GS/0000 WSZYSTKO KIEDYS SIE KONCZY 12/2016
Trzydziesci piec lat minelo, jak jeden dzien... W r. 1990 odnotowalismy 10-lecie istnienia naszej minigazetki, w lipcu 2000 – 20-lecie. Jej 30. urodziny przegapilismy. Wylonila sie ona kiedys ze zbiorowych listow do weteranow klubowych. Korespondencja z biegiem lat nabrala cech biuletynu, w r. 1980 opatrzonego tytulem „Glos Seniora”, zrazu pomyslanym jako zart. Moze byl to zreszta rok 1981 albo zgola 1979? Z lezka w oku biore do reki listy „prenumeratorow” z tej epoki. Sa na nich tacy adresaci, jak Mieczyslaw Babinski, dr Boleslaw Chwascinski, Adam Gorka, Zofia Galica-Kaminska, Jerzy Hajdukiewicz, prof. Jerzy Hryniewiecki, Czeslaw Lapinski, prof. Tadeusz Orlowski, Wiktor Ostrowski, Witold H. Paryski, Kazimierz Paszucha, Tadeusz Pawlowski, Jan Sawicki, dr Saysse-Tobiczyk, Jan A. Szczepanski, red. Bohdan Tomaszewski, Pawel Vogel, Stanislaw Wrzesniak, dr Maciej Zajaczkowski, prof. Stanislaw K. Zaremba... W „bratnich” krajach slowianskich stalymi odbiorcami byli w Bulgarii m.in. Ruen Krumow, w ZSRR Witalij Abalakow, Michail Anufrikow, Ferdinand Kropf, Aleksiej Malejnow, w Czechoslowacji Ivan Galfy, Arno Puskas, Radek Roubal, Jozo Simko, Jaromir Wolf... Caly naklad (50 do 70 egzemplarzy) pisany byl na tzw. „przebitce”, na starej „Erice” redaktora. Jedno przepisywanie dawalo 7–8 kopii, kolejne rzuty prowadzily wiec do zmian w tekscie i wymiany notatek. Rozchodzily sie wszystkie kopie, zdarzalo sie, ze i archiwalna. Technika ksero pozwolila zwiekszyc naklady, choc limitowaly je fundusze wydawcy. Potem nastal druk komputerowy. Poczatkowo przewazal material o charakterze towarzyskim, wnet jednak gore wziela skrotowa informacja alpinistyczna, pojawialy sie tez artykuliki, na ktore nie starczalo miejsca w „Taterniku”. Od schylku lat 80. GS ukazywal sie co miesiac. Rozprowadzany byl nieodplatnie. Staraniem Alka Lwowa, przez pare lat numery przedrukowywal wroclawski miesiecznik „Na szlaku”. Jako wydawca dlugo figurowala Komisja Informacji PZA, w formule tej chodzilo jednak tylko o wymog Urzedu Kontroli Prasy: prywatne pismo w jawnym obiegu nie moglo sie wowczas ukazywac. PZA ani technicznie, ani finansowo nie byl w nasze pisemko zaangazowany – w odroznieniu od „Biuletynu Informacyjnego” z lat 1969–90, ktory byl tworzony przez nizej podpisanego, ale powielany i rozsylany przez biuro Zarzadu. Od nru 1/1997 „Glos Seniora” ma miejsce w internecie (www.nyka.home.pl), wersje „na papierze” gromadzi Centralna Biblioteka Gorska, choc kompletu nie ma nawet wydawca.
[GS 02/1981]
Jeden z pierwszych numerow „Glosu Seniora”
Adresowany do grona seniorow KW, dzieki internetowi GS znajdowal tez mlodszych czytelnikow, Andrzej Piekarczyk nazwal go „zwornikiem miedzy pokoleniami”. Nasze teksty cytowaly Google, w ktorego fotogaleriach zdjecia z naszego serwisu sa liczniejsze, niz z naszych innych mediow gorskich razem wzietych. Do wspolpracownikow nalezeli m.in. Andrzej Sklodowski, Andrzej Skupinski, Jerzy Kolankowski, Krystyna Salyga, Teddy Wowkonowicz, Ryszard W. Schramm, Jano Sawicki, Jan Mostowski, Zdzislaw Dziedzielewicz, Wojtek Wisniewski. Wszystkie materialy nie sygnowane innymi nazwiskami byly i sa autorstwa nizej podpisanego. Numery GS zawieraja wiadomosci nie powtarzane na ogol w „Taterniku” ani w BI KW-PZA, stad tez beda kiedys przydatne dla historykow naszego sportu. Kolejne miesiace przynosily pozegnania odchodzacych przyjaciol. W samej tylko czesci wlaczonej do internetu (troche wiecej niz polowa objetosci) ukazalo sie ok. 150 biogramow – obszernych i wylacznie w oryginalnym, wlasnym opracowaniu. Poniewaz „bibulkowe” numery GS sa ledwo czytelne, wydawcy marzylo sie kiedys przeniesienie ich w zapis komputerowy – z jednoczesnym wlaczeniem notatek wariantowych (o ile zdolaly sie zachowac). Rowniez pelny indeks zawartosci pozostaje w sferze pomyslow. „Glos Seniora” zawsze byl „gazetka” z przymruzeniem oka i nie pretendowal do rangi biuletynu – nawet tylko srodowiskowego. Totez powazne haslo „Glos Seniora” w „Wielkiej encyklopedii tatrzanskiej” bylo dla wydawcy tyle samo zaskoczeniem, co zaszczytem i powaznym zobowiazaniem. Konczac jubileuszowa laurke w GS 07/2000 postawilem pytanie: „Na ile numerow starczy nam jeszcze oddechu?” Zycie lubi robic niespodzianki: starczylo na przeszlo... 150.
