31.05.2004 DIRETTISSIMA POLNOCNEJ EVERESTU 05/2004 (41)
Chyba jeszcze nie bylo sezonu z -- uzywajac terminologii sportowej -- tyloma efektownymi golami w ostatnich minutach meczu. W dniu 26 maja dwojka z zespolu Aleksandra Odincewa zakonczyla na szczycie Jannu (7710 m) pierwsze przejscie mitycznej polnocnej sciany, a tu 30 maja nadeszla wiadomosc o sukcesie w innym zawrotnym, choc nie tak skrzesanym urwisku: o 10 rano szczyt osiagneli trzej alpinisci z wyprawy Wiktora Kozlowa, od marca walczacej o direttissime polnocnej sciany Everestu, pomiedzy kuluarami Nortona i Hornbeina (troche blizej drugiego z nich). Na szczycie staneli Andriej Marijew z Toljatti, Pawel Szabalin z Kirowa i Iljas Tuchwatullin z Podolska-Taszkentu. Pod gorna bariera (ostatnie poreczowki), na wysokosci 8600 m rozbili oni namiot obozu V, w ktorym spedzili 2 noce, nie majac nawet spiworow. Dzisiaj o godz. 9.15 czasu lokalnego sukces powtorzyl "zespol syberyjski" -- Piotr Kuzniecow, Jewgienij Winogradzki i Gleb Sokolow, a w drodze jest jeszcze jedna trojka. Przejscie sciany w tej linii jest najpowazniejsza i najelegantsza droga w masywie Everestu, byc moze najlepsza na wszystkich 8-- tysiecznikach. Tymczasem Dmitrij Pawlenko i Sasza Ruczkin szczesliwie wrocili do bazy ze szczytu Jannu, zas 28 maja na szczyt wszedl jeszcze jeden zespol: Siergiej Borisow, Giennadij Kirijewski i Nikolaj Totmjanin. Te powtorne wejscia sa dowodem na to, ze rosyjskie ekipy nie gonia resztka sil i ze sa gotowe przec do szczytu niemal pelnymi skladami. Nasze serdeczne gratulacje, Chlopcy!
Obie rosyjskie drogi, rozwiazujace czolowe himalajskie problemy i zamykajace pewien rozdzial w dziejach himalaizmu, zostaly zrealizowane w tradycyjnym oblezniczym stylu, w wyniku zespolowej pracy, przy nienajgorszej, choc dalekiej od idealu pogodzie. Na sukces na Jannu zlozyla sie dzialalnosc dwu wypraw o mniej wiecej tym samym skladzie osobowym. Pod wzgledem stylu, z wejsciami tymi kontrastuje sukces francuskich przewodnikow gorskich, ktorzy w trojke, bez zadnego zaplecza, "machneli" dziewicza gran wschodnia Makalu, pokonujac duze trudnosci i 3500 m deniwelacji. Wietrzny nocleg na wysokosci 8300 m zmogl dwoch z nich -- Patricka Wagnona i Christiana Trommsdorffa. Do szczytu poszedl samotnie Yannick Grazziani, ktory po 6 1/2 godzinach wspinaczki osiagnal wierzcholek Makalu (8463 m). W drodze powrotnej jeszcze jedna wspolna noc na 7600 m w szarpanym wichrem namiociku. Udalo sie, choc na stawienie czola jakiejkolwiek awarii zespol nie byl przygotowany. Ale w ocenie historii "Ende gut, alles gut". I my dopisujemy sie do gratulacji: Bravo a toute l'Equipe pour cette premiere exceptionelle! Do sukcesow koncowki sezonu mozna dodac wejscie na Annapurne droga normalna Austriaczki Gerlinde Kaltenbrunner, Ralfa Dujmovitsa i Japonczyka Hirotaki Takeuchiego. Towarzyszyl im 62-letni Rosjanin Boris Korszunow, ktory w gorze wyrwal do przodu i z rozpedu wszedl nie na glowny, lecz na centralny wierzcholek (8051 m). Gdy mu to uprzytomniono, byl niepocieszony. Po zaliczeniu Annapurny, Gerlinde ma 5 szczytow 8-tysiecznych (na Shisha Pangmie nie powiodlo sie jej wyprawie), tyle samo ma Japonczyk, zas Ralf Dujmovits -- 9. W godzinach nocnych na Annapurne wszedl takze Denis Urubko podczas gdy Simone Moro zawrocil 2 godziny od szczytu. Szli droga normalna. Z Makalu wycofala sie wojskowa wyprawa brytyjska.
Prawdziwie wielki sezon, bardzo dobrze relacjonowany -- wyprawy slaly meldunki, centrale internetowe pracowaly nawet w zwykle martwe weekendy, a czytelnicy witryn mieli wszystko jak na dloni. Dziekujemy! (J. Nyka)
26.05.2004 JANNU - SZKLANA SCIANA ZDOBYTA! 05/2004 (41)
Jeszcze wczoraj wydawalo sie, ze nieludzka praca ekipy pojdzie na marne i wyprawa zawroci o krok od szczytu. Ruczkin i Pawlenko wyszli rano do szturmu, ale zawrocili na hamak w sniegu i wietrze. A tu dzisiaj po poludniu wielka wiadomosc, na rosyjskich stronach podana najwiekszymi literami. "W tej chwili zadzwonil Aleksandr Odincow: Stiena projdiena! Aleksandr Ruczkin i Dmitrij Pawlenko wyszli na czubek. Jutro planuja wejscie Siergiej Borisow i Giennadij Kirijewski, a potem zobaczymy, jaka bedzie pogoda." Droga na fotografiach (zdjecie) rozwiazuje idealny srodek sciany, na samej gorze odchyla sie lekko w lewo, co jednak nie psuje elegancji direttissimy. Na sukces zlozyla sie ciezka praca dwoch wypraw, choc czesciowo tej samej ekipy: z jesieni 2003 i wiosny 2004. Trudnosci trzymaly do samego konca, nawet ostatnie wyciagi wymagaly wspinania "na granicy ludzkich mozliwosci" -- na wysokosci 7700 metrow i przy dalekiej od idealu pogodzie! 3000 m niemal pionowej skaly, lodu i sniegu. Sciana-symbol, marzenie trzech generacji wspinaczy, atakowana juz od polowy lat siedemdziesiatych. Pozdrawiamy naszych rosyjskich kolegow i zyczymy im bezpiecznych powrotow. Gratulacje zlozymy, kiedy juz beda na dole.
25.05.2004 SKARBY ZE STARYCH ALBUMOW 05/2004 (41)
"Pokutnicy" po raz pierwszy
Pamiatka sprzed przeszlo cwiercwiecza. Pelna slonca niedziela 29 maja 1977, Dolina Bedkowska. Niezapomniany pierwszy zlot "Pokutnikow". W cieple poludnie na tarasie domostwa pp. Rosciszewskich zebrala sie spora gromadka jeszcze wtedy wcale nie wiekowych, choc dzis juz w wiekszosci zmarlych seniorow. Reprezentowane byly rozne pokolenia i rozne geograficznie srodowiska (z przewaga krakowskiego). Powstala wtedy seria zdjec, z ktorych jedno przypominamy (zdjecie). W glebi stoja Jerzy Niewodniczanski (z plecakiem, gotow do odjazdu) i Andrzej Wilczkowski, z prawej zas -- Boleslaw Chwascinski. Siedza: Adam Dobrowolski, pp. Lech i Janina Rosciszewscy, Marian Paully, Jan Slupski, Jadwiga Slupska, Krystyna Heller i Wlodzimierz Marcinkowski. Andrzej Wilczkowski wykorzystal spotkanie, by z magnetofonem w torbie zbierac wywiady do przygotowywanego "Miejsca przy stole". Boleslaw Chwascinski w rozmowach z Lapinskim, Paszucha, Gorka, Paullym, Bielem pracowicie uzupelnial serwis informacji do zaawansowanej juz ksiazki "Z dziejow taternictwa", ukonczonej w styczniu nastepnego roku. W osobie Jana Slupskiego mamy najplodniejszego i najstalszego kronikarza fotograficznego polskiego taternictwa, czynnego juz w polowie lat piecdziesiatych i aktywnego do dzisiaj. To on wraz z zona i Karolem Jakubowskim byl organizatorem pierwszych "Pokutnikow". Pan Rosciszewski udzielal gosciny nastepnym spotkaniom seniorow. Marian Paully -- taternik, alpinista, polarnik, jeden z zalozycieli "Pokutnikow" -- zmarl w styczniu 1978 r., nie doczekawszy nastepnego zlotu w Skalkach. Adam Dobrowolski byl oddanym dzialaczem KW i jego namiastek w latach 1950--56, a jako prawnik -- wspolrealizatorem kolejnych przeksztalcen organizacyjnych w duchu zachowania tego, co sie z Klubu Wysokogorskiego ocalic dalo. Zmarl 13 kwietnia 2000, pozegnalismy go w GS 04/2000, podobnie jak w GS 11/00 Krystyne Heller, zmarla 17 pazdziernika 2000. Dr Wlodzimierz Marcinkowski, zmarly w r. 1991, byl juz w latach trzydziestych aktywnym publicysta wysokogorskim i zarliwym obronca przyrody Tatr. W latach 1952--54 przewodniczyl Komisji Taternictwa ZG PTTK. Z 11 osob przedstawionych na zdjeciu 7, czyli wiecej niz polowa, opuscilo nas juz na zawsze.
Przypominamy te scenke z okazji zaplanowanych na dni 29--30 maja i 4--6 czerwca tegorocznych juwenaliow klubowej starszyzny w Skalkach i nad Morskim Okiem (GG 04/04 z 09.04.2004).
