeszcze gor do zdobycia!
Jozef Nyka
08.11.2005 |
BANFF PO RAZ TRZYDZIESTY |
11/2005 (55) |
XXX edycja Banff Mountain Film Festival sciagnela, jak zwykle, tlumy fanow kina gorskiego a takze gwiazd swiatowego alpinizmu. Grand Prix zdobyl francuski film, nakrecony przez Gillesa Chappaza "Sur le fil des 4000", poswiecony postaci Patricka Berhaulta i jego tragicznej probie przejscia w jednym ciagu wszystkich 82 czterotysiecznikow Alp -- w warunkach zimy. Film pokazuje zmagania bohatera i jego partnera Philippa Magnina z tuzinami szczytow, sniegami, zamieciami na graniach -- az po tragiczny koniec Patricka w dniu 28 kwietnia 2004 na 67. szczycie, w 2/3 wielkiej drogi (
GS 04/04). Kamera wciaga nas w fantastyczna przygode i przezycia dwoch przyjaciol -- pelnych woli walki ale i szacunku dla gor. Wsrod zwyciezcow w 7 kategoriach tematycznych milo nam zobaczyc rezysera polskiego:
Miroslaw Dembinski otrzymal nagrode za najlepszy obraz sportow gorskich w filmie "Praszczur", pokazujacym sylwetke 79-letniego spadolotniarza. "Bohater filmu ujmuje nas swoja niezwykla pasja i swoja wytrwaloscia w dazeniu do celow" -- mowi czlonek Jury, Fulvio Mariani. Nagrode publicznosci zdobyl sympatyczny film "The Magic Mountain" o Cyntii Hunt -- dzialaczce spolecznej niosacej pomoc kobietom w Ladakhu (rezyseria Auders i Pat Morrow).
Wladyslaw Janowski
Na XXX edycje festiwalu wplynela imponujaca liczba 319 filmow z 39 krajow, z czego wyselekcjonowano 56 finalistow. Wsrod honorowych gosci festiwalu byli m.in. Arlene Blum, Marko Prezelj, Walerij Babanow, Conrad Anker, Steve House i "najwiekszy z zyjacych eksploratorow", Sir Ranulph Fiennes. Rownolegle odbywal sie Festiwal Ksiazki Gorskiej (The Banff Mountain Book Festival). Grand Prix otrzymala ksiazka "Being Caribou" (Karsten Heuer). W kategorii "historia" nagrodzono biografie Dona Whillansa, piora Jima Perrina.
04.11.2005 |
POLONICA W AAJ 2005 |
11/2005 (55) |
Najnowszy tom "The American Alpine Journal" (2005) zamiescil w swojej kronice za rok 2004 kilka wzmianek o polskiej dzialalnosci w gorach swiata. Sa to informacje Dawida Kaszlikowskiego z wyprawy do Maroka (w nizsze partie Atlasu) oraz Andrzeja Smialego z Tierra del Fuego w Chile. O aspektach zimowego himalaizmu (w kontekscie wejsc poznojesiennych) wypowiedzial sie Krzysztof Wielicki (blednie podpisany "Wielieki"). Tekst w tlumaczeniu Grzegorza Glazka. Natomiast przebieg pierwszego zimowego polsko-wloskiego wejscia na Shishapangme zrelacjonowal Simone Moro. Sezon w kanadyjskich Rockies podsumowal Rafal Slawinski. Mamy tez wzmianke (plus zdjecie Tadeusza Grzegorzewskiego) o polskim przejsciu Central Scrutinizer na El Capitanie.
Ten sam rocznik AAJ opublikowal duza i pozytywna recenzje opracowanych i wydanych w Polsce w roku zeszlym satelitarnych map "Mount Everest, Khumbu Himal, Rolwaling Himal i Khumbakarna Himal" Jana Zurawskiego oraz "K2 and the Baltoro Glacier in the Karakoram" Grzegorza Glazka (fragment tej mapy zamieszczono na s. 16 jako ilustracje do artykulu o Trango). Autorem recenzji jest osoba o wyjatkowej kompetencji, mianowicie Martin Gamache, kartograf z Alpine Mapping Guild, jednoczesnie wspolpracownik "American Alpine Journal".
Wladyslaw Janowski
03.11.2005 |
ZAMYKANIE I OTWIERANIE |
11/2005 (55) |
Pod obrady parlamentu Slowacji trafil w sierpniu projekt uchwaly regulujacej sprawy ratownictwa gorskiego. Jednym z glownych postanowien mialoby byc wprowadzenie od 1 stycznia 2006 pelnej odplatnosci za dzialania ratownicze w Tatrach. Horska zachranna sluzba ma wejsc do zintegrowanego systemu ratownictwa krajowego, a turysci i narciarze zostana zmuszeni do wykupu polis ubezpieczeniowych. Do tej pory odplatne byly tylko akcje prowadzone z powietrza, zreszta bardzo kosztowne. Uchwala ma tez skodyfikowac prawa i obowiazki gestorow odpowiedzialnych za budowe i utrzymanie szlakow, nartostrad i drog w gorach. Wedlug zapowiedzi, jest to dolaczanie do porzadku panujacego w ratownictwie Zachodniej Europy, co jednak nie jest prawda, gdyz nie we wszystkich krajach zachodnich za pomoc pobiera sie oplaty.
Restrykcyjne zapowiedzi plyna nie tylko z Tatr. W dalekim
Peru, dyrekcja rozleglego Huascaran National Park (PNH) zamierza drastycznie ograniczyc swobode dzialania alpinistow w Cordillera Blanca (
zdjecie). Udostepnione maja zostac tylko najpopularniejsze szczyty i wybrane drogi wspinaczkowe (ok. 80 z ogolem 600), a alpinisci beda zobowiazani wynajmowac lokalnych przewodnikow w liczbie jednego na dwoch klientow (par. 7.1). Wnetrze Parku ma byc calkowicie zamykane od grudnia do marca (par. 6.3). Te i inne posuniecia tlumaczone sa ... bezpieczenstwem alpinistow i turystow, za ktorych calosc maja odpowiadac owi lokalni przewodnicy. W toku sa miedzynarodowe wystapienia do wladz Peru o niedopuszczenia do przyjecia proponowanych uregulowan. W dniu 2 wrzesnia prezes American Alpine Club, Mark Richey -- sam znawca i milosnik Cordillera Blanca -- wystosowal solidnie udokumentowany protest do Leoncio A. Vasqueza, szefa Panstwowego Instytutu Rezerw Naturalnych. Reakcji wlasciwych instancji peruwianskich na razie brak.
Natomiast lepsza wiadomosc nadeszla z Nowej Gwinei, gdzie wladze zdecydowaly sie na ponowne otwarcie najwyzszego szczytu Australazji, Piramidy Carstensza (Puncak Jaya, Carstensz Pyramid, 4884 m), w r. 2002 zamknietego ze wzgledu na niepewna sytuacje polityczna w rejonie. Od lipca tego roku (2005) znow zaczeto wydawac pozwolenia, jednak z klopotliwym obowiazkiem korzystania z uslug agencji turystycznych, organizujacych przeloty helikopterowe. Koszty wypraw w takiej wersji sa niestety wysokie: dwu- do trzytygodniowy pobyt 12 500 do 18 500 $, nie liczac drogiej podrozy do Indonezji. Ale amatorzy Korony Ziemi maja znowu mozliwosc kompletowania duzej serii -- z Carstenszem w miejsce Kosciuszki. Carstensz Pyramid od nowa figuruje w ofertach agencji wycieczkowych na rok 2006. (jn)