[Wladek Janowski]
Wladek Janowski vel Rudaw Janowic – najstalszy z wspolpracownikow „Glosu Seniora”.
Wszystko jednak kiedys sie konczy i po 35 latach sluzby oddechu zaczyna brakowac, a grudzien 2016 – wyjatkowo podwojny – jest numerem pozegnalnym naszej „gazetki w pigulce”. Chcialbym w nim z serca podziekowac wszystkim Czytelnikom, a takze – nielicznym zreszta – wspolpracownikom, z ktorych najstalszym byl Wladek Janowski vel Rudaw Janowic. Do czestszych ostatnio nalezeli Jurek Wala, Basia Morawska, Marek Maluda, Andrzej Piekarczyk, Krysia Konopka, Marek Grochowski, Roman Goledowski, Zbigniew Kubien, Wojciech Swiecicki, kto jeszcze? Zyczliwymi radami wspieral nas redaktor „Wierchow” Wieslaw A. Wojcik, fotografiami – glownie Jan Slupski i Bogdan Jankowski. W redagowaniu tekstow pomagala mi corka Monika, caloscia komputerowej obrobki edytorskiej opiekowal sie Maciej Wisniewski. Poniewaz nasza gazetka okazala sie wartosciowa – chociazby jako medium integracyjne i taternicka nekropolia – kolegow Lojantow, niedalekich juz statusu seniorow, zachecam, azeby pomysleli o wlasnym podobnym pisemku, moze troche wiekszym, lepiej wydawanym i przede wszystkim opatrzonym madrzejszym tytulem. W „Glosie Seniora” pozegnalem wiekszymi biogramami okolo 250 kolegow i przyjaciol – nie przypuszczalem, ze zamknie ten poczet mlodszy ode mnie o 13 lat Rysio Szafirski. Tymczasem w krytyczny wiek wchodza coraz to liczebniejsze pokolenia i odlotow bedzie jeszcze wiecej. Dobrze byloby zadbac o to, by odchodzacy koledzy nie wpadali w dziury niepamieci, zwlaszcza ze na lamy „Taternika” w „tym temacie” liczyc nie mozna. No ale pozostawmy to trosce generacji, ktorej juz zaczyna bic dzwon. Ode mnie do wszystkich Sympatykow i Wspolpracownikow raz jeszcze bardzo, bardzo gorace podziekowania za zainteresowanie gazetka i za ten 35-letni kawalek czasu wspolnie przezyty juz nie w gorach, ale wciaz jeszcze w kregu spraw gorskich i ich magicznego medialnego promieniowania. Dzieki, 35-krotne dzieki!
Wasz Jozef Nyka
GS/0000 RYSZARD SZAFIRSKI 12/2016
[Ryszard Szafirski]
Ryszard Szafirski w r. 1978. Fot. Jozef Nyka
Byl jedna z tych postaci gorskiej sceny, ktore nie wymagaja prezentacji, ich dokonania sa bowiem ogolnie znane. Zycie podzielil pomiedzy Slask, Zakopane i Kanade. Urodzil sie 1 pazdziernika 1937 r. w Sosnowcu. W r. 1955 ukonczyl nauke w Technikum Lacznosci, a w 1961 studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Slaskiej w Gliwicach, z tytulem magistra. Tatry zobaczyl w r. 1956 – „to byla milosc od pierwszego wejrzenia”. W r. 1959 zaliczyl kurs wspinaczkowy, w pozniejszych latach kursy instruktorskie. Czlonkiem KW byl od r. 1959, zwyczajnym od 1962. W Tatrach jego nazwisko szybko stalo sie glosne: pierwsze przejscia zimowe, wielkie nowe drogi (jak pn. filar Jaworowego Rogu w r. 1965). W r. 1964 z Adamem Zyzakiem zrobil piate przejscie calej grani Tatr (28 VIII – 2 IX). Do jego czestszych partnerow oprocz Zyzaka nalezeli M. Brodzki, A. Heinrich, J. Kurczab, E. Chrobak, J. Stryczynski, L. Sadus, D. Drost, T. Piotrowski. Od r. 1963 wyjezdzal w Dolomity i Alpy lodowcowe – z rekordowymi wynikami. Dolomity zainaugurowal dwoma wyczynami: XII przejsciem slynnej drogi Philippa i Flamma na Punta Tissi (16–17 VIII) i III przejsciem Filara Wiewiorek na Cima Ovest di Lavaredo. W dniach 24–26 lutego 1964 zrobil I przejscie zimowe pd. sciany Tofana di Rozes, a 9–13 marca 1965 rowniez I zimowe drogi Contamine'a na pn. scianie Aiguille Verte. Alpejski rozdzial jego aktywnosci gorskiej kulminuje w II przejsciu drogi Bonattiego na pn. scianie Matterhornu 12 i 13 sierpnia 1966 r. oraz w I przejsciu pn. filara Eigeru, w dniach 28–31 lipca 1968. Jak powiedzial w jednym z wywiadow, nie byly to latwe drogi, jednak najbardziej „w kosc” dostal na drodze Philippa i Flamma. Juz wowczas ciagnelo go w gory pozaeuropejskie. W r. 1970 wspinal sie w Kaukazie (7 szczytow, m.in. 17 VII oba wierzcholki Elbrusu, 23 VII Uszba). 