23.05.2004 FINISZ RADOSCI I SMUTKU 05/2004 (41)
W ostatnie dni z Everestu naplywaly sprzeczne informacje: opady non stop, wichury, zaginiecia, tajemnicze smierci, a rownolegle pogodne noce i dalsze wejscia na wierzcholek i dalsze szerpanskie rekordy. "Jaka wiec jest ta pogoda, dobra czy zla?" -- pytaja komentatorzy. Jest faktem, ze w bazach namiotow ubywa, ale na swoja kolej pod Everestem czeka jeszcze ok. 150 ludzi. Nie daja tez za wygrana zaawansowane wyprawy z ambitnymi celami wspinaczkowymi, ktore wlozyly w swe drogi ogrom pracy i nadziei i pragna wykorzystac szanse do ostatka. Zreszta pogoda w weekend 22--23 maja ulegla znacznej poprawie i praca w gorze ruszyla na nowo.
Spod Jannu 22 maja donosil Michail Bakin: 21 maja caly dzien sypal snieg, chociaz w nocy niebo bylo czyste. Na gorze dwojka pracowala bez wzgledu na warunki. Wymeczyli 30 m wysokosci, ale byly to metry kluczowe: przewieszony kruchy komin. Niestety nad nim zobaczyli zaciecie z pionowymi sciankami, tez wcale nie pologie i nie monolityczne, jak wygladalo z dolu. Komentuje to doktor Misza: "Kazdego dnia oczekujemy przelomu, ale sciana nie chce sie polozyc. Do tego pogoda do chrzanu. Moze Bog nagrodzi chlopcow za mestwo i upor..." Na filarze francuskim Makalu wspinala sie Kadrowa Ekipa Kazachstanu. Podczas ostatniego dolka pogodowego myslano juz o odwrocie, przewazyla jednak opinia, by nie rezygnowac. 20 maja dwojka Maksut Zumajew i Wasilij Piwcow weszla na szczyt, niestety pograzony w chmurach. Podczas zejscia natkneli sie na wysokosci ok. 8300 m na cialo amerykanskiego alpinisty Jeya, ktory wspinal sie w dwojce z Ukraincem Wladyslawem Terzyulem. Do szturmu ruszyla czworka Molgaczew, Brodskij, Ryczkow i Rudakow. Terzyul pisze, ze Makalu bedzie jego czternastym 8-tysiecznikiem. Na grani poludniowo wschodniej Anglicy utkneli w obozie II, od trojki Francuzow na grani wschodniej brak wiadomosci. Rowniez z direttissimy Everestu nie ma najswiezszych doniesien (zdjecie). Czolowka zawiesila prace, a Wolodia Hajdamak 20 maja schodzil zjazdami 10 godzin, wyrywajac liny spod sniegu i w mgle tracac orientacje. Ale oto w sobote i niedziele nastapily wyrazne przejasnienia i dalsze wejscia komercyjne na szczyt. Strona EverestNews.com podala w niedzielne rano, ze w nocy z bazy chinskiej wyruszylo w kierunku szczytu ok. 100 alpinistow.
Na poludniowej scianie Annapurny zespol Piotra Pustelnika dobil do bazy -- caly i zdrowy, a to najwazniejsze. "Okazuje sie -- pisze w piatek Piotr w swej angielskiej korespondencji -- ze nasza decyzja o przerwaniu wyprawy byla sluszna. Pogoda popsula sie kompletnie. W bazie ulewa, w gorze sniezyca. Od zalozenia bazy, rozpielismy 3200 m lin poreczowych. Poreczowki mielismy zalozone do 7300 m. Zespol zrobil wszystko, co w tych warunkach bylo mozliwe." Natomiast po polnocnej stronie Annapurny nastapilo przegrupowanie. Helikopterem przyleciala Gerlinde Kaltenbrunner z 2 towarzyszami, ktorzy -- zaaklimatyzowani po Shisha Pangmie -- wraz z Borisem Korszunowem pragna wejsc na szczyt droga normalna, natomiast Simone Moro i Denis Urubko wracaja do swego pierwotnego pomyslu: nowej drogi srodkiem sciany. Jak na zaledwie tydzien do konca sezonu, a przy tym wciaz slaba pogode -- plany bardzo ambitne... Czekajmy wiec na nowe wiadomosci, oby bez dalszych prosb o ratunek i modlitwe.
Amerykanin na Makalu nie jest jedyna ofiara ostatnich dni. Smierc znowu grasowala na Everescie. Na razie doliczono sie 6 ofiar, wszystko ludzie schodzacy ze szczytu. W tym dwoje seniorow: wspomniani juz przez nas Japonka Shoko Ota (63) i Nils Antezana (69) -- po wejsciach oboje na drugich miejscach pod wzgledem wieku (Shoko tylko o 3 miesiace mlodsza od aktualnej rekordzistki Everestu, Tamae Watanabe). Nie wiadomo, co sie stalo z Bulgarem Christo Christowem, widzianym w zejsciu 50 m ponizej wierzcholka, nie jest tez jasny dramat koreanski. W czasie zejscia zmarl bardzo doswiadczony (7 osmiotysiecznikow) Park Moo-Taek, zgineli tez (w mroznej zawierusze?) dwaj inni Koreanczycy, ktorzy pospieszyli mu na ratunek. Nie wrocil do bazy atakujacy szczyt Wloch Adriano Dal Cin. Wyruszyl on w gore z obozu III -- po sprzeczce z partnerem, ktory odradzal mu te "absurdalna przy takiej pogodzie" decyzje. Rodziny Boliwijczyka i Bulgara prosza o ratowanie ich bliskich, za ocalenie Christowa wyznaczono wysoka nagrode.
Rekordy nepalskie
Tymczasem gazety nepalskie -- pelne doniesien o zabitych maoistach -- nie poswiecaja miejsca wejsciom na szczyty, interesuja je tylko wymierne w metrach, latach i minutach rekordy, szczegolnie szerpanskie. "Kathmandu Post" odnotowala wejscia na Everest 63-letniej Japonki i 69-letniego Boliwijczyka, ktorzy niestety -- to powazne ostrzezenie dla seniorow! -- przecenili swoje mozliwosci i wygorowane ambicje przyplacili zyciem. Japonka slaniala sie juz na koncowym odcinku wspinaczki w gore, ale odmawiala Szerpie rezygnacji z wierzcholka. Duzo pisze sie o nowym rekordzie szybkosci wejscia na Everest, ustanowionym 20--21 maja przez Pemba Dorje (Dorjee) Sherpe. Wszedl on z bazy na szczyt w 8 godzin i 10 minut, poprawiajac zdecydowanie zeszloroczny wynik Lakpy Gelu, wynoszacy 10 godzin i 56 minut. W dniu 17 maja nowy rekord mnoznych wejsc na Everest ustanowil Appa Sherpa, zaliczajac swoje 8848 m po raz czternasty. Poprzedni rekord tez nalezal do niego. Pare dni pozniej Nga Temba Sherpa wszedl na Everest po raz 10. Duza sensacje wywolala 30-letnia Szerpanka Lakpa (zdjecie), ktora 20 maja w ramach wyprawy rumunskiej (Gheorghe Dijmarescu) weszla na Everest -- w raczej ciezkich warunkach -- po raz czwarty. Nie dokonala tego dotad zadna z everestowskich pan. Lakpa Sherpa byla na szczycie w r. 2000 od strony Nepalu i w 2001 od strony Tybetu. Towarzyszyla jej wtedy 15-letnia siostra Mingkipa, do ktorej nalezy rekord dolnej granicy wieku everestowskich kobiet. Lakpa i Dijmarescu planuja tez wspolna wyprawe na najblizsze lato: Karakorum ze wspolnym wejsciem na K2.
21.05.2004 HIMALAJE - SCHYLEK SEZONU 05/2004 (41)
Everest ponad wszystko
Na Everest najpierw napierala fala ludzka od poludnia (pierwsze w sezonie wejscia 15 maja), teraz -- z 3-dniowym przesunieciem w czasie -- finiszuja wyprawy od strony tybetanskiej. Wedlug zestawien Eberharda Jurgalskiego, do dnia 17 maja w sumie wejsc bylo 113: 15 maja 21, 16 maja 61 i 17 maja 31. W kolejnych dniach lista szybko sie rozrosla, byc moze po podliczeniu czeka nas nowy rekord liczby wejsc w sezonie. Ostatnio na szczyt weszla wyprawa irlandzka, powiodlo sie tez jubileuszowej wyprawie bulgarskiej: 19 maja z czubka zameldowali sie Petko Totew i Tendi Sherpa, 20 maja bez tlenu weszli Nikolaj Petkow i Dojczin Bojanow. Z katalonskiej wyprawy kobiecej szczescie usmiechnelo sie do dwoch pan. Sa nimi Maite Hernandez i Nuria Belanguer, ktore jednak w czasie zejscia tak opadly z sil, ze wymagaly energicznej akcji ratunkowej ze strony ekipy wloskiej. Wlosi z jubileuszowej wyprawy K2 50 zaliczyli szczyt ale odstapili od poszukiwan ciala Sandy Irvine'a. Nowy rekord Everestu ustanowil Apa Sherpa, ktory 17 maja dokonal swojego 14. wejscia na wierzcholek. Od poczatku miesiaca sypaly sie wejscia na Cho Oyu (zob. relacje Kuby Lernera). 15 maja na jego najwyzszym czubku staneli dwaj weterani, Ukraincy Ygor Swerhun i Serhej Berszow, 56-letni bohater poludniowej sciany Lhotse sprzed lat. Bylo juz sporo wejsc na Lhotse i na Makalu (8463 m), gdzie jednak wciaz daleko w polu sa wyprawy graniowe: angielska nie dotarla nawet do Czarnego Zandarma -- jak oswiadczyl kierownik, do szczytu potrzebuje 10 dni pogody, choc tragarze przychodza juz 30 maja. Trzej Francuzi na grani wschodniej doszli do 7300 m i czekaja w bazie na pogode, by podjac niepewny atak szczytowy. Samotnik Lafaille wszedl nowa droga -- ekstremalnie trudna, jak mowi -- na Makalu II (7650 m), nie mial juz jednak sily, by z siodla kontynuowac droge do szczytu Makalu. Jezeli wierzyc fotografii zamieszczonej na stronie internetowej Lafaille'a, jego droga biegnie grania polnocno-zachodnia Makalu II. Szczyt osiagnal 16 maja po 2 dniach, wspinaczka nie musiala wiec byc tak bardzo trudna.
A my patrzymy na Annapurne
Tymczasem waza sie losy wyprawy Piotra Pustelnika na poludniowa sciane Annapurny (8091 m). Pogoda jest wciaz slaba (znad Zatoki Bengalskiej nadciaga monsun), a zespol zmeczony. Wedlug meldunkow z 20 maja, wyprawa ma 2 obozy i teren zaporeczowany do 7200--7300 m. Na tej wysokosci zdeponowano 400--500 m lin i zapasy zywnosci. Rozwazany jest pomysl (wielkiego wyboru nie ma) ataku szczytowego z obozu II, z kontynuacja poreczowania. Pomysl jest bardzo ryzykowny, gdyz pokonac trzeba 1200--1300 m wysokosci w trudnym scianowym terenie, na dodatek poreczujac po drodze. Od polnocy atakuja Annapurne Simone Moro, Denis Urubko i Boris Korszunow. Jak tego nalezalo oczekiwac, odstapili oni od pomyslu nowej drogi. Na razie zaporeczowali teren do 6300 m, skad zawrocili na odpoczynek do bazy (podana na stronach www wiadomosc, ze doszli do 7000 m wynikla z niezrozumienia tekstu wloskiego). Po odpoczynku -- the monsoon permitting -- rusza do szczytu, poreczujac po drodze jeszcze 200 m. Niestety, czas ucieka a pogoda pod psem: "Od 24 godzin --- mowi Simone 20 maja -- do 5000 m pada deszcz, wyzej snieg. To moze nasza droge skomplikowac jeszcze bardziej."
Do powyzszego male post scriptum. 21 maja rano wiadomosc, ze wyprawa Piotra Pustelnika daje za wygrana. Ostatecznie dobil ja atak niepogody -- fala wichur zniszczyla oboz II, prognozy nie sa korzystne. "Mamy jednak satysfakcje -- pisze z nutka zalu Piotr -- ze przeszlismy wiekszosc trudnosci i teraz wystraczylo juz tylko isc do gory." Dziekuje swoim chlopakom, ze dzielnie walczyli do konca.
Jannu, Everest
Sytuacja "albo-albo" zapanowala na obu wielkich frontach rosyjskich. Na Jannu wspinaczy od szczytu dziela juz ostatnie, niestety wciaz trudne, wyciagi, atakowane z hamaka zawieszonego przez Totmjanina na wysokosci 7400 m. Problem stanowi wyczerpanie zespolu, oslabionego przez choroby i kontuzje. I tak np. 15 maja kamien skaleczyl w twarz i w noge Kole Totmjanina, a 16 maja inny rozbil kask Siergieja Borisowa (glowa ocalala). Na domiar zlego w bazie deszcz a na scianie sniezyca, co nie poprawia humorow ekipy. Na direttissimie Everestu funkcjonuje oboz III (7800 m), na 8270 wykopano platforme pod namiot i zlozono sprzet do ustawienia obozu IV. 20 maja osiagnieto wysokosc 8400 m, a 21 ustawiono namiot obozu IV. Na pracujace zespoly dwukrotnie spadaly z drogi normalnej puste butle tlenowe, na szczescie bez wypadku -- Wiktor Kozlow zaapelowal do ludzi na drodze normalnej o opamietanie. Fatalne warunki sprawiaja, ze postep w gorze jest nikly: na Jannu Aleksandr Ruczkin i Michail Michajlow powyzej 7500 m w 10 godzin "urobili" zaledwie 30 m. W bazie pod Everestem trwaja narady, co robic dalej.
14 x 8000
Sezon przynosi zmiany w czolowce zawodnikow biegnacych po "korone Himalajow". Cala czternastke skompletowalo do tej pory 11 alpinistow (w tym 2 Polakow). Na ukoronowanie czekalo trzech panow majacych po 13 8-tysiecznikow: Ed Viesturs, Abele Blanc i Fausto De Stefani. Obecnie do tej trojki dolaczyl Christian Kuntner, ktoremu brakuje jeszcze Annapurny. O swoj 13. szczyt na Annapurnie walczyl Piotr Pustelnik, jak sie zdaje nie powiekszy tez stanu konta Jean-Christophe Lafaille. Wejsciem na Lhotse 15 maja do 12 osmiotysiecznikow dociagnal Szwajcar Norbert Joos, a wejsciem 18 maja na Dhaulagiri -- takze Brytyjczyk Alan Hinkes. Annapurna miala tez byc dwunastym 8-tysiecznikiem Bogomolowa. Rowniez w grupie pan nastepuja przesuniecia (por. GS 04/04). Wloszka Nives Meroi weszla 16 maja na Lhotse i ma juz 6 osmiotysiecznikow -- obok Christine Boskoff, Edurne Pasaban i (niezyjacej) Chantal Mauduit. Towarzyszyli jej maz Roman Benet (Sloweniec) i Luca Vuerich. Na tym samym szczycie 15 maja stanela Japonka Tamae Watanabe, ktora w wieku 65 1/2 lat jest seniorka wsrod zdobywczyn Lhotse. W dorobku ma piec 8-tysiecznikow. Natomiast pokrzyzowaly sie plany Austriaczki Gerlinde Kaltenbrunner, ktora po poludniowej scianie Shisha Pangmy planowala Annapurne: wypadek partnera stawia pod znakiem zapytania nawet pierwszy z obu tych szczytow.
W naszej poprzedniej himalajskiej notatce mowilismy o stosunkowo bezawaryjnym przebiegu sezonu. Dzisiejsza ocena jest juz inna. W czwartkowy wieczor nadchodza informacje, ze pod szczytem Everestu doszlo do tragedii zespolu koreanskiego: o jednej smierci wiadomo na pewno, a istnieje obawa, ze zginelo 4 dalszych ludzi. Przyczyna nieszczescia moze byc zalamanie pogody, choc tym razem nie przyszlo ono znienacka. Smiercia w trakcie zejscia przyplacila tez radosc zdobycia szczytu Everestu 63-letnia Japonka Shoko Ota, ktora 400 m ponizej wierzcholka stracila przytomnosc i wkrotce zmarla. Na poludniowej stronie Everestu podczas zejscia zaslabl dr Nils Antezana z Boliwii. Wedlug ostatnich doniesien, trwaja proby dotarcia do niego.
19.05.2004 NOWA DROGA NA BARUNTSE NW 05/2004 (41)
Drugie w ogole wejscie na Baruntse Northwest od polnocnego zachodu -- nowa trudna droga -- jest jak na razie najciekawszym osiagnieciem sezonu w Himalajach Nepalskich. Wlosi Simone Moro i Bruno Tassi "Camos", Kazach Denis Urubko i Rosjanin Boris Korszunow rozbili baze 6 kwietnia na lodowcu Imja na wysokosci 5100 m zas 7 kwietnia ABC 400 m dalej. Wedlug zapowiedzi prasowych, ich zamierzeniem bylo poprowadzenie stylem alpejskim sportowej drogi srodkiem polnocno-zachodniej sciany -- bez Szerpow i "con rifiuto di ossigeno". Szybko jednak zrezygnowano ze stylu alpejskiego, jak i ze zbyt niebezpiecznego srodka sciany -- na rzecz jej mniej stromej lewej polaci. W dniu 13 kwietnia wspinacze rozpieli 350 m poreczowek do wysokosci 5650 m. 15 kwietnia Denis i Boris dociagneli liny do 5950 m. 19 kwietnia obaj Wlosi pracowali na najnudniejszym, glownie skalnym odcinku, ktorego druga czesc przewspinali Korszunow i Urubko. Korszunow doszedl do wysokosci 6200 m. Trudnosci na paru odcinkach byly duze: w kruchej na ogol skale 5+/6, w mikscie M6+ (w przeliczeniu na skale rosyjska lacznie 6A), miejscami konieczny byl dry tooling. W pracy przeszkadzaly wiatr i niskie temperatury, a fala opadow spowodowala tygodniowa przerwe w dzialalnosci.
Finalny atak rozpoczeto 30 kwietnia. 2 maja trojka byla na 6300 m. Na wysokosci ok. 6500 m zespol wytrawersowal polami snieznymi ze sciany w lewo do stromej (ok. 50 stopni) lecz latwej snieznej grani polnocnej (namiot 6600 m), ktora nastepnego dnia (4 maja) dotarl -- idac droga Holendrow -- do polnocno-zachodniego zwornika, przez pierwszych zdobywcow nazwanego Baruntse North (7014 m). Wierzcholek osiagnieto okolo poludnia. Zejscie nastapilo ta sama polnocna grania do ustawionego na niej namiotu a po noclegu -- dalej w dol na przelecz 6184 m miedzy Baruntse Northwest a P.6641 m i stamtad 20 zjazdami w doline Imja, co w sumie bylo powtorzeniem drogi holenderskiej z r. 1983 (zdjecie). Leciwy juz (68) Boris Korszunow pracowal w scianie na rowni z kolegami, nie wlaczono go jednak do zespolu szczytowego, gdyz wspinal sie bez zezwolenia. Wedlug Urubki, rozpieto 1050 m lin poreczowych i zalozono 3 obozy: 5900, 6200 i 6600 m (ostatni na grani polnocnej). Droge poswiecono pamieci Patricka Berhaulta i nazwano "Ciao, Patrick".