14 sierpnia 1967 r. stanal na Piku Lenina (7134 m), w dwa lata pozniej kierowal pierwsza polska wyprawa w Karakorum, zakonczona I wejsciem na Malubiting Polnocny (6843 m – 9 X 1969, „Taternik” 3/1970). Latem 1971 nalezal do elitarnej czworki, ktora 26 sierpnia dokonala I wejscia na 22. szczyt Ziemi, przy tym jeden z w ogole najtrudniejszych – Kunyang Chhish (7852 m). Smialy atak szczytowy sfilmowal od obozu II az po sam czubek. W r. 1973 kierowal wyprawa w Andy Peruwianskie i wszedl na co wybitniejsze szczyty rejonu: Huandoy Norte (6395 m, 13 V), Huascaran (6768 m, 9 VI), Alpamayo (6120 m, 17 VI), Salcantay (6271 m, 15 VII), samotnie na Yanapaccha. Odkryl tez w sobie nowa zylke, w dniach 6–7 maja schodzac na dno jaskini Racas Marca (–407 m, II zejscie). W r. 1976 kierowal bogata w sukcesy wyprawa zakopianska w Hindukusz – wszedl na Noszak (7492 m, 19 VII) i uczestniczyl w I wejsciu srodkiem pn. sciany Kohe Keshnikhan (6743 m, 4–6 VII). Relacje zamiescil w „Taterniku” nr 4 z 1976 roku. Jako jeden z glownych protagonistow zimy w Himalajach, w r. 1974 uczestniczyl w wyprawie na Lhotse. Latem 1979 znow bawil w Himalajach – jako kierownik wyprawy zakopianskiej, ktora dokonala I pewnego wejscia na Ngadi Chuli (P29, Dunapurna, 7871 m). W trakcie zimowej wyprawy na Mount Everest w lutym 1980 r. dotarl – z kamera filmowa i aparatem fotograficznym w rece – do wysokosci 8150 m. Jego zdjecie smietniska na Przeleczy Poludniowej obieglo prase swiatowa. W r. 1981 kierowal wyprawa na pd. sciane Annapurny (8091 m), ktora otworzyla nowa wielka droge srodkowym filarem sciany na tzw. Middle Peak (8051 m). Droge polska, dedykowana Janowi Pawlowi II, swiatowe media uznaly za najlepsze osiagniecie roku w Himalajach. Wejscia przynosily mu odznaczenia, m.in. Medale za Wybitne Osiagniecia Sportowe - Srebrny (1969) i dwa Zlote (1971, 1980).
Byl czynny organizacyjnie – od 1961 r. w zarzadzie Kola Gliwickiego KW, od 1967 w Komisji Sportowej ZG KW. W kadencjach 1972–1980 byl wybierany w sklad Zarzadu Glownego KW i Zarzadu PZA. Od lata 1975 przewodniczyl Komisji do Spraw Tatrzanskich i Bezpieczenstwa Gorskiego. Duzo pracy wlozyl w Kolo Zakopianskie i Klub Wysokogorski w Zakopanem, m.in. przez 12 lat (od r. 1970) na stanowisku prezesa. Mozna powiedziec, ze tchnal w podgiewonckie kregi nowego ducha. Od r. 1969 byl czlonkiem GOPR, w latach 1977–78 (1 X – 30 XI) naczelnikiem Grupy Tatrzanskiej. W czasie stanu wojennego szkolil w Tatrach pluton specjalny ZOMO, czym narazil sie na ostracyzm srodowiska. Sprawilo to, ze Rysio opuscil kraj i osiadl na stale w Kanadzie. Dopiero pozniej wyszlo na jaw, ze jego zespol wydobyl od mundurowych kursantow zwierzenia o ich roli w walce z opozycja, a szczegolnie w krwawej pacyfikacji kopalni „Wujek”. „Raport taternikow” Szafirskiego, Jaworskiego i Hierzyka byl jednym z glownych dowodow w postepowaniach sadowych, a oni sami uczestniczyli w procesach w roli swiadkow.