Sukces wymaga malego komentarza. Simone Moro poprzedzil wyprawe, jak to czyni zawsze, huczna kampania reklamowa. Z zapowiedzi wynikalo, ze wejscie nastapi stylem alpejskim, srodkiem sciany i do glownego szczytu Baruntse (7168 m). Na stronach internetowych czytalismy, ze sciana to "2000 m pionowego lodu i skaly". W metryczce wejscia podaje, ze dlugosc drogi wynosi 2550 m (36 wyciagow), a konczy sie ona na szczycie o nazwie Khali Himal. Tymczasem wedlug aktualnej mapy sciana ma 1650 m wysokosci, z czego 500 m wspinacze omineli, przechodzac na latwa sniezna gran polnocna. Srednie nachylenie sciany nie przekracza 55 stopni. Osiagniety zwornik nie tworzy osobnego szczytu, lecz dwa garby o wysokosci 7014 m. Aby awansowac osiagniety punkt, od 1983 zwany Baruntse North (choc faktycznie jest to Baruntse NW), Moro zmienil jego nazwe na bardziej egzotyczna lecz bezsensowna Khali Himal ("Czarne Himalaje"). Wysokosc 7066 m wzieto ze starej mapy Schneidera z r.1957, na nowej mapie amerykanskiej punkt ten ma kote 7014 m (rowniez Baruntse glowna jest u Schneidera o 52 m wyzsza i ma 7220 m). Na rosyjskich stronach internetowych znalezc mozna relacje Urubki -- rzeczowe i powsciagliwe, podczas gdy opisy Simone Moro przypominaja styl Englischa: sciana to 2000 m pionowego lodu i skaly, trudnosci sa skrajne, a nieustanne mrozne wichury osiagaja w porywach "120 km/h". W swych informacjach pisze, ze koncowe 1350 m przebyto stylem alpejskim ("gli ultimi 1350 m saliti in stile alpino"). Co rozumie przez "styl alpejski", skoro gorny oboz stal na wysokosci 6600 m, a nad nim bylo jeszcze 200 m poreczowek (ktore zdjeli schodzac)? W swej informacji o drodze nie wspomina o obozach (pisze "4 biwaki"), omija tez sprawe wyjscia ze sciany na gran. Nie zmienia to, oczywiscie, faktu, ze wejscie jest duzym wyczynem i wyroznia sie na tle dotychczasowych osiagniec sezonu.
19.05.2004 WEJSCIE NA CHO OYU 05/2004 (41)
Domenico wychodzi z namiotu zataczajac sie jak pijany. W pewnym momencie potyka sie a od upadku ratuje go interwencja Szerpy. Lece do lekarza ekipy holenderskiej po pomoc. Wprawdzie juz od kilku dni Wloch zdradzal objawy choroby wysokosciowej, ale jego partner nie dopuszczal nas do niego. Diagnoza lekarza jest jasna; obrzek mozgu. Zarzadzamy natychmiastowa ewakuacje. Po chwili tybetanscy tragarze znosza go w dol. Oddychamy z ulga, jak sie jednak okaze -- przedwczesnie. Po zniesieniu do bazy chinskiej, Tybetanczycy zostawili chorego w namiocie, gdzie Wloch zaczyna umierac. Przez przypadek jeden z Hiszpanow, akurat idacy do gory, wchodzi do namiotu i widzac co sie dzieje, zaczyna reanimacje. Z pomoca innych wsadzaja Wlocha do tzw. worka gamova (rodzaj komory hiperbarycznej, gdzie poprzez pompowanie powietrza mozna podniesc cisnienie, a tym samym sztucznie obnizyc wysokosc). Domenico odzyskuje przytomnosc. Po dwoch godzinach jest juz w jeepie, w drodze do granicy nepalskiej.
Ta historia wybieglem nieco w przyszlosc. Jak ostatnio pisalem, w zwiazku z blokada maoistow mielismy klopoty z przedostaniem sie do Tybetu. Po wynajeciu helikopterow, problem zostal jednak rozwiazany. Tybet przedstawia troche ksiezycowy wyglad. Wszedzie pustynie, a nad nimi wysokie Himalaje. My tymczasem wznosimy sie coraz wyzej, mijajac kolejne miasteczka. Wszedzie widac slady chinskiej kolonizacji, choc prawda jest i taka, ze Chinczycy wkladaja spore sumy w lokalna infrastrukture, co jest w ostrym kontrascie do Nepalu, gdzie nie robi sie nic.
Z Tingri (4300 m) ruszamy do wspomnianej wyzej bazy chinskiej (4900 m), gdzie przesiadamy sie na jaki. Oczywiscie, dochodzi do przepychanek z poganiaczami i musimy doplacic kolejna sume za dodatkowe jaki, by zgodzili sie zabrac wszystkie nasze rzeczy. Stamtad poprzez oboz posredni (5300 m) docieramy do tzw. advanced base camp (ABC), ktory stanie sie nasza baza na najblizszy miesiac. Lezaca na 5700 m baza pod Cho Oyu (zdjecie) jest jedna z najwyzszych baz w calych Himalajach, co sie zreszta stanie przyczyna ostrej selekcji zdrowotnej wsrod wspinaczy wszystkich wypraw; vide historia Domenico. Ja dzieki wczesniejszym wspinaczkom w Nepalu mam nad innymi lekka przewage w aklimatyzacji i czuje sie bardzo dobrze. Po 3 dniach pobytu w bazie czas ruszyc do gory. Podejscie do miejsca obozu I odbywa sie po niezwykle stromym piargu, zwanym "killer slope". Juz na grani na wysokosci 6400 m w dniu 22 kwietnia staje "jedynka". Tu spotykam Olafa, silnego jak tur Szweda, ktorego celem jest zjechanie ze szczytu na nartach. Wlasnie zalozyl "dwojke", ale byl skrajnie wyczerpany i choc robilo sie ciemno, byl zdeterminowany pociagnac az do bazy. Jak sie pozniej okazalo, byla to sluszna decyzja, gdyz z powodu obrzeku pluc Szwed ledwo dotarl do bazy, gdzie rozpoczeto natychmiastowa interwencje i na tlenie odeslano go w dol.
Po zejsciu i kilkudniowym odpoczynku znowu ruszamy do gory, tym razem celem zalozenia obozu II. Pomiedzy I i II zaczynaja sie trudnosci techniczne w postaci dwoch barier lodowych. Pierwsza ma okolo 50 m 70- do 85-stopniowego lodu, druga to okolo 100 m lodu do 80 stopni. Juz na pierwszej z nich alpinista z RPA, z ktorym sie wspinam, ma powazne problemy i musze osobiscie wciagnac jego plecak (tak z 25 kg). Po tej zabawie obaj jestesmy wyczerpani i biwakujemy pod drugim serakiem. Nastepnego dnia dochodzimy do miejsca wlasciwej "dwojki" (7050 m), gdzie w pogarszajacej sie pogodzie zaczynamy zmudne kopanie platformy po namiot. Potem juz tylko w dol, i to szybko, bo jestem naprawde zmeczony. Do bazy dochodze skrajnie wyczerpany i wale sie spac. Plan aklimatyzacyjny zostaje jednak wykonany i jestem juz gotowy do ataku szczytowego. Jak sie pozniej okazalo, pogoda miala inne plany, gdyz spod Everestu przyszly huraganowe wiatry, ktore zniszczyly wiele namiotow i zatrzymaly ludzi w bazie. Kolejne ataki szczytowe zalamuja sie i wiele ekip opuszcza gore z niczym. Szerpowie kreca glowami: tak fatalnej pogody nie bylo tu od dawna.
Wreszcie okolo 4 maja powialo nadzieja. Wedlug szwajcarskiej prognozy, w ciagu 24 godzin prady powietrza maja sie przesunac w kierunku Pakistanu -- to nasza szansa! w bazie zaczynaja sie goraczkowe przygotowania do wyjscia do gory. Jednak i nastepny dzien przynosi rozczarowanie -- huragan nadal trwa, czekamy...
Piatego maja wiatr rzeczywiscie ustaje, co oznacza zielone swiatlo do wymarszu. Strumien ludzki rusza do gory. Ja bede sie wspinal solo, po ostatnich konfliktach z moim polskim partnerem zdecydowalismy sie rozdzielic.
6 maja wiatr znowu sie odzywa, jestem jednak zdeterminowany isc dalej do gory, choc Szerpowie z innych wypraw odradzaja mi to, twierdzac, iz nastepnego dnia bedzie spokojnie. Z bardzo mieszanymi uczuciami decyduje sie zostac w jedynce. Boje sie, ze moge stracic okno pogodowe a tym samym szczyt. Tymczasem 7 maja wita nas piekna pogoda i zero wiatru! Znowu karawana ludzi rusza w kierunku obozu drugiego. Ja, bedac sam w namiocie, oczywiscie przysypiam troche i grzebiac sie niemilosiernie wychodze z obozu jako jeden z ostatnich. Jest godzina 10 rano. Jestem jednak swietnie zaaklimatyzowany i w dobrej formie, zaczynam wiec szybko mijac ludzi na poreczowkach i po zaledwie 5 godzinach osiagam oboz II (poprzednio 9 godzin na dwie raty).
8 maja -- pogoda sie utrzymuje! Przebieram sie w komplet puchowy i ruszam w kierunku "trojki". Nakrecam niesamowite tempo, biegnac prawie do gory i po dwoch godzinach osiagam oboz trzeci. W namiocie czuje jednak zmeczenie, poza wszystkim, jest to juz bardzo konkretna wysokosc: prawie 7500 metrow. Klade sie spac, tej nocy ruszam na szczyt.
9 maja, godz. 1.30. Budze sie i zaczynam przygotowania do wyjscia. Jem musli czekoladowe i kilka krakersow, wiecej nie jestem w stanie przelknac. Jeszcze raz sprawdzam sprzet: baterie w czolowce, dwie pary rekawic, zele energetyczne na droge, rozgrzewacze chemiczne do rak itd. -- wszystko jest w porzadku. O 3.45 uderzam w czelusc nocy. Ide szybko i po okolo godzinie docieram na 7650 m, do tzw. yellow band, czyli pasma pionowych skal, zagradzajacych dalsza droge. Scianka ma tylko 15-20 m i jest zaporeczowana, ale jest totalnie pionowa i prawie gladka. Po ciemku, w rakach i na tej wysokosci jest to konkretna przeszkoda. Dalej droga trawersuje w lewo poprzez bardzo nieprzyjemne pola pokruszonych skal, by nastepnie odbic w prawo i do gory stromymi polami snieznymi. Warunki sniegowe sa jednak idealne, gleboki snieg zostal wywiany i powstala bardzo twarda warstwa, po ktorej mozna sprawnie poruszac sie do gory. Okolo 8.30 przekraczam bariere 8000 m. Nastepnie czekaja mnie kolejne odcinki mikstowe i po okolo poltorej godzinie docieram na podszczytowe plateau. Tu juz wieje bardzo silny wiatr a ja tymczasem potwornie oslablem. Do szczytu prawie sie czolgam. Wokol mnie ciagna sie nieskonczone pola lodowe i mnostwo drobnych szczycikow, tak ze bardzo trudno zlokalizowac wierzcholek glowny. W pewnym momencie dochodze na skraj pola lodowego, nad ktorym w odleglosci ok. 30 km goruje sylwetka Everestu, a wiec jestem na szczycie!
Kilka fotek i zaczynam zmudne zejscie w dol. O godz.15 jestem z powrotem w "trojce", gdzie jednak nie zabawiam dlugo, gdyz nie chce spedzic kolejnej nocy na takiej wysokosci. Juz w ciemnosciach osiagam "dwojke", gdzie wale sie spac jak kloda.
W ciagu nastepnych kilku dni likwidujemy baze (oczywiscie nie omija nas kolejne spiecie z poganiaczami jakow, choc tym razem dochodzi do rekoczynow) i w ciagu zaledwie dwoch dni osiagamy Katmandu, skad mam przyjemnosc pisac te slowa. Pozdrawiam jak najserdeczniej.
Kuba Lerner
17.05.2004 WYSOKIE ZNIWA 05/2004 (41)
Jesli nie liczyc Cho Oyu, pierwszymi powaznym sukcesami wiosny 2004 byly wejscia na Yalung Kang (8505 m) i na Makalu (8463 m). Pierwszego dokonal Koreanczyk z 2 Szerpami, na Makalu wszedl podobno 21 kwietnia Sven Gangdal z Dawa Chhiri Sherpa, co jest o tyle dziwne, ze baze wysunieta wyprawa zalozyla 6 kwietnia. Reprodukowane jest zdjecie Norwega na snieznym czubku, jednak bez gorskiego tla. 4 maja zakonczyli wejscie polnocno-zachodnia sciana Baruntse Simone Moro, Denis Urubko i Bruno Tassi. Doszli do NW wierzcholka (7014 m) -- do glownego zabraklo im sil i czasu. Ich droga pokonuje ok. 1000 m nowego terenu (zdjecie). W poczatku maja zaczely sie wejscia na Cho Oyu. Wsrod innych zespolow, 11 maja byli na szczycie Czesi Petr Novak i Petr Maly. Natomiast juz w poczatku miesiaca zalamala sie wyprawa hiszpanska na Manaslu.
Tymczasem w weekend 15--16 maja "puscil" Everest od nepalskiej strony i kilka wypraw odezwalo sie ze szczytu. 15 maja zanotowano 21 wejsc, 16 maja 47. Wsrod szczesliwcow znalezli sie aktorka Annabelle Bond, a takze pierwszy Grek, Georgios Vutyropulos, ktory powiedzial ze "cala Grecja bedzie z niego dumna". Na szczycie rozwinal flage igrzysk olimpijskich. Weszli tez na szczyt dwaj szerpowie: jeden cukrzyk i drugi (wspomniany przez nas niedawno Nawang Sherpa) z proteza powyzej kolana. Szerpa Lhakpa Gelu wszedl po raz 11. Dzisiaj (poniedzialek) pogoda jest prawie bezwietrzna i fala atakow trwa. Na Lhotse wspina sie m.in. Wloszka Nives Meroi, dla ktorej bylby to szosty osmiotysiecznik. Weszla na ten szczyt 65-letnia Japonka Tamae Watanabe, obecnie najstarsza z pan, ktore zdobyly Lhotse. Na Makalu wszedl 16 maja Bask Inaki Ochoa de Olza jako na swoj osmy 8-tysiecznik (latem wybiera sie na K2). Lafaille jest w samotnej drodze na Makalu od polnocy, brak swiezych wiesci od francuskiej trojki na grani wschodniej, podobnie jak od dosc opoznionej angielskiej wyprawy wojskowej, ktora 15 maja zalozyla oboz III. Na Dhaulagiri weszli Argentynczycy a takze Slowency. 14 maja szczyt osiagneli Andrej (47) i Marija (46) Stremfeljowie i Marijan Manfreda (53), 16 maja Matija Klanjscek i Miha Habjan. Dla Mariji jest to czwarty 8-tysiecznik. Pod Annapurna rozbili namioty Denis Urubko, Simone Moro, Boris Korszunow i Bruno Tassi. Aklimatyzacje maja z Baruntse, Moro zapowiada wejscie czesciowo nowa droga. Piotr Pustelnik przekazal informacje, z ktorej wynika, ze sniezyce i wichury opoznily ich dzialalnosc i ze nie maja jeszcze obozu III, koniecznego do zaatakowania szczytu. Czuja sie juz zmeczeni, a roboty jeszcze duzo. 16 maja wyruszyli do ataku ostatniej szansy zespolem Piotr Pustelnik, Siergiej Bogomolow, Peter Hamor i Darek Zaluski. Za nimi maja pojsc Martin Gablik i Aljosa Markas. Czekajmy wiec na wiadomosci.
Z ciekawszych osiagniec sezonu odnotujmy jeszcze wejscie na Chomolhari (7314 m) na granicy Bhutanu i Tybetu Rogera Payne i Julii-Ann Clyma. Probowali oni zrobic nowa droge na polnocnej scianie, ale z powodu wichury nie doprowadzili jej do szczytu (zawrocili z grani polnocno-zachodniej).
Dwie najciekawsze proby: direttissima Everestu od polnocy i polnocna sciana Jannu sa bliskie realizacji. Na Everescie 13 maja sforsowano "magiczna" rzedna 8000 m, by nastepnego dnia w trudnym skalnym terenie rozwiesic kilka dalszych lin. Do szczytu brakuje jeszcze 500 metrow, z tym, ze wyzej teren powinien sie troche polozyc. Na Jannu (7710 m) 14 maja prowadzacy zespol przeniosl hamaki z 7000 m na 7400 m, aktualnie zameldowano przekroczenie rzednej 7500 m -- do szczytu pozostalo juz tylko 200 m, niestety, wciaz solidnie trudnych. "To niewiarygodna sciana -- mowia czlonkowie wyprawy -- zapewne nie ma na swiecie drugiej tak trudnej na tej wysokosci."
Pewne problemy stwarzaja znowu maoisci. Niepokoja oni szczegolnie rejony Annapurny i Makalu. Legitymuja turystow, pobieraja haracze (zwykle w kwocie 1000 rupii) i wystawiaja wlasne przepustki. W Pokharze zdetonowali bombe w hotelu, uprzednio wyprowadziwszy z niego wszystkich mieszkancow. Swiadkiem tego zdarzenia byl zespol Simone Moro.
Na zakonczenie notatki dobra wiadomosc z Pakistanu i Afganistanu: swiatowe agencje odwoluja informacje o smierci Elie Chevieux, ktory z Pakistanu dwa razy zadzwonil do matki. Przy ofiarach w Kabulu znaleziono jego paszport, ale to nie on jest jednym z ukamienowanych Europejczykow. Nie zmienia to oczywiscie faktu, ze bestialski mord wydarzyl sie naprawde. (jn)
15.05.2004 TRENTO NR 52 05/2004 (41)
Najstarszy z festiwali filmow gorskich tym razem odbywal sie pod znakiem jubileuszu K2. Tej tematyce poswiecona byla filmowa retrospektywa a takze galowy wieczor, ktorego gospodarzem byl Reinhold Messner. Do konkursu dopuszczono 58 filmow z 21 krajow. Piecioosobowe Jury pod wodza wloskiego rezysera Maurizia Nichettiego podkreslalo ich wysoka jakosc -- tak techniczna, jak i artystyczno-reportazowa. Ujemna cecha prezentowanych tytulow bylo wrecz obsesyjne powtarzanie sie watkow tresciowych, a takze ideowych refleksji i przeslan. Nagrody przyznawano w 5 kategoriach: Gory, Alpinizm, Ekologia, Badania i eksploracja oraz Sport i przygoda. Jurorom najbardziej podobaly sie filmy z dzialu "Badania i eksploracja", wyrazili natomiast rozczarowanie materialem zakwalifikowanym do bloku "Alpinizm", powielajacym od lat te same schematy w tej samej ogranej stylistyce. Nagrody specjalne otrzymaly m.in. takie filmy, jak "Come polvere di fiume" o beznadziejnosci zycia boliwijskich poszukiwaczy zlota czy "Generation L. -- David Lama", ciekawy portret filmowy austriackiego talentu wspinaczkowego, 13-letniego Davida Lamy. Srebrnymi Gencjanami nagrodzono filmy o Papuasach i o pierwszym udanym solowym trawersowaniu Australii z poludnia na polnoc (Alone across Australia). Za najlepszy film gorski uznano relacje podroznika szwajcarskiego z wedrowki po zakamarkach Chin "Au sud des nuages". Glowna nagroda, Zlota Gencjana Trento, nie zaskoczyla nikogo: otrzymala ja ekranizacja klasycznego juz dziela Joe Simpsona -- film Kevina McDonalda "Touching the Void" (w polskiej wersji "Czekajac na Joe"), ktory jurorzy zgodnie uznali za kolejny kamien milowy w rozwoju kinematografii alpinistycznej. Co wiecej, film ten mial tez zapewnione nagrody publicznosci i dziennikarzy, nie mogl ich jednak otrzymac ze wzgledow regulaminowych.