[Ryszard Szafirski, Jacek Jaworski, Janusz Onyszkiewicz]
Ryszard Szafirski, Jacek Jaworski i Janusz Onyszkiewicz w r. 2001 w Sadzie Okregowym w Katowicach. Fot. Rafal Klimkiewicz
Z alpinizmu wyczynowego Rysio wycofal sie, nie zerwal jednak z gorami, ktore pozostaly jego pasja. Powiedzial kiedys, ze alpinista zeby przezyc musi miec szczescie, ktore jednak wyczerpuje sie po pewnym czasie. Tak bylo i z jego szczesciem osobistym. Ostatnie dekady zycia nie szczedzily mu ciezkich problemow, takze zdrowotnych – z rozleglymi oparzeniami wlacznie. Wykazal niemaly hart, by po kryzysach znow stawac na nogi. W latach swej aktywnosci pisywal w „Taterniku”, do ksiazki „Ostatni atak na Kunyang Chhish” (1973) opracowal rozdzial o scianie Ice Cacke (rekopis powinien byc w archiwum Jozefa Nyki). Jego zdjecia z gor podziwiano w publikacjach i na wystawach. Po Everescie, wystawe „Himalaje, Himalaje...” Interpress prezentowal w Warszawie, Krakowie i Nowym Saczu. Ciekawe byly wywiady, jakich udzielal. W „Radarze” 7/1980 – ilustrowanym rysunkami z Nepalu Andrzeja Strumilly – nakreslil swoja wizje rozwoju alpinizmu. W innym podal, ze w trakcie wojazy po swiecie az 170 dni spedzil na morzu – ale plywac nie umie! W ostatnich latach szczescie powrocilo do niego: miloscia i troskliwoscia otoczyla go Bozenka, a on sam miedzy jednym kryzysem zdrowotnym a drugim zdazyl podsumowac swoje bogate w zdarzenia zycie i wydac z polotem napisana, opracowana przez Klaudie Tasz ksiazke zatytulowana „Przezylem wiec wiem – nieznane kulisy wypraw wysokogorskich” („Annapurna”, 2014). Z autorem tych slow przyjaznil sie od lat skalkowych, w moich ramionach plakal na Civetcie po koszmarze przejscia drogi Philippa-Flamma, w naszym domu w Warszawie spedzil smutny ostatni wieczor przed wyjazdem z kraju i juz wtedy wyznal nam w dyskrecji to, co uslyszal od zoldakow z ZOMO. Zmarl po dlugich cierpieniach 18 listopada 2016 roku, a jego prochy zlozono na Nowym Cmentarzu w Zakopanem – obok wielu gorskich przyjaciol i z widokiem na ukochane Tatry.
Jozef Nyka
GS/0000 WALTER BOHM (1934–2016) 12/2016
Kiedy ze skrzynki pocztowej wyciagnalem list z corocznymi zyczeniami od Waltera, wyczulem, ze stalo sie cos niedobrego. List tym razem wyslala jego zona Leni, a zawieral on tylko klepsydre, donoszaca ze Walter zmarl na chorobe nowotworowa 14 listopada 2016 roku. Kim byl on dla mnie osobiscie i dla naszego srodowiska wysokogorskiego? W r. 1973 wraz z Ryszardem Koziolem zostalem wydelegowany przez KW na zjazd instruktorow grup mlodziezowych, ktory odbywal sie w dolinie Kaprun, u stop Wiesbachhornu. Tuz przed zakonczeniem spotkania, Walter, jak sie okazalo instruktor mlodziezowy i dzialacz DAV w Berchtesgaden, zaproponowal mi zorganizowanie wymiany niemieckich i polskich grup wspinajacej sie mlodziezy. Pierwsza taka wymiana, ktora prowadzilem, odbyla sie juz w nastepnych latach, a bylo ich jeszcze kilka, co przyczynilo sie walnie do poznania sie mlodych wspinaczy, jak i do odbudowy wzajemnego polsko-niemieckiego zaufania.
Zaproszony przez Waltera do spedzenia wakacji w jego Bischofswiesen, moglem pomieszkac za darmo z cala moja rodzina w schronisku na hali Kuroint, wspanialym punkcie wypadowym na Watzmanna i w bajeczne otoczenie Konigssee. Bawiac na stypendium naukowym w Karlsruhe, wielokrotnie nocowalem u niego w czasie zwiedzania Niemiec i przejazdu na wakacje do Jugoslawii. Goscinny dom panstwa Bohm zawsze stal dla nas otworem. Po ogloszeniu stanu wojennego w Polsce Walter zorganizowal pomoc zywnosciowa dla czlonkow krakowskiego KW i sam jako pomocnik kierowcy, przyjechal do Krakowa polciezarowka z konserwami i proszkami do prania, ktore rozladowywalismy do lokalu klubowego.
Kiedy w r. 1983 ruszylismy na kooperacje do Algierii, dom panstwa Bohmow byl etapem naszej podrozy. W czasie naszych licznych przejazdow z Afryki do kraju pamietalismy o odwiedzinach w Bischofswiesen. W pozniejszych latach zawsze wiedzialem, ze nadejda poczta jego zyczenia swiateczne i ze przed Sylwestrem porozmawiamy telefonicznie o sprawach tego swiata. Tegoroczny list byl juz niestety listem ostatnim...