Uroczysta gala festiwalowa zgromadzila wiele gwiazd alpinizmu wloskiego i europejskiego, gosciem honorowym byl Charles Houston, ktory wystapil pod autentycznym czerwonym parasolem z wyprawy w roku 1953. Honorowe miejsca zajmowali zdobywcy K2 pol wieku temu, leciwi juz Lino Lacedelli i Achille Compagnoni. Glowny punkt programu wieczoru stanowila prelekcja Reinholda Messnera o historii podboju K2, z akcentem na zdobywczej wyprawie prof. Ardito Desio z 1954 roku. Prelegent rozwinal watek konfliktu miedzy prof. Desio a Walterem Bonattim, w taktowny sposob opowiadajac sie za Bonattim i przyznajac, ze bez jego ambitnego udzialu w decydujacej fazie wyprawy nie byloby wloskiego zwyciestwa. O ksiazce Bonattiego i calej kontrowersji pisalismy na naszej stronie (GG 12/01 z 23.12.2001). Reinhold Messner opowiadal tez duzo o sukcesach innych wypraw, sluchacze zauwazyli jednak, ze tylko mimochodem wymienil sukces Kukuczki, zas Wandy Rutkiewicz, pierwszej kobiety na szczycie, nie wspomnial w ogole. Jako prelegent byl wyjatkowo dobrze przygotowany, wydal bowiem wlasnie swoja kolejna ksiazke -- "K2/Chogori -- Der grosse Berg".
Jak zawsze ciekawa impreza towarzyszaca byla -- 18. z kolei -- wystawa aktualnych ksiazkowych nowosci gorskich "Montagna Libri", na ktora wyplynelo z calego swiata (choc glownie z Europy) 750 tytulow wydanych w r. 2003. Zakladajac, ze tylko co ktoras z nowych gorskich ksiazek trafia na wystawe w Trento, mozna wyrobic sobie pojecie, jak ogromna jest swiatowa produkcja ksiazki gorskiej i w jakim tempie wypelniaja sie polki wyspecjalizowanych bibliotek.
13.05.2004 ZMIANY W TATRACH PO 1 MAJA 05/2004 (41)
Nowy cennik w TPN
Od 1 maja o okolo 10% wzrosly ceny oplat za wstep na teren Tatrzanskiego Parku Narodowego. W lecie (od 16 czerwca do 14 wrzesnia) bilet normalny bedzie kosztowal 4.40 zl, ulgowy 2.40 zl. W pozostalym okresie placimy 3.20 zl i 1.60 zl. Doplata do miejscowki na Kasprowy Wierch przez caly rok wynosi 2.14 zl. Nadal mozna kupowac bilety okresowe, 7- i 14-dniowe. W lecie za bilet 7-dniowy bedziemy placic 18 zl (9 zl w przypadku ulgi), a za bilet 14-dniowy odpowiednio 36 zl i 18 zl. Po za szczytem sezonu bilet 7-dniowy kosztuje 13 zl (ulgowy 6.50 zl), 14-dniowy 26 zl (13 zl). Bilety ulgowe przysluguja uczniom, studentom, emerytom, rencistom, osobom niepelnosprawnym i zolnierzom sluzby czynnej. Dzieci do 7 lat nie placa za wstep. Dyrekcja TPN zapewnia, ze podwyzke wymusilo wprowadzenie 7% podatku VAT i nie ma ona zwiazku z przyszlym obowiazkiem odprowadzenia 15% z wplywow za bilety na rzecz TOPR. Warto jednak zauwazyc, ze waznym elementem wzrostu wplywow z biletow wstepu bedzie z cala pewnoscia przedluzenie okresu letniego z dwoch do trzech miesiecy (poprzednio wyzsza oplate za wstep pobierano od 1 lipca do 31 sierpnia). Bez zmian pozostala cena biletow wstepu do Jaskini Mroznej (3 zl i 2.50 zl ulgowy). Nadal bezplatny jest wstep do Muzeum Przyrodniczego TPN przy Rondzie Kuznickim. W zwiazku z nowym podatkiem VAT podrozaly 7% bilety wstepu do Muzeum Tatrzanskiego i jego filii.
Latwiej na granicy
A teraz lepsza wiadomosc tez zwiazana z 1 maja i naszym wstapieniem do Unii Europejskiej, ktore skutkuje liberalizacja przepisow zwiazanych z przekraczaniem granic w ramach wspolnoty. Zniesiono kontrole celna, wystarczajacym dokumentem jest dowod osobisty (zarowno nowy jak i stary wzor), kierowcy nie musza kupowac tzw. "zielonej karty" (wystarczy polisa krajowego ubezpieczenia OC). Nowe przepisy dotycza takze przejsc granicznych na szlakach turystycznych. Kolejnym przelomowym momentem bedzie wprowadzenie w zycie tzw. Ukladu z Schengen. Wowczas granice miedzy Polska a innymi krajami Unii uznawane beda za granice wewnetrzne i "powstanie mozliwosc przekraczania tych granic wewnetrznych w dowolnym miejscu i dowolnej porze doby przez wszystkich obywateli panstw Unii Europejskiej" (oczywiscie z wyjatkiem obszarow, na ktorych obowiazywac beda szczegolne zasady poruszania sie, czyli zapewne na terenie parkow narodowych).
Tatry z nieba
W najblizszym czasie w ksiegarniach na Slowacji bedzie mozna kupic przewodnik po Tatrach zlozony z opracowanych graficznie i opatrzonych komentarzem lotniczych zdjec poszczegolnych dolin i rejonow. Autorem ksiazki jest bardzo ostatnio aktywny wydawniczo Ladislav Janiga, ratownik Horskiej Sluzby. Warto przypomniec, ze Janiga jest jednym z dwoch ratownikow, ktorzy przed 25 laty przezyli katastrofe smiglowca Mi- 8 w Dolinie Mlynicy i doleczyli ciezkie obrazenia.
12.05.2004 HALO, TU ANNAPURNA 05/2004 (41)
Jak wynika z niemal codziennych doniesien Piotra Pustelnika ukazujacych sie na swiatowych stronach internetowych, ostatnie niepogody nie wyrzadzily jego wyprawie wiekszych szkod, jednakze troche opoznily rozwoj akcji. 7 maja Bogomolow, Hamor i Gablik zalozyli na wysokosci 6800--6900 m oboz II, w ktorym spedzili noc. 10 marca zespol Piotra rozpinal poreczowki w kierunku obozu III, kiedy nagle zepsula sie pogoda, a na wspinaczy zeszly niewielkie lawinki. Uznali to za ostrzezenie i szybko wycofali sie do "dwojki", by nastepnie zejsc do bazy. Po wypoczynku -- jesli warunki pozwola -- rusza cala wyprawa do gory, by pociagnac dalej fiksy i ustawic szturmowy juz oboz III. Czasu maja jeszcze sporo, choc nie w nadmiarze, niestety na polowe maja zapowiadane jest przejscie glebszego frontu, ktory moze sypnac sniegiem. Jak to bylo planowane od poczatku, Pawel Jozefowicz opuscil "mBank Era Annapurna S Face Expedition", spod Baruntse pod Annapurne przerzucaja sie Simone Moro i Denis Urubko, choc na poprowadzenie zapowiadanej nowej drogi maja juz raczej male szanse.
12.05.2004 TO JEST ELIE CHEVIEUX 05/2004 (41)
W ostatnich dniach swiat obiegla wiadomosc o bestialskim mordzie w Kabulu, dokonanym na dwoch Szwajcarach, ktorych znaleziono w jednym z peryferyjnych parkow miejskich -- ukamienowanych, uduszonych i przebranych w afganskie stroje. Jak sie dowiadujemy z portalu MountEverest.net, jedna z dwu tragicznych ofiar jest mistrz wspinaczki skalnej i sportowej z polowy lat dziewiecdziesiatych, Elie Chevieux z Genewy, ktory w r. 1995 pierwszy przelamal hegemonie mistrzowska Francuzow. Jako jeden z nielicznych robil drogi 14a (zdjecie). W latach 1996 i 1997 byl mistrzem Szwajcarii, czesto pisaly o nim takze nasze pisma gorskie. Choc pozniej zawodniczo mniej aktywny, pozostal dzialaczem miedzynarodowych komisji (m.in. UIAA), uczestniczac w organizacji zawodow i spotkan wspinaczkowych. Urodzony 7 pazdziernika 1973 w Genewie, wyspecjalizowal sie w fotografii wspinaczkowej i krajoznawczej. W ostatnim roku odbyl podroze fotograficzne po Syberii, Japonii, Indiach, Nepalu. Tej wiosny krecil film pod Annapurna i fotografowal w Pakistanie, ale nie bardzo wiadomo jak znalazl sie w Afganistanie. Cial obu ofiar dotad nie zidentyfikowano, przy zwlokach znaleziono jednak paszport Eliego.