Roman Sledziewski
GS/0000 SENIORZY W ANDACH 12/2016
Prywatny program „Geriatryczne Wyprawy Wysokogorskie” (GWW) nie zaprzestal swojej dzialalnosci. Troche pogubilismy sie w nadawaniu numerkow kolejnym dalekim wypadom, ale wyglada na to, ze tegoroczna wyprawa w Andy byla juz pietnastym wyjazdem (XV GWW). W dniu 18 pazdziernika 2016 wyruszyla z Warszawy do Buenos Aires mala ekipa pod wodza Marka Roznieckiego (Mexico). Jej czlonkami byli: Marek Jozefiak (Cezar), Piotr Pietrzak (Ladny) i Jozef Gozdzik (Jozio), z USA dolaczyli Piotr i Alex Edelmanowie. Na miejscu organizacja wyprawy zajela sie agencja Altitud Expeditiones Argentina. 21 pazdziernika autokar dowiozl zespol do Mendozy. Cel wyprawy stanowil masyw Cordon del Plata w lancuchu Cordillera Frontal de Los Andes. Z bazy El Salto (4200) i bazy wysunietej La Hoyada (4700 m), majac bardzo malo czasu na aklimatyzacje, wszyscy czlonkowie ekipy ruszyli w gory – w towarzystwie dwoch przewodnikow. 28 pazdziernika wierzcholek Cerro Plata (6000 m, wg GPS wyprawy 5960) osiagneli Marek Jozefiak, Jozef Gozdzik oraz Piotr i Alex Edelmanowie. W tym samym dniu na szczyt Vallecitos (5435 m) wszedl samotnie Piotr Pietrzak. Jak to zwykle bywa w dzialalnosci GWW, akcja gorska zostala przeprowadzona bardzo sprawnie. Byly zarowno doznania sportowe, jak i te, do ktorych zawsze przywiazujemy wage – m.in. etnografia, w tym degustacja regionalnych potraw i miejscowych win. 3 listopada zespol odlecial z powrotem do Polski. A co czeka nas w roku 2017? Pozyjemy, zobaczymy.
Andrzej Piekarczyk i Marek Jozefiak
[Marek Jozefiak]
Marek Jozefiak na szczycie Cerro Plata
GS/0000 ATAK SERCA NA SZESCIU TYSIACACH 12/2016
W Glosie Seniora 8/2016 podalismy informacje o groznej przygodzie szwajcarskiego alpinisty Jeana Troilleta (68), ktory przy wspinaczce na Annapurne na wysokosci 6000 m doznal udaru mozgu, zdolal jednak ocalic zycie. Z jesieni mamy podobny przypadek, z rownie slawnym bohaterem, z analogiczna wysokoscia i identycznym happy endem. Swiatowej klasy alpinista amerykanski Conrad Anker (54) wraz z Austriakiem Dawidem Lama (26) atakowal jeden z najwyzszych dotad niezdobytych szczytow Nepalu, Lunag Ri (6907 m). Dwojka wspinala sie trudna pn.-zach. sciana, a byla to jej druga proba – po pierwszej w 2014 roku. Na wysokosci ok. 6000 m Conrad idac z plecakiem na drugiego poczul, ze traci sily i ze brak mu tchu, niebawem pojawil sie bolesny ucisk w piersiach. Byly to sygnaly do pilnego odwrotu. W trakcie zjazdow oddychanie sprawialo mu silny bol, poczul tez paraliz warg i bol w lewej rece. Wiedzial juz, ze to atak serca. „Acute cardiac syndrome” – potwierdzil Dawid Lama i wezwal pomoc. Operujacy w okolicy helikopter Manang Air zabral Conrada z bazy wysunietej i z postojem w Lukli przerzucil go do Katmandu, gdzie w renomowanym szpitalu dokonano zabiegu angioplastyki. Ratujacy go lekarz byl po dluzszym stazu w USA. Conrad nie mial nigdy klopotow ze strony serca. Cztery lata wczesniej wszedl bez dodatkowego tlenu na Everest, jako czlonek wyprawy z okazji 50-lecia pierwszego wejscia amerykanskiego na ten szczyt. Wyprawa opiekowala sie wowczas ekipa lekarzy z Mayo Clinic, ktora uczestnikow szczegolowo badala. Jego wyniki byly znakomite. Dzis Conrad wraca do zdrowia, stent spisuje sie dobrze. Ocalenie zawdziecza trafnej autodiagnozie i pomocy z powietrza bez strat czasu na czekanie. W statystykach nieszczesc w gorach najwyzszych tego typu wypadki pojawialy sie rzadko, a zakonczonych tak szczesliwie – nie notowano niemal w ogole. Dla wspinaczy wysokosciowych, ale takze dla kierownikow i lekarzy wypraw cenne doswiadczenia: nawet sprawdzonemu na wyprawach i potwierdzonemu badaniami „dobremu zdrowiu” nie mozna ufac do konca.
Rudaw Janowic
GS/0000 KSIAZKI NA KONIEC ROKU 12/2016
Za nami kolejny gorski rok, tradycyjnie obfitujacy w festiwale, przeglady i liczne wydawnictwa ksiazkowe. Wydawcy borykaja sie z wieloma problemami, bo spora podaz ksiazek gorskich sila rzeczy ujemnie wplywa na ich sprzedaz. Ksiazki wydawane sa na bardzo przyzwoitym poziomie poligraficznym, co z kolei podnosi ich ceny. Niestety nie zawsze mozemy to powiedziec o jakosci przekladu i tak istotnej redakcji tekstow.