12.05.2004 ALPY - ZAPOWIADA SIE KIEPSKIE LATO 05/2004 (41)
Na pierwszomajowy weekend wybralismy sie w trzy pary (Marzena i Waldek, Monika i Tomek oraz Iwona i ja) w Wysokie Taury. Chcielismy sie przekonac, czy do Austrii naprawde mozna wjechac poslugujac sie tylko polskim dowodem osobistym (mozna!), zamierzalismy tez wejsc na najwyzszy szczyt grupy Granatspitz -- Grosses Muntanitz (3232 m), wnoszacy sie nad schroniskiem Sudetendeutsche Hutte, polozonym na wysokosci ok.2650 m. Jak to czesto bywa, majowa pogoda zredukowala nasze plany. Po szesciogodzinnym podejsciu do schroniska i noclegu we wspanialym pomieszczeniu zimowym, nastepnego dnia mielismy zaledwie dwie godziny pogody, a snieg byl fatalny. Udalo nam sie wdrapac tylko na bliski i latwy Gradoetzspite (3065 m).
Z majowego pobytu (a jezdze wiosna w Alpy od lat) wywnioskowalem, ze w lodowcowych Alpach czeka nas kiepskie lato -- moze nawet gorsze niz rok temu. Sniegu jest -- jak na te pore roku -- wyjatkowo malo, a dlugoterminowe prognozy nie zapowiadaja chlodow. Az strach pomyslec, co bedzie sie dzialo na najlatwiejszych drogach na Mont Blanc w lipcu czy sierpniu.
Andrzej Baron Sklodowski
11.05.2004 CHAMONIX: CZARNA WIOSNA 05/2004 (41)
Tydzien temu pisalem w "Gazetce Gorskiej" o tragediach, jakie ostatnio wstrzasnely naszym miastem. Musze powiedziec, ze "dolina" nie moze sie po nich pozbierac, ze wciaz sa one glownymi tematami rozmow i debat, nieszczescia dotknely przeciez nie nierozwaznych turystow, lecz we wszystkich trzech przypadkach najwyzszej klasy gorskich profesjonalistow. 23 kwietnia pozegnalismy powszechnie znanego i lubianego Andre-Pierre Rhema. Przed Maison de la Montagne zgromadzilo sie okolo 1000 mieszkancow Chamonix i przyjezdnych. Kilku mowcow przedstawilo sylwetke tragicznie zmarlego i jego wysokogorskie zaslugi. Christophe Profit przypomnial wspolne przezycia z malo znanego przejscia sciany Kangtegi w Himalajach. Spoczal Andre-Pierre na cmentarzu w Argentiere, w kwaterze przewodnikow. Na lamach gazet wiele miejsca zajmuje Jean-Claude Mosca-Cervella (zdjecie), wielce zasluzony instruktor l'Ecole Militaire de Haute Montagne (EMHM), zwiazany z ta formacja i szkola od r. 1968. Przypomniano jego odwazne drogi w Alpach, m.in. solowe przejscie Filara Walkera wiele lat temu, a takze jego kluczowe zaslugi w pierwszym przejsciu zachodniego filara Makalu w r. 1971, gdzie defekt aparatu tlenowego uniemozliwil mu dotarcie do wierzcholka. W r. 1979 rownie istotny byl jego wklad w walke Francuzow na poludniowym filarze K2 -- na drodze w r. 1986 dokonczonej przez Wroza, Piaseckiego i Bozika. "Przez przeszlo 34 lata byles wzorem dla naszych stazystow, doradca kierownictwa szkoly oraz wyrocznia i podpora dla kolegow-szkoleniowcow" -- mowil plk Martin, komendant EMHM.
Mieszkancow "doliny" i cale srodowisko gorskie ostatecznie dobila niewiarygodna wiadomosc o smiertelnym locie Patricka Berhaulta z grani miedzy Taschhornem a Dome. "Upadek giganta" -- zatytulowala swoj czolowkowy material "Le Dauphine Libere" (zdjecie). Patrick nalezal od lat do panoramy Chamonix, tak jak Mont Blanc panujacy nad dolina, cieszyl sie tez slawa miedzynarodowa. W zalobie pograzone sa srodowiska wysokogorskie Alp Nadmorskich, skad pochodzil. Do rodziny zmarlego i do ENSY naplywaja depesze kondolencyjne. Autorem jednej jest minister Mlodziezy i Sportu, Jean-Francois Lamour. "Ten dramat uswiadamia nam raz jeszcze -- pisze -- ze swiat gor jest zywiolem nieprzewidywalnym, nawet dla tych najlepszych." Z glebokim wspolczuciem wypowiada sie prasa, gdyz wszyscy dziennikarze osobiscie znali Patricka. "Wiosna ciezka, gorzka i czarna" -- napisal Antoine Chandellier w "Ecoles Formations".
Teddy Wowkonowicz
11.05.2004 ROK 2003 W HIMALAJACH INDYJSKICH 05/2004 (41)
Mamy przed soba tegoroczny zeszyt "The Himalayan Club Newsletter" -- niegruby (ok. 50 stron), lecz bogaty w tresc i starannie zredagowany (Harish Kapadia, Monesh Devjani). Najwazniejszym opracowaniem jest zestawienie "Expeditions to the Indian Himalaya 2003" (ss.5--16). Okazuje sie, ze o ile w roku 2003 liczba wypraw krajowych utrzymala sie na srednim poziomie (80), naplyw ekip z zagranicy raptownie zmalal (35), m.in. z powodu sytuacji politycznej w Azji oraz epidemii SARS. Na dodatek pogoda nie byla laskawa i wiele zespolow nie zdolalo utrafic w krotkie na ogol przejasnienia. Wyprawy indyjskie kierowaly sie przewaznie ku szczytom czesto odwiedzanym, takim jak Jogin III, Bhagirathi II, Kedar Dome czy Manali. Z wypraw obcych, 20 rowniez wybralo popularne standardy (zdjecie), a 15 rozbilo namioty w Gangotri. Az 5 zespolow atakowalo tego lata Thalay Sagar (6904 m), po 3 Shivling (6543 m) i Bhagirathi III (6454 m). W rejonie Nanda Devi doszlo do przepychanek biurokratycznych: na miejscu okazalo sie, ze zezwolenie z Delhi nie jest respektowane przez wladze Uttaranchal, ktore wydaja wlasny papierek i domagaja sie ponownej oplaty.
Do najlepszych osiagniec sportowych sezonu naleza 3 piekne nowe drogi na Thalay Sagar: francuska, bulgarska i holenderska (GG 10/03 z 19.10.2003 i GG 10/03 z 31.10.2003). Z powodu slabej pogody, na Shivling nie udalo sie wspiac nikomu, nawet bojowym Czechom Petera Novaka. Z trzech wypraw na Bhagirathi III (zdjecie) tylko jedna -- szwajcarska Ursa Stockera -- zdolala zrealizowac plany: Amerykanie i Hiszpanie odmaszerowali z kwitkiem. Nie powiodly sie obie wyprawy na Meru Shark's Fin (6450 m), mimo iz w skladzie jednej z nich byl slynny Conrad Anker. Rowniez dwie wyprawy amerykanskie na Changabang (6866 m) i Kalanke (6553 m) nie dotarly do szczytow, podobnie jak polska dwojka na bezimienny szczyt 6193 m w poblizu Nandanvan w Gangotri. Polacy (Robert Sieklucki z towarzyszem) przyjechali juz w polowie kwietnia i -- jak czytamy w HCN -- z powodu wielkich sniegow zawrocili z wysokosci 5450 m.
Interesujacych sukcesow -- takze eksploracyjnych -- bylo kilkanascie. Dwie wyprawy policyjne z Punjabu dokonaly pierwszych wejsc na trudne wierzcholki 6325 i 6181 m szczytu Lampak w Centralnym Garhwalu. 9-osobowa indyjska wyprawa kobieca weszla na Argan Kangri (6789 m) we wschodnim Karakorum (por. GG 10/01 z 02.10.2001 "Sa jeszcze takie gory"). Bylo to zapewne I wejscie, chociaz w r. 1970 w tej okolicy indyjska wyprawa wojskowa zdobyla podobnie usytuowany szczyt, nie wiadomo jednak jaki. Do ciekawszych osiagniec naleza tez IV wejscie na trudny i odludny Gya (6794 m -- na styku Ladakhu, Spiti i Tybetu) oraz wspinaczki na Kamet (7756 m) grania polnocno- zachodnia i sciana polnocno-wschodnia. Wejsc tych dokonal silny zespol Marynarki Indyjskiej, dziesiatkowany przez AMS. Inna wyprawa Sil Morskich wspiela sie na Saser Kangri IV (7364 m), zalamala sie jednak szturmujac Saser Kangri I (7672 m). W Himalajach Nepalskich wyprawa indyjsko-nepalska, zorganizowana w ramach obchodow jubileuszu Everestu, dokonala wejsc na Lhotse (13 V 2003) i na Everest (22 i 26 V 2003). Obszerniejsze relacje z dzialalnosci wyprawowej w Himalajach Indyjskich maja sie ukazac w najblizszym "Himalayan Journal". (jn)
11.05.2004 ZMARL PROF. SLAWOMIR CHOJNACKI 05/2004 (41)
W dniu 2 maja 2004 zmarl prof. dr hab. Slawomir Chojnacki, fizyk jadrowy, pracownik Instytutu Fizyki Doswiadczalnej Uniwersytetu Warszawskiego oraz Instytutu Fizyki Akademii Swietokrzyskiej w Kielcach. Wspinal sie (duzo w skalkach) od poczatku lat piecdziesiatych, m.in. jako partner Marka Stefanskiego, podczas nauki w Lodzi ukonczyl kurs taternicki. Nabozenstwo zalobne zostanie odprawione w srode w dniu 12 maja o godz. 14 w kosciele Sw. Anny na Krakowskim Przedmiesciu, nastepnego dnia (13 maja) odbedzie sie pogrzeb w rodzinnym Bodzentynie.