Staszek Pisarek i jego „Stapis” chlubnie zblizaja sie do 50. tytulu w serii „Literatura gorska na swiecie”. Jeszcze latem zostala wydana kolejna znakomita ksiazka Andy'ego Kirkpatricka „Psychovertical”. W opis solowego przejscia Reticent Wall na El Capie autor umiejetnie wplotl bardzo szczere elementy autobiograficzne. Nastepny tytul, to monograficzne ujecie historii kobiecego himalaizmu na szczytach osmiotysiecznych, opracowane przez znana alpinistke czeska, Dine Sterbova. Ksiazka wydana pod tytulem „Tesknota i przeznaczenie”, bedaca efektem solidnej kwerendy, zawiera naturalnie sporo polonikow. I wreszcie jeszcze pachnaca farba drukarska monografia najbardziej znanego szczytu Alp – „Matterhorn. Gora gor” Daniela Ankera. Oryginal zostal wydany w znanej serii monografii gor AS Verlag z Zurychu. Ksiazka jest wielowatkowa opowiescia o przepieknej piramidzie z granitu, poczawszy od dziejow jej zdobycia, az do funkcjonowania szczytu w szeroko rozumianej kulturze. Niezaprzeczalnym walorem ksiazki jest przebogata ikonografia, o jakiej milosnicy Tatr mogliby tylko pomarzyc. Jedynym rodzimym szczytem, ktory moglby stanac w szranki, jest niewatpliwie Sniezka. Ksiazke przetlumaczyla z wielka swada Malgorzata Kielkowska, a rozmach przedsiewziecia nawiazuje do wspomnianego na wstepie jubileuszu.
Warszawska „Annapurna” Romana Goledowskiego obdarzyla nas dwiema cennymi pozycjami. Obok wzmiankowanego juz w GS „Lidera” Ewy Matuszewskiej (nr GS 11/16), ukazala sie bardzo wazna ksiazka Johna Portera „Przezyc dzien jak tygrys”. Jest to barwna opowiesc o Alexie MacIntyre, ktorego blyskotliwa kariera zostala brutalnie przerwana na poludniowej scianie Annapurny w 1982 roku. Niektore sukcesy Alexa sa zwiazane z osobami Wojtka Kurtyki i innych naszych wspinaczy, co czyni ksiazke wazna dla historii polskiego alpinizmu. Okraszona wieloma anegdotami opowiesc czyta sie bardzo dobrze, choc smutkiem napawa przy tym pamiec o wielkich stratach brytyjskiego alpinizmu na przelomie lat 70. i 80. ubieglego stulecia.
Do tematyki alpinistycznej coraz czesciej siega „Agora”. Dwoch doswiadczonych dziennikarzy – Dariusz Kortko i Marcin Pietraszewski – postanowilo zmierzyc sie z biografia Jurka Kukuczki. Ksiazka zostala napisana bardzo sprawnie, a najciekawsze sa fragmenty dziennika Kukuczki i liczne nieznane zdjecia. Inny tandem – Dominik Szczepanski i Piotr Tomza – w ksiazce „Nanga Parbat” opisuje tegoroczne zimowe zapasy Polakow z Naga Gora. Nam pozostaje zal, ze bialo-czerwonego proporca nie zatknela wyprawa Andrzeja Zawady 20 lat temu.
Dzieki usilnym staraniom i wlasnej pracy redakcyjnej Anny Milewskiej ukazuja sie pisma Andrzeja Zawady. Pod koniec lata otrzymalismy szosty tom, „Dziesiec tygodni pod Lhotse”, oparty w duzej mierze na korespondencjach prasowych kierownika pierwszej polskiej zimowej wyprawy na szczyt osmiotysieczny. W mikroskopijnym nakladzie ukazalo sie cenne zestawienie „Andy. Kalendarium polskich wypraw alpinistycznych 1934–2010” Andrzeja Sobolewskiego. To juz drugie, po Kaukazie, tego typu opracowanie tego autora, bedace kolejnym waznym rejestrem w historii polskiego alpinizmu. Ze wznowien warto odnotowac drugie wydanie, niegdys zywo dyskutowanej, „Doliny Bialej Wody” Piotra Korczaka. Ekstremalne przezycia alpinistow interesuja rowniez socjologow, czego dowodem jest powazna rozprawa „Pekniety dyskurs polskiego alpinizmu” Agaty Rejowskiej-Pasek, wydana przez wydawnictwo Libron z Krakowa.
[Jacek Kolbuszewski]
W wydanym z rozmachem dziele zabraklo portretu autora. Prof. Jacek Kolbuszewski w Krakowie w r. 1991. Fot. Jozef Nyka
Rowniez literatura tatrzanska bujnie rozrasta sie na naszych polkach. Po „Sztukach pieknych pod Tatrami” i „Magii nart”, TPN wydal pod choinke nabity trescia zbior artykulow i rozpraw „Tatry i literatura” prof. Jacka Kolbuszewskiego, najwybitniejszego znawcy pismiennictwa zwiazanego z Tatrami i Podtatrzem. 750-stronicowe dzielo wzbogaca 15-stronicowy biograficzny „Portret uczonego”, opracowany przez dra Wieslawa Wojcika. Niewielkie wydawnictwo „Wagant” wznowilo po 14 latach wnikliwe studium Macieja Pinkwarta „Prasa zakopianska w latach 1891–1939”. Do najciekawszych ksiazek o Zakopanem bez watpienia nalezy zaliczyc „Nieobecne miasto” Macieja Krupy, Piotra Mazika i Kuby Szpilki. To bogato ilustrowany przewodnik po nieznanym Zakopanem, po ktorym oprocz autorow oprowadzaja nas ceprzy, gruzlicy i Zydzi. Cmentarz pod Osterwa oprocz ksiazki Huberta Jarzebowskiego (GS 11/16), doczekal sie trzeciego wydania przewodnika-monografii Mikulasa Argalacsa i Dominika Michalika „Symbolicky cintorin” (GS 07/16). Niestety zalaczony skorowidz nazwisk jest coraz bogatszy.
Ukazaly sie kolejne tomy szacownych rocznikow gorskich. Jubileuszowy, bo 80. rocznik „Wierchow”, oprocz bogatej kroniki, zawiera m.in. ciekawy szkic biograficzny Karoly Balazsa o Teresie Egenhofer, bardzo aktywnej (zwlaszcza zima) taterniczce wegierskiej, a Agata Tobiasz przywraca pamiec o Szczesnym Morawskim i jego ciekawym opisie wycieczki do Doliny Pieciu Stawow w 1866 roku. Leitmotivem 24. rocznika „Pamietnika PTT” sa gory Balkanow. Na pochwale zasluguje regularnosc, z jaka ukazuje sie ostatnio „Taternik”. Jest wiec co czytac, a na polkach robi sie coraz ciasniej – tradycyjnie zyczymy trafnych wyborow i satysfakcjonujacej lektury.
Marek Maluda
GS/0000 TATERNIK 2016 12/2016
Polowa grudnia, a w skrzynce pocztowej czwarty tegoroczny numer „Taternika” – zaskoczenie, bo od takiej terminowosci zostalismy skutecznie odzwyczajeni. To juz szosty z kolei zeszyt katowickiego teamu redakcyjnego – z Maciejem Kwasniewskim jako naczelnym. Pismo wydawane jest z rozmachem, dobry papier, pelny kolor, obfitosc zdjec, wsrod autorow tak renomowane nazwiska, jak Krystyna Palmowska, Anna Okopinska, Jan Kielkowski, Jerzy Wala, Adam Marasek, Boguslaw Kowalski, Janusz Majer... Poszczegolne artykuly dobre, nawet znakomite, choc niektore zbyt dlugie. Nie brak tez takich sobie. W ogolnym wizerunku periodyku utwierdza sie niestety model magazynu do poczytania, a nie fachowego pisma informacyjnego typu klubowego, czym byl „Taternik” przez 3/4 swego pracowitego zycia. „Magazyn PZA” czytamy w podtytule. Faktycznie magazyn, tyle ze kronika polskiej dzialalnosci to to nie jest, a Pezety w tresci nie widac w ogole, i to od lat. Dla przykladu zauwazmy, ze dotad nie ukazal sie skrot sprawozdania z majowego Walnego Zjazdu – czego dotyczyly polemiki, co uchwalono, kto zostal czlonkiem honorowym. Owszem, „Taternik” podal sklad nowego zarzadu, ale i na tym koniec. W pismie nie bylo dotad nawet omowienia Walnego Zgromadzenia 2015, na ktorym zapadly decyzje tak istotne dla samego „Taternika”. Organizacja, szkolenie, ochrona przyrody, kultura – tu tylko jakies wyrywkowe materialiki, pozorujace informacje biezaca, ktorej de facto brak. Zmarli – szesciu na jednej szpalcie! Jako konkurent „Gor”, „Tatr”, „n.p.m.”, „A/Zero” czy „BUKA” pismo ma jeden niewatpliwy atut: historyczny tytul i chlubna notke „Ukazuje sie od 1907 r.” – naduzywana, bo w r. 1907 powstal periodyk o nie takich zalozeniach tresciowych. Skoro jednak „Taternik” okrzepl w tym ksztalcie i znalazl czytelnikow, PZA powinien sam zatroszczyc sie o wlasna historie i zdobyc sie na skromne pismo „robocze”, rejestrujace dzialalnosc Zwiazku i krotko – w stylu AAJ – zdobycze alpinizmu polskiego, dzis rozsiane po internecie i roznych, nie zawsze gorskich, tytulach. Moglby to byc nowoczesniejszy „Taternik-Biuletyn” – koniecznie z badz co badz prestizowym „Taternikiem” w tytule. Historykowi alpinizmu, ktory z okazji 50-lecia PZA w r. 2024 bedzie chcial odtworzyc dzieje i dorobek naszej organizacji, „Taternik” z ostatnich dekad na nic sie nie przyda, a co tu mowic o roku 2074 i stuleciu „Pezety”!