Anna Okopinska
01.05.2004 CHAMONIX W ZALOBIE 05/2004 (41)
Ostatnie dni byly ciezkie dla Chamonix i dla calego alpinizmu francuskiego: w ciagu tygodnia w Alpach stracili zycie trzej wspinacze nalezacy do absolutnej francuskiej czolowki. W dniu 20 kwietnia 2004 zabil sie Andre-Pierre Rhem (35), o ktorym w ostatnich latach glosno bywalo w gazetach po jego kolejnych wspinaczkowych i narciarskich wyczynach -- nie tylko w Alpach, ale i w Kaukazie a nawet w Himalajach. Nalezal do pionierow surf extreme, z powodzeniem uprawial tez base-jumps. Wraz z 3 kolegami wybral sie on na wloska strone Mont Blanc, z zamiarem dokonania kilku zjazdow na surfie. Wypadek nastapil w gornej czesci kuluaru spadajacego z Pointe Helbronner (3462 m), kiedy po kilku skretach najechal na niewielka deske sniezna ukryta pod swiezym opadem. Deska urwala sie wraz z nim i rzucila go przez prog skalny, powodujac smierc na miejscu. W dwa dni pozniej, 22 kwietnia, nastapil drugi cios. Podczas zjazdu (wraz z synem) z Aiguille du Midi przez Couloir des Cosmiques stracil zycie inny znany przewodnik i dlugoletni instruktor l'Ecole militaire de haute montagne, Jean-Claude Mosca (60). Kuluar ma 800 m wysokosci, jest stromy (45--50*) i bardzo niebezpieczny. W jego gornej czesci alpinista nagle zgubil narte, co spowodowalo jego 200-metrowy upadek, zakonczony uderzeniem w skaly. Peleton ratowniczy zandarmerii zjawil sie bardzo szybko i ciezko rannego przerzucono do szpitala w Genewie, gdzie nastepnego dnia rano zmarl, glownie wskutek obrazen wewnetrznych. Wychowawca wielu generacji alpinistow, skialpinistow, ratownikow, strzelcow alpejskich byl w Chamonix postacia ogolnie znana i szanowana, zarowno jako swietny profesjonalista, jak i wyjatkowej klasy czlowiek. Jakby tego bylo malo, dzisiaj (29 kwietnia) nasze miasto porazila nowa tragiczna wiadomosc: podczas wejscia na Dome (4545 m) spadl i zabil sie wielki Patrick Berhault, ktorego zimowe zmagania z alpejskimi 4-tysiecznikami co dnia sledzilismy w telewizji. Trumne ze zwlokami wystawiono w kaplicy ENSY, skad 3 maja zostanie uroczyscie wyprowadzona do krematorium. Berhault i Rhem weszli m.in. na Everest, Berhault i Mosca byli czlonkami GHM.
Te trzy tragedie gleboko poruszyly Chamonix, nawykle przeciez do nieszczesliwych wypadkow. Dotknely tez mnie osobiscie, poniewaz wszystkich trzech zmarlych moge zaliczyc do dobrych znajomych. Oby byl to koniec czarnej serii!
Teddy Wowkonowicz, Chamonix
Au revoir, Patrick
Nazwisko Patricka Berhaulta (zdjecie) nieraz przewijalo sie przez lamy naszej gazetki i "Glosu Seniora". Urodzil sie 19 lipca 1957 roku, wsrod przyjaciol znany byl jako "Berobocop". Mimo 47 lat, nalezal do najaktywniejszych alpinistow francuskich. "Poznalem go w 1976 -- wspomina Jean-Claude Marmier -- wspinal sie ostro na scianach Verdon i juz wowczas byl jasna gwiazda." Wiele wspinaczek odbyl ze swym przyjacielem z lat szkolnych, Patrickiem Edlingerem. Ok. 1980 r. slynal z wejsc super szybkich (ascensions ultra rapides), czesto wykonywanych solo: Bonatti-Zapelli na Filarze naroznym w 2 godz., Dufour-Frehel na tejze scianie 3 godz., Davaille na Droites w 5 1/2 godz., polnocny kuluar Drus w 6 1/2 godziny... Rownoczesnie nalezal do awangardy francuskiej wspinaczki sportowej. To on w r.1980 poprowadzil glosna droge "Pichenibule" 7b+, a rok pozniej -- z Bouvierem -- "Chimpanzodrome", bedaca pierwsza francuska 7c+. Potem byl dlugi okres nowych drog w Alpach, pierwszych przejsc zimowych i imponujacych lancuchowek, takze podejmowanych solo. Medialnej popularnosci przysporzyl mu 800-metrowy upadek w masywie Trois Dents w Pelvoux. Uczestniczyl w kilkunastu wyprawach, lecz nie zagustowal w tej dzialalnosci. W Afryce zostawil kilka ladnych drog w Hoggarze, wszedl tez na Kilimandzaro. W Andach byl na Alpamayo i przeszedl polska droge na Aconcagua (1993). W r. 1980 probowal wejsc na Nanga Parbat a w 1982 na Jannu jej polnocna sciana. W r. 1988 zdobyl szczyt Shisha Pangmy -- po eksperymentalnej aklimatyzacji w domu w specjalnym nadmuchiwanym worze. W r. 1994 uczestniczyl w ambitnej probie przejscia filara Nuptse East (ostatecznie pokonanego 2003 przez Babanowa), 23 maja 2003 zaatakowal bez maski tlenowej Mount Everest.
Glownie jednak zaskakiwal nas swoimi wielkimi realizacjami alpejskimi. W GS 02/01 zamiescilismy notatke T. Wowkonowicza "Pol roku na graniach Alp", relacjonujaca jego wedrowke wzdluz calego luku Alp, od Slowenii po Menton, z wejsciami na 22 wazniejsze (topograficznie i historycznie) szczyty. Zaczal swoj maraton 27 sierpnia 2000, skonczyl 9 lutego 2001 -- GHM nagrodzila go "Zlotym Czekanem". W lutym 2003 z "bazy" na 3850 m przeszedl w dwu rzutach 16 najtrudniejszych i najciekawszych drog (w tym polska) na poludniowych scianach Mont Blanc, historycznie laczacych 40 lat eksploracji wspinaczkowej Alp. Za wyczyn ten otrzymal "Cristal FFME" 2003. W ostatnich tygodniach z uznaniem sledzilismy jego postepy w realizacji programu "82 czterotysieczniki Alp w 82 dni" (GG 03/04 z 22.03.2004). Do dnia 31 marca w 31 dni wszedl wraz z Philippem Magnin na 31 szczytow. 28 kwietnia mieli juz za soba 67 szczytow, czyli przeszlo 3/4 calej serii. I oto tragiczna wiadomosc: po wejsciu na Taschhorn (4491 m), podczas drogi (bez asekuracji) 3-kilometrowa ostra grania w kierunku Dome (4545 m) w Alpach Wallijskich, o godz.11.30 Patrick spadl 600 m w urwiska sciany wschodniej. Przyczyna upadku bylo podobno przerwanie nawisu (jak kiedys Fritz Kasparek, Hermann Buhl...). "Najpierw nie chcielismy uwierzyc -- mowia jego koledzy z Mountain Wilderness -- Nie, to niemozliwe, to nie on, przeciez nie ten najlepszy z najlepszych..." A jednak!
Od r. 1990 Patrick byl dyplomowanym przewodnikiem alpejskim a od 1991 profesorem ENSA. Napisal 3 ksiazki o swoich przezyciach i przemysleniach gorskich: "Les gestes de l'escalade", "Encorde mais libre" i "Le grand voyage alpin". Pracowal nad kolejnymi tytulami. Mowiono o nim "legenda francuskiego free climbingu". Slynal z czystosci stylu i niemal saskiej etyki wspinaczkowej. Byl wrogiem hakowek, ferrat, poreczowania scian. W r. 2000 nalezal do zespolu tworzacego "kodeks etyczny" alpinizmu. Jako milosnik przyrody gor, dzialal z oddaniem w Mountain Wilderness, przez 2 lata prezesowal jej francuskiej sekcji. Wystepowal w prestizowych spektaklach tancow w pionie (danse escalade), jego mistrzostwo skalne bylo wykorzystywane w ok. 20 filmach do zadan aktorskich, dublerskich i kaskaderskich, m.in. w 5 filmach Chevaliera oraz w filmie Polanskiego "Piraci". Jego niespozyte sily sprawialy, ze studenci ENSY nazywali go "mutantem". Byl Patrick przy tym czlowiekiem skromnym, stronil od telewizji, nie kokietowal prasy. Przeszukalismy dzis kilkanascie stron internetowych z pozegnaniami alpinisty: zadna nie zawiera jego przyzwoitego zyciorysu! "Co mnie w nim uderzalo -- wspomina Walera Babanow -- to wielka otwartosc i zupelny brak gwiazdorskiej zarozumialosci. Zarowno jego dorobek sportowy, jak i walory ludzkie, moga byc wzorem dla wielu z nas." Zrobil dla gor wysokich i rozwoju sportow wspinaczkowych bardzo duzo, ale jeszcze wiecej mial do zrobienia. Dla alpinizmu francuskiego, w ostatnich latach tak ciezko doswiadczanego bolesnymi stratami, kolejny dotkliwy cios.
A sa famille et nos amis francaises, notre journal adresse ses plus sinceres condoleances.
Jozef Nyka