Jozef Nyka
GS/0000 SPORNY CZUBEK MONT BLANC 12/2016
Jednym z kuriozow map Europy jest linia graniczna na szczycie Mont Blanc (4808 m). Spor o jej przebieg trwa od 150 lat. Na mapach wloskich granica wiedzie przez wierzcholek szczytu, ktory tym samym nalezy do Francji (Mont Blanc) i Wloch (Monte Bianco). Natomiast mapy francuskie wykazuja polkilometrowa enklawe ku poludniowi, obejmujaca cala kulminacje Mont Blanc, az po Mont Blanc de Courmayeur (4748 m), glowny wierzcholek jest wtedy francuski. Kilka lat temu sprawa zajeli sie wloscy historycy kartografii, Laura i Giorgio Aliprandi, ktorzy wyszukali nieznane dokumenty od Napoleona III poczynajac. Potwierdzaja one stanowisko wloskie, ktore ostatnio zaczynaja tez akceptowac czynniki francuskie. Okazuje sie, ze francuski Institut Geographique National juz w r. 1946 mial w tej sprawie powazne zastrzezenia. Skala polskich map alpejskich na szczescie nie wymaga wdawania sie w takie detale i angazowania sie po ktorejs ze stron.
GS/0000 ZZA WIELKIEJ WODY 12/2016
[Krystyna Konopka, Andrzej Nowacki]
Krystyna Konopka i Andrzej Nowacki w drodze do Nada Lake. Fot. Andrzej Slawinski
Andrzej Nowacki, Leavenworth, Washington.
Wrocilem niedawno z Meksyku, gdzie od lat zwiazany jestem z projektem odsalania wody i solarnymi instalacjami. Tam +30*C, teraz jestem juz w domu w sniegu i mrozie. Latem odwiedzili mnie Krysia Konopka i Negro, czesciej utrzymuje kontakt z Iwa Momatiuk-Eastcott, Rysiem Berbeka, a czasami z Andrzejm Manda tu w USA. Poczta przynosi nowe ksiazki z taternickiego swiatka. Czytajac je widze, jak w tym naszym sporcie wszystko zmienilo sie w stosunku do czasu naszej mlodosci. Kiedys zrobilem w Zakopanem dyplom przewodnika tatrzanskiego, ale z tego niewiele juz zostalo w pamieci. Od 36 lat mieszkam u podnoza Polnocnych Gor Kaskadowych i pewne ich czesci znam lepiej, niz kiedys Tatry. Tak wiec w gorach tkwie nadal i one wciaz pozostaja moja pasja numer jeden. Jakies dwa lata temu oswiadczylem mym wspinaczkowym partnerom, ze nie bede sie wiecej wspinal. Od czasu do czasu proponuja, abym poszedl z nimi, chocby ich tylko asekurowac. Jednak oni kochaja skalki, ktore ja zawsze traktowalem jako trening przed czyms powazniejszym. W dni swiat Bozego Narodzenia bede myslami z Wami, tam gdzies nad Morskim Okiem lub w Murowancu. Wiele szczegolow zaciera sie w mej pamieci, ale dawne przyjaznie wciaz pozostaja zywe. Ze zbiorow moich pamiatek dolaczam zdjecie z tamtych „dobrych” czasow.
[Ryszard Szafirski, Jacek Jaworski, Janusz Onyszkiewicz]
Kazalnica, 2 sierpnia 1962 – po przejsciu „Momatiukowki”. Stoja Adam Wojnarowicz, Andrzej Nowacki i Adam Szurek, siedza Zbigniew Jurkowski i Czeslaw Momatiuk. Fot. Czeslaw Momatiuk (fragment)
Andrzej Slawinski „Negro”, Calgary.
Razem z Krysia zamykamy rok 2016, turystycznie i podrozniczo bardzo bogaty. Do wydarzen wspinaczkowych nalezala wizyta Tomka Bendera „Lusni” (mlodszy senior, 58 latek). Przylecial z gitara i czas sie na moment zatrzymal: bylismy znowu w skalkach, rozbrzmiewaly slowackie piosenki. Po „malych spacerach” i aklimatyzacji przyszla pora na wspinanie w lodzie. Nasz sprzet dla Tomka nalezal raczej do ekwipunku poprzedniej generacji „ice-warriors”, ale... nic nie moglo ostudzic jego zapalu. Zaczelo sie od Ghost Valley (80 km od Calgary). Juz sam dojazd to niezla przygoda: pojazd musi byc 4x4 a kierowca „czuc bluesa”. Jakos dotarlismy pod „This House of Sky” – droge sklasyfikowana tylko jako WI 3 (Water Ice 3), ale dluga i wiodaca w pieknej scenerii. Po tym wstepie bylismy na kilku innych drogach z trudnosciami okolo WI 4. Ukoronowaniem byl wypad do Evans Thomas Creek, gdzie tworza sie jedna obok drugiej trzy ponad stumetrowe linie lodowe o trudnosciach do WI 4+. Tomek wspinal sie z mistrzem od lodu, czyli Rafalem Slawinskim, i w ciagu pol dnia zaliczyli wszystkie trzy! To bylo „mocne uderzenie”, ktore celebrowalismy potem (no i troche przedtem) wysokooktanowa Scotch whisky. I to byl koniec lodowej zabawy z zagranicznym gosciem, po czym Tomek odlecial do kwitnacej Kalifornii...
[Andrzej Slawinski, Tomasz Bender]
Andrzej Slawinski i Tomasz Bender na szczycie Black Mount (Monte Negro). Fot. Krystyna Konopka
GS/0000 ZMARLI 12/2016
GS/0000 W PARU SLOWACH 12/2016